- Staliśmy się, chcąc nie chcąc, beneficjentem oburzenia, jakie po gangsterskim przejęciu mediów państwowych ogarnęło wielką część Polaków. Ci ludzie, którzy przyszli do nas po akcji płk. Sienkiewicza, przyszli dlatego, że stracili medium, do którego mieli zaufanie. Wiedzą oni doskonale, że w innych mediach niż Republika – czyli tych mediach wiodących – nie znajdą treści, do których mają zaufanie – mówi Rafał Ziemkiewicz, publicysta, dziennikarz Telewizji Republika, prowadzący programy „Polityczne Podsumowanie Tygodnia Rafała Ziemkiewicza” i „Salonik polityczny”.
Telewizja Republika od pół roku z miesiąca na miesiąc osiąga coraz większą oglądalność. Co Pana zdaniem jest powodem tak dużego sukcesu stacji?
Staliśmy się, chcąc nie chcąc, beneficjentem oburzenia, jakie po gangsterskim przejęciu mediów państwowych ogarnęło wielką część Polaków. Ci ludzie, którzy przyszli do nas po akcji płk. Sienkiewicza, przyszli dlatego, że stracili medium, do którego mieli zaufanie. Wiedzą oni doskonale, że w innych mediach niż Republika – czyli w tych mediach wiodących – nie znajdą treści, do których mają zaufanie. Jest to zatem wielki wyraz zaufania, ale i kredyt, który dostaliśmy od widzów. I mam nadzieję, że go nie zmarnujemy.
Zanim Republika stała się drugą stacją informacyjną w Polsce, programy z Pana udziałem cieszyły się i tak dużą popularnością. Teraz tym bardziej to zjawisko jest zauważalne. Spodziewał się Pan takich wyników?
Kiedy zakładaliśmy Republikę, a byłem w tym gronie – to były czasy jeszcze przed rokiem 2015, więc bardzo ciężkie, bo można było spodziewać się różnego rodzaju szykan ze strony ówcześnie rządzącej – miałem nadzieję, że osiągniemy pozycję ważnej telewizji informacyjno-publicystycznej.
Mieliśmy cięższe momenty, zwłaszcza po zwycięstwie PiS, kiedy to ściągnięto wielu pracowników Republiki do TVP i Polskiego Radia. Mimo to daliśmy radę. Myślę, że widzowie, którzy przyszli do Republiki, a którzy wcześniej oglądali TVP, znaleźli programy, jakich nigdy wcześniej nie oglądali. W tym moje. Jestem zatem bardzo zadowolony, że wzrosła ich oglądalność. Był problem z dopasowaniem do siebie poszczególnych elementów programów, dlatego jeden z nich – „Polityczne podsumowanie tygodnia” – został przesunięty na popołudnie, ale w tym paśmie zdarza mu się wyprzedzać TVN24 i mam nadzieję, że po zdobyciu koncesji będzie się tak działo o wiele częściej.
Wspomniał Pan, że wielu dziennikarzy Republiki przeszło niegdyś do telewizji publicznej. Teraz sytuacja jest odwrotna. W poprzednich wywiadach dziennikarze, którzy do Republiki przeszli właśnie z TVP, mówili, że odkąd są częścią zespołu tej stacji, nie spotykają się z tak częstym hejtem, jak zdarzało się to wcześniej. Z czego może to wynikać?
Przeciwnicy są w tej chwili mniej wytresowani w nienawiści. Za czasów rządów PiS zaangażowano ogromne środki w budzenie histerii i nienawiści.
