- Sankcje na Nord Stream 2 byłyby bardzo bolesne dla Rosji, ale równocześnie także dla Niemiec, dlatego stały one pod znakiem zapytania. Należało oczekiwać, że Biden wybierze jednak politykę, która będzie zbliżała Waszyngton i Berlin, a nie oddalała - powiedział dr hab. Przemysław Żurawski vel Grajewski, politolog Uniwersytetu Łódzkiego w rozmowie z portalem Niezalezna.pl
Niemcy potwierdziły dziś plany administracji USA dotyczące odstąpienia od sankcji wobec spółki stojącej za rosyjskim gazociągiem Nord Stream 2 do Europy oraz jej szefa.
Dzisiaj rano media informowały, że administracja prezydenta USA Joe Bidena nie chce na razie nakładać sankcji na Nord Stream AG i jej prezesa Matthiasa Warniga. Zarówno firma, jak i sam Warnig znajdą się w najnowszym raporcie o sankcjach, który rząd USA wkrótce przedstawi Kongresowi. Zgodnie z informacjami z niemiecko-amerykańskich kręgów negocjacyjnych, przyznano im jednak tak zwane zwolnienie, a zatem są one zawieszone do czasu przedłożenia kolejnego sprawozdania za trzy miesiące.
Dr hab. Przemysław Żurawski vel Grajewski w rozmowie z portalem Niezalezna.pl przyznał, że nie jest tym zaskoczony. - Sądzę, że jest to to, czego należało się spodziewać - przyznał.
- Jeszcze w kwietniu ubiegłego roku, w czasie kampanii wyborczej, ówczesny kandydat a dzisiaj prezydent Joe Biden opublikował artykuł, w którym wyraźnie wskazywał cele wyraźnie sprzeczne. Z jednej strony wskazywał na karanie Rosji za agresję, a z drugiej na odbudowę dobrych relacji z Europą, pod czym oczywiście należało rozumieć rdzeń Unii Europejskiej w postaci Niemiec i Francji, bo wszak relacje ze wschodnią flanką Unii i NATO były doskonałe
- powiedział.
- Te dwa cele były razem niemożliwe do osiągnięcia. Trzeba było wybrać coś. Sankcje na Nord Stream 2 byłyby bardzo bolesne dla Rosji, ale równocześnie także dla Niemiec, dlatego stały one pod znakiem zapytania. Należało oczekiwać, że Biden wybierze jednak politykę, która będzie zbliżała Waszyngton i Berlin, a nie oddalała
- dodał ekspert.
Dr hab. Żurawski vel Grajewski wyjaśnił, że ukończenie Nord Stream 2 będzie oznaczało otwarcie dla Rosji możliwości szantażu energetycznego wobec Europy Środkowej, czyli Ukrainy i Białorusi. - To poszerzenie możliwości rosyjskiej ekspansji terytorialnej - wyjaśnił.
- Oznacza to także zmniejszenie kosztów ewentualnej dużej operacji rosyjskiej przeciwko Ukrainie. Przypomnijmy, że gro rosyjskiego tranzytu gazu na zachód Europy biegnie przez terytorium Ukrainy. Ukraina już sama nie kupuje, ale oczywiście jest w stanie w sensie fizycznym ten tranzyt przerwa, gdyby padła ofiarą agresji na wielką skalę. Wtedy Rosja miałaby istotne straty finansowe przez niemożność dostarczenia gazu do potężnych odbiorców i ogromnych płatników takich jak Niemcy. Kiedy powstanie druga nitka Nord Steam to wtedy istotna część gazu będzie mogła być przetransportowana niezależnie od sytuacji na Ukrainie. To otworzy rosyjskiej polityce nowe pola manewru
- zwrócił uwagę rozmówca portalu Niezalezna.pl.