Chińskie samoloty od miesięcy wlatują w przestrzeń powietrzną Tajwanu, co rodzi pytania o możliwość użycia siły zbrojnej przez Chiny przeciw temu państwu. - Wtargnięcia się zdarzają regularnie, ale nie ma ich więcej niż wcześniej. Bardziej niepokojący jest skład jednostek biorących udział w tych akcjach. Widać, że są to częściej kombinowane grupy: bombowce, myśliwce, latające cysterny i samoloty zwiadu elektronicznego. Taki skład byłby użyty do ataku - ocenił ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW) dr Michał Bogusz.
Część ekspertów wyrażała obawy, że komunistyczne władze ChRL będą chciały wykorzystać wojnę na Ukrainie, która odwraca uwagę USA i ich sojuszników, aby zwiększyć presję militarną na Tajwan. Pojawiały się opinie, że Chiny i Rosja, które łączy nieformalny sojusz, mogą doprowadzić do podwójnej eskalacji - w Europie i na zachodnim Pacyfiku.
W ostatnich tygodniach demokratyczne władze w Tajpej wielokrotnie informowały o wtargnięciach chińskich samolotów wojskowych w tzw. strefę identyfikacji obrony powietrznej Tajwanu. Takie incydenty mają jednak miejsce już od wielu miesięcy i zdarzały się również przed wojną na Ukrainie.
„Nie widzę nasilenia. Wtargnięcia się zdarzają regularnie, ale nie ma ich więcej niż wcześniej”
– podkreślił Bogusz.
„Bardziej niepokojący jest skład jednostek biorących udział w tych akcjach. Widać, że są to częściej kombinowane grupy: bombowce, myśliwce, latające cysterny i samoloty zwiadu elektronicznego. Doszło też do naruszeń w wykonaniu helikopterów szturmowych”
– zaznaczył ekspert OSW.
„Taki skład byłby użyty do ataku”
– dodał Bogusz.
Komunistyczne władze w Pekinie uznają Tajwan za część terytorium ChRL i dążą do przejęcia nad nim kontroli, nie wykluczając przy tym możliwości użycia siły zbrojnej. Pekin określa „zjednoczenie ojczyzny” jako jeden z warunków osiągnięcia lansowanego przez przywódcę kraju Xi Jinpinga „wielkiego odrodzenia narodu chińskiego”.
Kwestia Tajwanu jest też jedną z najtrudniejszych w coraz bardziej napiętych relacjach Chin z USA. Minister obrony ChRL Wei Fenghe spotkał się w czerwcu w Singapurze z szefem Pentagonu Lloydem Austinem i ostrzegł go, że w razie próby „oddzielenia Tajwanu od Chin”, chińska armia „nie będzie miała innego wyjścia niż walczyć za wszelką cenę i zmiażdżyć wszelkie próby 'niepodległości Tajwanu' oraz chronić suwerenność państwową i integralność terytorialną”.
USA nie utrzymują formalnych relacji dyplomatycznych z Tajwanem, ale sprzeciwiają się próbom siłowej zmiany obecnego status quo. Amerykańskie prawo zobowiązuje USA do pomocy Tajwanowi w samoobronie, a rząd w Waszyngtonie od lat stosuje zasadę „strategicznej dwuznaczności” i nie ogłasza publicznie, czy wysłałby wojska do obrony wyspy w razie ataku.
Przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów USA gen. Mark Milley ocenił na początku lipca w rozmowie z BBC, że chiński atak na Tajwan nie jest bliski, ale Stany Zjednoczone będą bacznie obserwować rozwój wydarzeń. Podkreślił, że przywódca Chin Xi Jinping dąży do osiągnięcia zdolności do takiego ataku.
„Nie ma obecnie żadnych oznak ani ostrzeżeń o czymś zbliżającym się nieuchronnie. Ale powtarzam, obserwujemy to bardzo uważnie”
– dodał Milley.
Władze Tajwanu oceniały natomiast w czerwcu, że jakikolwiek atak Chin zakłóciłby globalny handel bardziej, niż wojna na Ukrainie, która doprowadziła już do wzrostów cen i obaw o klęski głodu w biedniejszych krajach. Według ministra Johna Denga, który w tajwańskim rządzie odpowiada za negocjacje handlowe, chiński atak spowodowałby niedobór produkowanych na Tajwanie układów scalonych na skalę światową.