Na początku roku oburzenie Polaków wywołała unijna decyzja o wprowadzeniu produktów żywnościowych z owadów. Stałym widokiem na półkach sklepowych ma być m.in. mąka ze świerszcza. Lewicowa utopia wkracza pod strzechy? Owszem, tylko że głównym promotorem tego typu rozwiązań jest Światowa Organizacja Zdrowia (WHO). Ta sama, która powszechny dostęp do aborcji uznaje za kluczowy element opieki zdrowotnej. Mniej będziemy tym zdziwieni, jeśli przyjrzymy się sylwetce szefa WHO.
Dyrektorem Generalnym WHO jest Etiopczyk dr Tedros Adhanom Ghebreyesus. Ten 58-latek jest pierwszym w historii Dyrektorem Generalnym WHO pochodzącym z Afryki i… pierwszym, który nie jest lekarzem medycyny. Dr Ghebreyesus nie ma wykształcenia lekarskiego – jest mikrobiologiem. Ma za to słuszne politycznie korzenie, czyli od młodości jest związany ze skrajną lewicą.
Swoją karierę Ghebreyesus zawdzięcza protekcji prezydenta Etiopii Melesa Zenawiego, założyciela partii politycznej pod nazwą Tigrajski Ludowy Front Wyzwolenia (TPLF), ugrupowania o leninowsko-marksistowskim rodowodzie politycznym, wywodzącego się ze skrajnie lewicowych bojówek działających w Etiopiii w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. TPLF to partia, która przez lata rządziła Etiopią. Co ciekawe, USA TPLF uznały za organizację terrorystyczną.
Obecny szef WHO w latach 2012–2016 był ministrem spraw zagranicznych Etiopii. Wsławił się jako jeden z głównych promotorów chińskich inwestycji, które doprowadziły do uzależnienia ekonomicznego Etiopii od Chin. Etiopia zadłużyła się u chińskich instytucji finansowych na ponad 12 miliardów dolarów. Za te pieniądze Chińczycy zbudowali w kraju 50 tys. km dróg oraz linię kolejową do sąsiedniego państwa Dżibuti. Wcześniej przez siedem lat Ghebreyesus piastował tekę ministra zdrowia. Odpowiada za wprowadzenie aborcji na życzenie, ale również za zlekceważenie trzech epidemii cholery, które nawiedziły ten kraj w latach 2006-2011. Minister uznał je za „wodnistą biegunkę”.
Wokół wyboru dra Ghebreyesusa na Dyrektora Generalnego WHO narosło wiele kontrowersji. I nie były to zarzuty ze strony środowisk i mediów, które można zakwalifikować jako „prawicowe”. Śledztwa dziennikarskie przeprowadzone przez międzynarodowe media, m.in. The Times, Foreign Policy czy The Washington Post, ustaliły, że za kandydaturą Etiopczyka stał chiński lobbing dyplomatyczny. Dyplomaci z Chińskiej Republiki Ludowej mobilizowali dla niego poparcie w krajach Trzeciego Świata, w tym w szczególności – w Afryce. Dr Ghebreyesus otrzymał m.in. poparcie ze strony Unii Afrykańskiej – był jej wspólnym kandydatem na fotel szefa WHO. Unią Afrykańską kierował wówczas Robert Mugabe, późniejszy niedoszły ambasador dobrej woli WHO ds. walki z chorobami niezakaźnymi w Afryce, bo w takiej roli widział go dr Ghebreyesus.
Warto przypomnieć, że przed Etiopczykiem na czele WHO stała chińska lekarka, dr Margaret Chan. Obecnie dr Chan jest jednym z kluczowych doradców chińskiego rządu.
