Tragiczne wydarzenia rozegrały się w nigeryjskiej wiosce Tundun Biri, gdzie co najmniej 85 mieszkańców zginęło, a 66 zostało rannych w wyniku... omyłkowego nalotu przeprowadzonego przez armię. Narodowa Agencja Zarządzania Kryzysowego, która przekazała te informacje, zobowiązała się do przeprowadzenia szczegółowego dochodzenia w tej sprawie.
Zeznania świadków sugerują, że dramat rozegrał się w niedzielę. Mieszkańcy kilku lokalnych wiosek zgromadzili się wtedy, aby świętować muzułmańskie uroczystości religijne. Armia nigeryjska przyznała, że ich wywiad lotniczy uchwycił ruch osób "wskazujący na działania terrorystów", co doprowadziło do decyzji o przeprowadzeniu ataku. Celem tej operacji było "uniemożliwienie terrorystom prześladowanie niewinnych cywilów".
Według świadków, wioskę zaatakowano dwukrotnie. Druga eksplozja nastąpiła, gdy rozpoczęto ewakuację rannych i usiłowano wydostać ciała zmarłych.
Ze wstępnych relacji wynika, że liczba ofiar śmiertelnych mogła wynieść nawet 97 osób.
Armia nigeryjska, z wsparciem Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i innych sojuszników, od dłuższego czasu stawia czoła islamistycznym rebeliantom. Ten konflikt jest szczególnie intensywny na północnym wschodzie kraju.
Prezydent Bola Tinubu określił niedzielne wydarzenia w wiosce Tundun Biri jako "nieszczęśliwy wypadek bombowy". Jego rzecznik zaś zapowiedział "kompleksowe dochodzenie" i zaapelował o zachowanie spokoju. Dodał, że "władze pilnie przyjrzą się nieszczęściu".