Gazeta Polska: Oni obawiają się Karola Nawrockiego. Atak metodami rosyjskimi nie był przypadkowy Czytaj więcej!

Nikki Haley vs. Donald Trump. "Gazeta Polska": Faworyt i gra o władzę

Prawybory Partii Republikańskiej wydają się rozstrzygnięte, a w nadchodzącym starciu to urzędujący prezydent Joe Biden będzie zmuszony odrabiać straty. Świat i USA zaczynają się przygotowywać na drugą kadencję Donalda Trumpa - pisze "Gazeta Polska".

Donald Trump
Donald Trump
Liam Enea, CC BY-SA 2.0 <https://creativecommons.org/licenses/by-sa/2.0> - Wikimedia Commons

„Jednak Trump” – taki tytuł nosił mój tekst z 27 lipca 2016 roku, opublikowany na cztery miesiące przed elekcją. To był mój pierwszy artykuł zamieszczony przez „Gazetę Polską”. Zwracałem uwagę, że Hillary Clinton może być dużo mniej bezpiecznym wyborem, niż wielu sądzi. „Z kolei niepewność związana z kandydatem republikanów nie musi być pozbawiona wszelkiej nadziei. Oczywiste ryzyko, potencjalny zysk” – pisałem. 

Zarówno prezydentura Trumpa, jak i dokonania Bidena zdają się potwierdzać mój ówczesny sąd. Trump mówił rzeczy niepokojące, ale w większości w polityce zagranicznej robił to, co trzeba. Biden zwykle mówi to, co trzeba, ale źródłem coraz większego niepokoju nie są jego tweety, ale świat, który pozostawi po swojej pierwszej kadencji. 

Haley, DeSantis i establishment GOP

W republikańskich prawyborach w Iowa i New Hampshire mieliśmy powtórkę z rozrywki. Mimo że establishment partii, wpływowi komentatorzy, a nawet stacja Fox News starali się postawić na kogoś innego, ostatecznie powtórzył się rok 2016, gdy okazało się, że hasło „Nigdy Trump” było tylko chwilowym retorycznym opioidem dla tych, którzy nie byli gotowi powiedzieć: „Jednak Trump”. 

Pierwszym rozczarowaniem okazał się Ron DeSantis, w którym wielu widziało Trumpa 2.0, polityka, który połączy retorykę MAGA ze sprawnym zarządzaniem, a tym zaimponował jako gubernator Florydy. Ale DeSantis, bojąc się zdecydowanej konfrontacji z Trumpem, czemu trudno się dziwić, przez sporą część wyborców został potraktowany jako „Trump bezkofeinowy”. Gubernator Florydy wycofał się z wyścigu, udzielając na koniec poparcia Trumpowi, za co ten odpłacił obietnicą wycofania się z określenia „Ron DeSanctimonious”. 

W debatach, które nieobecność Trumpa sformatowała jako starcie o drugie miejsce, od DeSantisa, któremu ewidentnie brakowało charyzmy, dużo lepiej radziła sobie Nikki Haley. Była ambasador przy ONZ nie bała się uderzać w Trumpa, a jej wywodzący się z neokonserwatywnej tradycji katalog wartości mógł budzić nadzieję w naszej części Europy. Ale te słuszne poglądy były też problemem i mogą się okazać łabędzim śpiewem partyjnego establishmentu, który stracił kontakt ze swoją polityczną bazą. 

Nastroje wyborców wyczuwa i często kreuje Trump, a przez to np. zniuansowane podejście Haley do wojny na Ukrainie – podkreślanie konieczności dalszego wsparcia Kijowa przy jednoczesnej krytyce Bidena – kompletnie do nich nie pasuje i pozostaje propozycją mniejszościową. Jak można w czymkolwiek zgadzać się z Bidenem? Walka toczy się o najwyższą stawkę, a oni (czytaj: demokratyczny establishment) robią wszystko, by Trumpa zniszczyć. 

Stan gry: wiceprezydentura

New Hampshire miało być twierdzą Haley. Po wycofaniu się DeSantisa Trump pokonał ją o ponad 10 pkt proc. i przekroczył granicę 50 proc. oddanych głosów. Ale co ciekawe, Haley nie wycofała się z wyścigu po porażce. 