Jedną z pierwszym decyzji Ghebreyesusa było mianowanie Rosjanki, Terezy Kasajewej, na dyrektora globalnego programu WHO ds. walki z gruźlicą. W tym okresie Rosja miała najgorsze wyniki walki z gruźlicą na świecie. Pomimo wojny w Ukrainie oraz sankcji Zachodu wobec Rosji, Tereza Kasajewa nadal zajmuje wysokie stanowisko w WHO. Pikanterii nominacji Rosjanki na jedno z kluczowych stanowisk dodaje fakt, że wyboru Kasajewej dokonano w ramach przyspieszonej procedury, w miesiąc po spotkaniu Ghebreyesusa z prezydentem i dyktatorem Rosji, Władimirem Putinem podczas zgromadzenia WHO w Moskwie.
Słabość szefa WHO do Rosji jest aż nadto widoczna. W Moskwie mieściło się Europejskie Biuro WHO ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób Niezakaźnych, którego globalną dyrektorką przez lata była Rosjanka, Swietłana Akselrod, pełniąca również funkcję zastępcy Dyrektora Generalnego WHO. Dopiero 15 maja 2023 r., czyli ponad rok po rosyjskiej agresji na Ukrainę, WHO zadecydowała o przeniesieniu biura z Moskwy do Kopenhagi. A raczej – zostało do zmuszone do tej decyzji, na wniosek państw członkowskich WHO. Dyrektor Generalny WHO wojnę Rosji przeciwko Ukrainie na swoim Twitterze określał mianem „międzynarodowego kryzysu humanitarnego”. Unikał terminu „wojna” i nigdy nie potępił rosyjskich zbrodni wobec Ukraińców. Według niego kluczowym problemem po rosyjskiej agresji na Ukrainę była dla tego kraju utrata dostępu do podstawowych usług zdrowotnych przez obywateli Ukrainy, w tym m.in. dostępu do środków antykoncepcyjnych dla ukraińskich kobiet.
Inną kontrowersyjną decyzją dra Ghebreyesusa tuż po nominacji na szefa WHO był wybór Roberta Mugabe, premiera i prezydenta Zimbabwe, na ambasadora dobrej woli WHO. Mugabe „wsławił się” krwawymi mordami w kraju i uchodzi dziś za jednego z najbardziej krwawych dyktatorów w historii. Dopiero po międzynarodowych protestach dyrektor WHO wycofał się z tej nominacji.
Oczywiste jest, że była to nagroda, jeśli nie rekompensata za coś. Niektórzy spekulują, że decyzja Tedrosa o mianowaniu Mugabe ambasadorem dobrej woli była zapłatą dla Chin, które niestrudzenie pracowały za kulisami, aby pomóc Tedrosowi pokonać brytyjskiego kandydata na stanowisko WHO, Davida Nabarro. Zwycięstwo Tedrosa było także zwycięstwem Pekinu, którego przywódca Xi Jinping upublicznił swój cel, jakim jest napinanie chińskich mięśni na świecie (...) Pekin zdecydowanie popiera Mugabe, a Mugabe odwdzięczył się, pomagając złagodzić presję ze strony Afrykanów, którzy krytykują Chiny za eksploatację zasobów naturalnych Afryki. W grudniu 2015 r. Mugabe zachwycał się Xi Jinpingiem podczas szczytu chińsko-afrykańskiego w Johannesburgu, nazywając nawet chińskiego autokratę »osobą zesłaną przez Boga«
Problem oczywiście nie sprowadza się do personaliów. Światowa Organizacja Zdrowia, nominalnie odpowiedzialna za zdrowie publiczne, dzisiaj zajmuje się przede wszystkim promowaniem lewicowej ideologii. Fakt, że na podatny grunt trafiają różnego rodzaju spiskowe teorie, w rodzaju tych antyszczepionkowych, jest związany również z tym ideologicznym zaangażowaniem WHO. Co gorsza, to skrajnie lewicowe zaangażowanie jest jednocześnie zasłoną dla gier lobbystów. Także tych związanych z Moskwą i Pekinem. Pytanie, czy polscy decydenci z Ministerstwa Zdrowia mają pełną świadomość, że zaufanie do WHO musi być w najlepszym razie mocno ograniczone? Choć rozsądniej byłoby stosować zasadę „zero zaufania”.
dr Piotr Balcerowski
Ekonomista, wiceprezes Instytutu Staszica