Nie da się ukryć, że z polskiej perspektywy słowa Georgette Mosbacher były skandaliczne i nie powinny nigdy paść. Moim zdaniem jednak, był to z jej strony zaledwie błąd – a nie zapowiedź jakiegokolwiek ochłodzenia na linii USA-Polska – mówi portalowi niezalezna.pl dziennikarz, amerykanista Wiktor Młynarz.
Jak pisał portal niezalezna.pl, nominowana na stanowisko ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher wystąpiła wczoraj przed komisją spraw zagranicznych Senatu. Zapowiedziała, że jeśli Senat zatwierdzi jej nominację, to „służba w Polsce będzie najważniejszym obowiązkiem w jej całym życiu”.
CZYTAJ WIĘCEJ: Ma być ambasadorem USA w Polsce. A już jej słowa wywołały skandal i reakcję MSZ
Mosbacher, która nie jest zawodowym dyplomatą, przywołała słynne wystąpienie prezydenta Donalda Trumpa w Warszawie, w którym amerykański przywódca podkreślił, że „silna Polska jest w interesie Stanów Zjednoczonych”.
Oznacza to, że Polska jest suwerenna i niezależna z silnymi konstytucyjnymi swobodami, że jest militarnie bezpieczna, że jest gospodarczo dynamiczna i prężna
- dodała ze swej strony Mosbacher.
Mosbacher, która sama siebie określa jako „ucieleśnienie American Dream”, zwróciła uwagę w swym wystąpieniu na to, że Polska również jest „przykładem fenomenalnego sukcesu gospodarczego jako kraj, który od 1990 r. potroił wartość PKB na głowę mieszkańca”.
Jednak następnie odpowiadając na pytania senatorów, Mosbacher, którą od dawna łączy przyjaźń z obecnym prezydentem USA, obiecała też, iż dołoży wszelkich starań, by polskie władze przyjęły uchodźców. Zamierza również, po przybyciu do Warszawy, sprzeciwiać się wszelkim przejawom bigoterii i antysemityzmowi.
Zapytana o wzrost antysemityzmu w Europie stwierdziła:
Niestety został on wywołany przez prawo dotyczące Holokaustu, które Polska niedawno uchwaliła.
Ponadto Mosbacher zapowiedziała, że „zdaje sobie sprawę z zastrzeżeń odnoszących się do poszanowania instytucji demokratycznych w Polsce, ograniczania wolności słowa, niezawisłości sądów i rządów prawa”. I zapowiedziała, że w przypadku zatwierdzenia jej nominacji jest „gotowa dać wyraz swemu przywiązaniu do podstawowych swobód” i demokracji.
Nie da się ukryć, że z polskiej perspektywy słowa Georgette Mosbacher były skandaliczne i nie powinny nigdy paść. Moim zdaniem jednak, był to z jej strony zaledwie błąd – a nie zapowiedź jakiegokolwiek ochłodzenia na linii USA-Polska
- komentuje słowa bizneswoman dziennikarz „Gazety Polskiej Codziennie” Działu Świat Wiktor Młynarz.
Musimy bowiem pamiętać o tym, jak Polskę i polskie sprawy przedstawia się w zachodnich mediach. Dysproporcja jest ogromna i typowy mieszkaniec Zachodu widzi w praktyce argumenty tylko jednej strony polskiego sporu politycznego. Mosbacher najwyraźniej nie jest tutaj wyjątkiem – i jej błąd polegał na tym, że nie zapoznała się bliżej z tematem, zamiast tego opierając się na medialnych doniesieniach. Zapewne nie zdawała sobie nawet sprawy, że jej stwierdzenie o zagrożeniu demokracji w Polsce zostanie u nas jednoznacznie odebrane jako poparcie dla opozycji. W praktyce jednak nie wiązałbym z jej słowami większych obaw – powiedziała, co powiedziała, bo zależy jej na uzyskaniu pozytywnej opinii komisji i jak najszybszym przebrnięciu przez proces potwierdzenia i zapewne nie była świadoma tego, jak to będzie odebrane w Polsce
- mówi amerykanista.
Jak podkreśla dziennikarz, „dużo bardziej skandaliczne były jej słowa o wzroście antysemityzmu w Polsce wywołanego ustawą o IPN”.
Przede wszystkim żaden taki wzrost nie nastąpił – wprost przeciwnie, wszystkie dostępne statystyki pokazują, że w przeciwieństwie do Europy Zachodniej liczba aktów antysemickich w Polsce – która nigdy nie była szczególnie wysoka – od kilku lat zauważalnie spada. Może w przyszłorocznych raportach będzie ich nieco więcej – ale nie sądzę, żeby ustawa o IPN miała spowodować znaczący wzrost
- zaznacza.
Słowa pani ambasador są więc nie do obrony. Ale warto pamiętać o tym, że w USA trwa właśnie bardzo ważny rok wyborczy. Lobby żydowskie jest bardzo dobrze zorganizowane i ma ogromny wpływ na amerykańską politykę – co nie jest z mojej strony zarzutem, bo trudno ich winić, że wykorzystują dostępne środki do walki o swoje interesy. Sympatyzujący z Republikanami Amerykańsko-Izraelski Komitet Spraw Publicznych (AIPAC) to jedna z najpotężniejszych organizacji lobbingowych w USA i jej poparcie często decyduje o być albo nie być kandydata – a nie jest przecież jedyną podobną organizacją. Stosunek strony żydowskiej do ustawy o IPN jest powszechnie znany i pani ambasador chciała zapewne pomóc partyjnym kolegom w zdobyciu ich poparcia. Znamienny moim zdaniem jest fakt, że w oficjalnym oświadczeniu wydanym przez Mosbacher żadne słowa o antysemityzmie już nie padają
- podkreśla Wiktor Młynarz.
W skądinąd słusznym oburzeniu na jej słowa nie możemy też zapominać o tym, że cała reszta wystąpienia była bardzo pozytywna i pod naszym adresem padło wiele ciepłych słów. Mosbacher przede wszystkim powtórzyła słowa Trumpa z Warszawy o tym, że w interesie USA leży bezpieczna Polska i podkreśliła, że Polska jako jedno z niewielu państw NATO spełnia wymóg inwestowania 2 proc. PKB w obronność i ma zamiar zmodernizować armię. Podkreśliła również, że Polska będzie dobrym rynkiem dla amerykańskich firm energetycznych. A to oznacza, że dwie najważniejsze dla nas sprawy – wzmocnienie wschodniej flanki NATO i dywersyfikacja źródeł energii – wydają się niezagrożone
- zauważa dziennikarz „Gazety Polskiej Codzieniie”.
Młynarz podkreśla również, że „Mosbacher jest bardzo ważnym graczem w amerykańskiej polityce”.
Co ważne, wybija się poza tamtejsze podziały i jest szanowana przez wszystkie strony, od ludzi Trumpa, przez neokonserwatystów aż do Demokratów. Nie jest jednak zawodowym dyplomatą i zapewne podobne wpadki zdarzą się jej jeszcze nie raz. Ja osobiście dałbym jej szansę zamiast skreślać ją na starcie – mogę się mylić, ale mam wrażenie, że ostatecznie będziemy z tej nominacji bardzo zadowoleni
- podsumowuje amerykanista.