Gazeta Polska: Metoda na reset. O odpowiedzialności w sprawie Odry Czytaj więcej!

Litwo, czas na działanie. Moskalenia cierpliwie znosić nie będziemy

W końcu października 2016 r. odbyły się na Litwie wybory do sejmu.

3dman_eu (pixabay)
3dman_eu (pixabay)
W końcu października 2016 r. odbyły się na Litwie wybory do sejmu. Wyniosły one do władzy wielu ludzi nowych, którzy nie ponoszą odpowiedzialności za niewywiązanie się z obietnic wcześniej wielokrotnie składanych Polakom. To stwarza okazję do nowego otwarcia w relacjach Polski i Litwy. Klucz do niego leży jednak w rękach litewskich - pisze w najnowszym numerze tygodnika „Gazeta Polska” Przemysław Żurawski vel Grajewski.

O relacjach Polski i Litwy pisałem już trzykrotnie na łamach „Gazety Polskiej Codziennie”. Wyzwania im towarzyszące pozostały te same, ale czasu na znalezienie na nie odpowiedzi jest coraz mniej. Cierpliwość wykazywana przez Polskę, świadomą swojej przewagi potencjału, miała sens, ale od czasu rosyjskiej agresji na Ukrainie czarne scenariusze dotyczące konfliktów na wschodzie stają się prawdopodobne i czynią rozwiązanie problemów polsko-litewskich zadaniem pilnym. Cnota cierpliwości staje się wadą.

Czas na perswazję i spokojne tłumaczenie kończy się, i to przede wszystkim dla Litwy, i nie z powodu Polski, lecz ze względu na groźbę agresji rosyjskiej w naszym regionie. Litwa czasu dostała aż nadto i nie wykorzystała go należycie. Dziś liczy się już każdy dzień. Każdy problem Polaków na Litwie, rozwiązany przed rosyjską prowokacją, zmniejsza prawdopodobieństwo jej sukcesu. Po niej będzie za późno. Klucz do wzmocnienia bezpieczeństwa zarówno Polski, jak i Litwy leży w ręku władz w Wilnie, i jeśli one go nie użyją, zaszkodzą przede wszystkim sobie, ale niestety także Polsce, dlatego oszczędzanie Litwinom kilku słów gorzkiej prawdy, zasadne w ubiegłych latach, staje się nierozważne. Rzeczywistość jest niewesoła i powstrzymując się od jej rzetelnego opisania, nie zmienimy jej. Nie ma już czasu na dyplomatyczne niedomówienia. Nazywając zaś rzeczy po imieniu, mamy szansę obudzić decydentów w grodzie Giedymina i pozbawić ich iluzji, jeśli je nadal żywią.

Nie dyskutujmy na narodowe mity

Edynburg nie jest miastem kresowym Anglii, lecz stolicą Szkocji, choć mówi się w nim po angielsku, a nie w gaelic – celtyckim języku Szkotów. Jest zaś bez wątpienia miastem brytyjskim. Wilno podobnie – nigdy nie było Polską, choć dominował w nim język polski, zawsze było zaś Litwą, co nie kłóciło się z byciem miastem Rzeczypospolitej, którego ludność autochtoniczna zawsze chciała pozostać jej częścią i poświadczała to wielokroć czynem zbrojnym. Było stolicą Wielkiego Księstwa Litewskiego, miastem Giedymina, Kiejstuta i Jagiellonów. Tak jak Tudorowie, walijscy królowie Anglii, panując w Londynie, nie czynili go miastem walijskim, choć Walia jest częścią Królestwa Anglii, tak i Giedyminowicze i ich gałąź – Jagiellonowie – panując w Wielkim Księstwie Litewskim (WXL), które było państwem wschodniosłowiańskim, nie czynili go państwem Bałtów, choć Żmudź i Auksztota były częścią WXL. Dawna Litwa nie odrodziła się po 1918 r., lecz rozpadła na Litwę Kowieńską, Litwę Środkową i Białoruś.

Osadnictwo polskie na Wileńszczyźnie nie zostało zapoczątkowane przez polskie panowanie nad bałtyckimi Litwinami, lecz przez osiedlanie na pustkach osadniczych jeńców z Mazowsza i Podlasia, tłumnie porywanych w czasie najazdów litewskich w XIII i XIV w., póki małżeństwo Aldony Giedyminówny z Kazimierzem Wielkim nie położyło im kresu. Polskość Wileńszczyzny nie jest rezultatem polskiej przemocy ani polskich prześladowań Litwinów. Od XIV w. był to obszar mieszania się etnosu litewskiego, polskiego i białoruskiego (także żydowskiego, niemieckiego, karaimskiego, tatarskiego etc.) z cofaniem się tego pierwszego pod wpływem tego trzeciego, a potem dobrowolną polonizacją, narastającą po zagładzie elit litewsko-ruskich w wyniku najazdu moskiewskiego i sześcioletniej (1655–1660) rosyjskiej okupacji Wilna. Procesu polonizacji dopełnił wiek XIX. Rzekoma bałtycka litewskość Wilna i jego „okupacja” w latach 1920–1939 przez Polskę to mit. Był on niezbędny Litwinom, gdy budowali swoją nowożytną tożsamość, ale obecnie jego podtrzymywanie jest śmieszne.

