Niemiecki rząd szykuje się na niezwykle trudne relacje transatlantyckie. Tak naprawdę nie jest na to przygotowany - twierdzi portal Deutsche Welle po wyborach w Stanach Zjednoczonych. Administracja Olafa Scholza przyjmuje ciężkie ciosy za całkowite poparcie dla Demokratów i błędną wiarę w zwycięstwo ich kandydatki.
Jednym z problemów Niemiec w obliczu powrotu Trumpa do Białego Domu jest ich mały nakład środków na obronność. Już za poprzedniej prezydentury Republikanin krytykował Berlin za to, że korzystają z ochrony USA bez znaczącego wkładu własnego.
"Jeśli nadal będziemy się miotać i argumentować, że mamy specjalne fundusze [dla Bundeswehry], dlatego budżet obronny jako taki mysi tylko minimalnie wzrosnąć, na nikim w Waszyngtonie nie zrobi to wrażenia, już teraz, a co dopiero za Trumpa"
Nie tylko bezczynność w sprawie nakładów na obronę jest problemem Niemiec. Zapowiadane przez Trumpa wprowadzenie ceł sprawi, że niemieckie produkty będą w USA o wiele droższe. Szczególnie dotknęłoby to motoryzacji i farmaceutyki. Według badań instytutu Ifo niemiecki eksport do Stanów mógłby zmniejszyć się o blisko 15 procent.
Jednak kwestia eksportu to też nie wszystko. Głównym problemem dla Berlina może okazać się jego ideologiczna "ochrona klimatu". Administracja Joe Bidena była sojusznikiem Niemiec w przekształcaniu miksu energetycznego. Trump z kolei wielokrotnie w tej sprawie przedstawiał Niemcy jako przykład tego, jak NIE należy postępować w tej kwestii. Na tym jednak mogą zyskać inne państwa, bo jak przyznaje DW:
"Utrudni to rządowi niemieckiemu egzekwowanie wiążących międzynarodowo przepisów dotyczących ograniczenia emisji CO2"