W ogólnonarodowych sondażach przewaga Trumpa jest przytłaczająca, według średniej FiveThirtyEight z 26 stycznia cieszy się on poparciem 70 proc. wyborców republikańskich, a Haley zaledwie 14,5 proc. Spojrzenie na sondaże w następnym prawyborczym stanie, Karolinie Południowej, może jednak wyjaśniać strategię Haley. Według średniej z 26 stycznia: 62,5 proc. – poparcie Trumpa, 29,3 proc. – poparcie Haley. Nikt nie nazwałby tego bliskim wyścigiem, ale w tym momencie co innego jest ważne. Nadal prawie 30 proc. wyborców republikanów w stanie chce dać wyraz temu, że życzyliby sobie innego kandydata. Co więcej, to Haley zdaje się konsumować większość poparcia, które wcześniej szło na konto kandydatów, których dziś nie ma w wyścigu.

Zdaje sobie sprawę z tego sam Trump, który zareagował dość nerwowo na wytrwanie Haley w wyścigu. Jego wpis na Truth Social o rywalce warto tu szerzej przytoczyć:

„Nikki »Ptasi Móżdżek« Haley jest bardzo zła dla Partii Republikańskiej i, w istocie, dla naszego kraju. (...) Kiedy kandydowałem i wygrałem, zauważyłem, że darczyńcy przegranej kandydatki od razu do mnie przychodzili i chcieli »pomóc«. To standard w polityce, ale już nie u mnie. Każdy, kto wspiera Ptasi Móżdżek, od tej chwili będzie trwale wykluczony z obozu MAGA. Nie chcemy ich i nie będziemy ich akceptować, ponieważ stawiamy Amerykę na pierwszym miejscu i ZAWSZE BĘDZIEMY!” (podkreślenie w oryginale). 

Nie po raz pierwszy pojawiają się deklaracje Trumpa o tym, że jego druga kadencja będzie się tym różniła od pierwszej, że zamknie drzwi szerszemu zapleczu Partii Republikańskiej i postawi na przedstawicieli ruchu MAGA. Jak zwraca uwagę Jeffrey Blehar z National Review, ta strategia może się okazać przeciwskuteczna, bo choć Trump ma na tyle mocną pozycję w prawyborach, że może sobie pozwolić na powiedzenie ludziom wspierającym Haley: „Nie potrzebuję was”, to będzie ich potrzebował w starciu z Joem Bidenem, które przy dokładnej analizie sondaży może być dużo bardziej zacięte, niż wydaje się tym, którzy już dziś ogłaszają zwycięstwo Trumpa. 

Oczywiście nie chodzi o scenariusz, w którym wyborcy Haley zagłosują na Bidena, mającego spore szanse na trofeum dla najgorszego kandydata w historii politycznej USA. Ci wyborcy mogą po prostu pozostać w domu, a jak pokazały wybory w 2020 roku (wraz z uzupełniającymi wyborami do Senatu w Georgii) i wybory w 2022 roku, radykalizm MAGA niesie ze sobą realny potencjał demobilizacyjny. 

Na stole pozostaje jeszcze decyzja, kto będzie kandydatem na wiceprezydenta, z którym Trump pójdzie do wyborów. To sprawa także kluczowa dla Polski, bo jeśli wierzyć w choć część treści pamiętników ludzi z Białego Domu Trumpa, jego najbardziej destrukcyjne zapędy, np. dotyczące NATO, były hamowane przez bardziej jastrzębich doradców. 

Opcji wiceprezydenckich jest kilka. Opcja turbo MAGA – np. kandydatura Tuckera Carlsona – tu Trump ma niewiele do zyskania w wyborach. Opcja pośrednia: Ron DeSantis – nowo odnaleziona zażyłość i sympatia zdają się na to wskazywać. Opcja rekoncyliacji z establishmentem – Haley – z oczywistych względów raczej odpada. Jednak kontynuacja przez nią walki może mieć za cel utrzymanie w grze establishmentowego obozu – tu potencjalnym czarnym koniem może się okazać np. senator Tim Scott, który dość szybko wycofał się z wyścigu o nominację. 

Od Partii Republikańskiej przez Amerykę i władających Europą po rządzących w Polsce i polską prawicę – wszyscy powinniśmy zacząć brać pod uwagę świat, w którym hasło: „Jednak Trump” stanie się realne. Pozostaje tylko liczyć, że przywitamy go czymś mądrzejszym niż tweetem:

„Jeden Donald wystarczy”.  

 



Źródło: Gazeta Polska

Maciej Kożuszek