Wbrew ich woli

Fundamentalna zasada ustrojowa najstarszej europejskiej demokracji, brytyjskiej, głosi: „Nikt nie jest na tyle doskonały, by rządzić innymi ludźmi wbrew ich woli”. Nie ma zaś żadnych wątpliwości co do faktu, że mniejszość polska na Litwie, będąca tam ludnością autochtoniczną i na Wileńszczyźnie stanowiąca lokalną większość, weszła w skład państwa litewskiego wbrew swojej woli. Obecny kształt granic Litwy jest skutkiem sowieckiej przemocy, struktura etniczna Wilna jest zaś skutkiem ludobójstwa sowiecko-niemieckiego z wykonawczym udziałem Litwinów, obejmującego zagładę ludności żydowskiej i wymordowanie licznych przedstawicieli elit polskich. Symbolem tego są Ponary. Jest też rezultatem sowieckiej czystki etnicznej, w istotnym wymiarze depolonizującej Wilno po 1944 r., i litewskiej kolonizacji miasta, dokonanej w warunkach moskiewskiej niewoli.

Historia jako wyzwanie

Najgłębsze interesy Polski i Litwy nakazują nam uznać ten wyrok historii za nieodwracalny. Wszelka próba zmiany granic w Europie oznacza bowiem wojnę. Konflikt polsko-litewski byłby zaś zaproszeniem Rosji do gry i dobrowolnym ustawieniem się w roli jej pionków, którymi manipulowałaby wedle upodobania. Byłaby to polityka zabójcza zarówno dla Polski, jak i dla Litwy. Grecko-tureckie spory podminowują południową flankę NATO. Kopiowanie tego wzoru na jego flance północnej to ostatnia rzecz, jakiej potrzebują Polacy i Litwini. Uznanie nieodwracalności wyroków historii nie oznacza jednak ignorowania faktu istnienia ich negatywnych skutków mentalnych. Skutkiem takim jest zaś niechęć istotnej części litewskich Polaków do państwa litewskiego, które nie podjęło wysiłku zmiany tego nastawienia swoich polskich obywateli, wcielonych do Litwy rosyjską przemocą.

Nie jest to problem specyficznie litewski. Każde państwo, które w drodze gwałtu wchłania dużą grupę autochtonicznej ludności, niechcącej być jego obywatelami, bierze tym samym na swoje barki wielki ciężar i wielkie ryzyko. Przez dziesięciolecia borykała się z podobnym problemem Wielka Brytania w Ulsterze, a międzywojenna Polska na Kresach południowo-wschodnich. Każdy wróg zewnętrzny takiego państwa chętnie korzysta z okazji i podnieca waśnie narodowościowe, stanowiące naturalny kontekst takiej sytuacji.

Wyzwania współczesności

Lista niezałatwionych problemów polsko-litewskich od lat pozostaje taka sama.

1. Oświata polska na Litwie – choć jak słusznie twierdzą Litwini, jest najlepiej rozwiniętym systemem edukacji w języku polskim poza Polską – podlega restrykcjom, których nie da się inaczej interpretować jak tylko jako próbę lituanizacji – od kwestii programowych po ostatnio głośną sprawę przeniesienia najstarszej szkoły polskiej w Wilnie, liceum im. Joachima Lelewela, z jego tradycyjnej lokalizacji do nowej, mniej dogodnej i w żaden sposób nieuzasadnionej względami demograficznymi.

2. Obecność języka polskiego w litewskiej przestrzeni publicznej, urzędach, pisowni nazwisk w paszportach, dwujęzyczności w nazwach ulic, miejscowości, w szyldach sklepów i zakładów usługowych tam, gdzie istotny odsetek ludności stanowią Polacy, a nawet w hotelach, muzeach itp., gdzie powszechny jest (co zrozumiałe) angielski, ale i rosyjski, a nie ma polskiego! Czyżby Litwini uważali, że rosyjskie tradycje Wilna są silniejsze niż polskie?

