Siła USA tkwi nie tylko w potędze militarnej, ale również w systemie sojuszy, które były budowane przez kilkadziesiąt lat.
Eksperci z amerykańskiego think tanku CSIS zwracają uwagę, że zarówno Waszyngton, jak i jego sojusznicy nie mają innego wyjścia, jak polegać na sobie ze względu na ogrom wyzwań i zagrożeń na świecie. Chodzi nie tylko o neoimperialną politykę Rosji oraz działania Chin podejmowane w regionie Azji i Pacyfiku. Źródło niepokojów stanowi też nuklearny program Korei Północnej, a także działalność terrorystyczna, które są elementami destabilizującymi ład międzynarodowy.- Wśród Amerykanów panuje przeświadczenie, że Europa musi wziąć na swoje barki większą odpowiedzialność za siebie. Chodzi o wzrost wydatków na obronność, które zwiększyłyby realnie zdolności obronne NATO – mówi „Codziennej” Wojciech Lorenz z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM). – Dochodzi do tego jeszcze umowa nuklearna z Iranem, przez którą USA zraziły do siebie Izrael i arabskich sojuszników oraz pogarszające się relacje z Turcją, a także populiści, którzy niszczą wzajemne relacje budowane latami, czego przykładem jest nowy prezydent Filipin Rodrigo Duterte – dodaje ekspert PISM.
Coraz ściślej układa się również współpraca USA z Japonią. Kraj ten chciał zmniejszyć swoje uzależnienie w kwestiach obronnych od innych państw, jednak z powodu zagrożenia, jakie stanowią Chiny, władze w Tokio zacieśniły relacje z Białym Domem. Japonia pokrywa m.in. część kosztów związanych z amerykańskimi bazami wojskowymi w regionie, w których przebywa ponad 50 tys. żołnierzy USA.„Wartość sojuszu z USA dostrzegły władze Australii. W ostatnich latach zawarły one z Waszyngtonem umowę, w myśl której 2,5 tys. żołnierzy piechoty morskiej USA będzie stacjonować rotacyjnie w bazie Darwin leżącej na północy Australii. Obecnie prowadzone są rozmowy w sprawie dyslokacji amerykańskich bombowców w tamtym regionie” – twierdzi Andrew Shearer w swojej najnowszej analizie.
– Warto również przypomnieć, że w regionie Azji i Pacyfiku Waszyngton nie dysponuje sojuszem militarnym na wzór NATO, dlatego też musi się opierać na dwustronnych relacjach – wyjaśnia Wojciech Lorenz. – Powracając do Europy, w amerykańskiej polityce obronnej liczą się przede wszystkim państwa, które dysponują istotnym potencjałem i są gotowe na użycie go do kształtowania wspólnego bezpieczeństwa, a więc Wielka Brytania, Francja i Niemcy. W 2015 r. po raz pierwszy w Strategii Bezpieczeństwa USA wśród ważnych sojuszników wymieniono jednak również Polskę jako państwo, które przyczynia się do wzmocnienia NATO – kończy ekspert PISM w rozmowie z „Codzienną”.