3. Kwestia zwrotu Polakom obywatelom litewskim mienia zagrabionego przez Sowietów i towarzyszący litewskiej reprywatyzacji korupcjogenny proceder „rekompensaty” odbieranej przez Litwinów z Kowieńszczyzny w nieruchomościach na obszarze Wileńszczyzny za majątki skonfiskowane w czasach ZSRS, a obecnie niemożliwe do zwrotu w naturze. Choć związana z tym korupcja jest ponadetniczna, to jednak przez litewskich Polaków proceder ów odbierany jest zasadnie jako instrument lituanizacji Wileńszczyzny. Buduje to ich niechęć do państwa litewskiego i źle służy spoistości Litwy. Czyżby Litwa sądziła, że Rosja stwarza jej zbyt mało zagrożeń i chciała wyprodukować sobie jeszcze jakieś dodatkowe?

4. Salamandryzacja okręgów wyborczych i 5-procentowy próg wyborczy. To pierwsze jest nazwą znanego także niegdyś z Irlandii Północnej manipulowania granicami okręgów wyborczych, tak by minimalizować liczbę mandatów możliwych do zdobycia przez „niepożądaną mniejszość” – tam katolików, tu Polaków. To drugie jest podstawą sojuszu wyborczego AWPL z Aliansem Rosjan. Czyżby rząd Litwy uważał, że ten sojusz leży w interesie państwa litewskiego? W Polsce nie obowiązuje próg wyborczy dla mniejszości narodowych. Interes Litwy wymaga, by przyjąć polski model, chyba że Wilno chce zapraszać Rosjan do gry.

5. Putinizacja przestrzeni medialnej na Wileńszczyźnie, wynikająca z faktu, że mieszkający tam Polacy pozbawieni są dostępu do polskich mediów, poza mało atrakcyjną TVP Polonia. Masowo oglądają więc telewizję rosyjską i znajdują się pod silnym ciśnieniem kremlowskiej propagandy. Rosja wygrywa wojnę informacyjno-propagandową. Stwarza to podatny grunt pod moskiewskie prowokacje.

Latem na Białoruś na manewry Zapad-2017 Rosja wwiezie 83 razy więcej wojska niż w ubiegłym roku. Litwa nie ma już czasu na zastanawianie się nad „zagrożeniem” mogącym wyniknąć z polonizacji przestrzeni medialnej Wileńszczyzny przez jej pełne otwarcie na media z Polski. Litewskiej TV Polacy oglądać nie chcą, Litwini muszą zatem wybrać, czy chcą, by oglądali kanały rosyjskie, czy polskie. Polska też ma tu swoją część zadania. Jest ono pilne i wymaga pieniędzy. Bierne narzekanie na naszych rodaków z Litwy, że ulegają moskiewskiej propagandzie, nic tu nie zmieni. Czas działać. Deputinizacja mediów na Wileńszczyźnie możliwa jest jedynie przez ich polonizację.

6. Inwestycja Orlenu w Możejkach od lat jest sabotowana przez Litwę. Rozebrano tory wiodące z rafinerii na Łotwę i narzucono polskiej firmie opłaty za transport kolejowy przekraczające taryfy dla innych klientów Lietuvos Geležinkeliai (kolei litewskich). Ów konflikt państwa litewskiego z największym płatnikiem podatków na Litwie, jakim jest Orlen, ma dla Litwy charakter samobójczy. Nowy prezes litewskich kolei, 32-letni Mantas Bartuška, zapowiedział audyt w firmie i przyjrzenie się sytuacji jej strategicznych klientów, w tym PKN Orlen Lietuva. Podobnie nowy minister transportu Rokas Masiulis, znany z pozytywnego nastawienia do Polski, rokuje nadzieję na poprawę tej sytuacji. Pozytywnych rokowań mieliśmy jednak w przeszłości pod dostatkiem. Czas na czyny.

Nowe otwarcie zależy od Litwinów

W końcu października 2016 r. odbyły się na Litwie wybory do sejmu. Wyniosły one do władzy wielu ludzi nowych, którzy nie ponoszą odpowiedzialności za niewywiązanie się z obietnic wcześniej wielokrotnie składanych Polakom. To stwarza okazję do nowego otwarcia w relacjach Polski i Litwy. Klucz do niego leży jednak w rękach litewskich. Deklaracje i obietnice już nie wystarczą. W Polsce wyczerpał się potencjał poparcia politycznego wyborców na rzecz polityki cierpliwości. 26 lat to dostatecznie długo. Brak skutecznej polityki Litwy w zakresie pozyskania zaufania i sympatii Polaków będących jej obywatelami otwiera drogę wpływom Moskwy. Moskalenia zaś cierpliwie znosić nie będziemy.
 

 



Źródło: Gazeta Polska

 

#Rosja #Litwa

Przemysław Żurawski vel Grajewski
Wczytuję ocenę...