Sięgano po najgorsze oczernienia, jak chociażby zamordowanie Pawła Adamowicza przez telewizję… Wielu ludzi faktycznie było w tej nienawiści wytresowanych na tyle, że byli w stanie rzucać się z pięściami na ludzi wskazanych przez Tuska i jego partię. W tej chwili trochę to ustało – w stosunku do Republiki. Dyrygenci tamtej propagandy przeżyli coś w rodzaju dysonansu poznawczego. Oni uważali, że ludzie oglądają TVP Info, bo Kaczyński pierze im mózgi, i jak się im to zabierze, to zaczną oglądać TVN24. Okazało się, że ludzie nie są tak bezmyślni, jak sądzili Tusk i jego ekipa. Ci ludzie faktycznie oglądali TVP, ale dlatego, że znaleźli tam przekaz, któremu wierzyli. I w który wierzą. Kiedy po bandycku zabrano im tę telewizję, przeszli w dużej mierze do Republiki. I okazało się, że ci ludzie są realną siłą społeczną. Tamtym się wyobrażało, że jak zabierze się media, spółki skarbu państwa, to elektorat PiS rozejdzie się niczym mgła. Jak widzimy, około trzydzieści kilka procent aktywnych wyborców nadal twardo popiera PiS. I są to ludzie, którzy po tym, jak zabrano im jedno medium, znaleźli sobie drugie. Takie, które odpowiada ich wrażliwości. Ponieważ dyrygenci tamtej propagandy, którzy wcześniej szczuli na media państwowe, nie bardzo wiedzą, jak sobie z tym poradzić, zamiast otwartego szczucia próbują innych metod – na przykład punktowego zastraszania reklamodawców.
Wszyscy pamiętamy bojkot, z jakim Republika musiała się zmierzyć, gdy rozpętano burzę wokół wypowiedzi Jana Pietrzaka na temat migrantów. Okazuje się, że obecna sytuacja jest znacznie gorsza niż scenariusze, przed którymi ostrzegał Pan Pietrzak…
Trzeba powiedzieć jasno – Jan Pietrzak nie powiedział nic strasznego. Dowodem jest to, że grożenie, straszenie, krzyczenie Bodnara – na niewiele się zdało. Sprawa została cichutko umorzona, czego nie podano do wiadomości publicznej. To wszystko było na niby, było picem. Chodziło jednak o coś innego. Wielkie koncerny dostały sygnał m.in. od „Gazety Wyborczej”, że krąg obecnej władzy będzie niechętnie widział tych, którzy reklamują się w niezależnych od rządu mediach. A ponieważ interesy wielkich koncernów są w dużym stopniu uzależnione od życzliwości władzy, to odebrały one ten sygnał i przystąpiły – w dużym stopniu – do bojkotu. Co ciekawe, nie włączyły się w to duże firmy niemieckie, na przykład Lidl. Dlaczego? Bo miały to gdzieś. Im Donald Tusk nie podskoczy. Te firmy się po prostu rządu nie boją. To rząd boi się ich. Próba finansowego zdławienia Republiki po prostu się nie powiodła. Pozostaje czekać, co nowego postanowią teraz wymyślić. Po tej władzy można się spodziewać wszystkiego – z wyjątkiem uczciwości, patriotyzmu i kierowania się polskim interesem. Czujemy je bardzo mocno i wierzę, że nasza oglądalność będzie wzrastać, bo ludzie stopniowo zorientują się, że przez media lewicowo-liberalne zostali okłamani. Że do władzy doszli ci, którzy robią co innego, niż obiecywali. Myślę, że ludziom będą się oczy otwierać, a im więcej ludzi otworzy oczy, tym więcej tych oczu będzie skierowanych na media niezależne od rządu – przede wszystkim na Republikę. Ale i na tygodniki, dzienniki i wszystkie kanały dostarczające odtrutki na Tuskową propagandę.
Dużą rolę odegrali tutaj widzowie Republiki, którzy wspierali i wspierają stację także finansowo. Jak można się tym ludziom odwdzięczyć?
Poza normalnie obowiązującym w mediach wymogiem rzetelności i staranności, mamy dodatkowe, moralne zobowiązanie wobec naszych widzów. Oni oczekują od nas tego, że będziemy obiektywnie patrzeć na rzeczywistość, ale i w mądry sposób analizować sytuację także po prawicy. PiS i Konfederacja to w większości wybory naszych widzów, a my jako poniekąd recenzenci mamy obowiązek nie tylko bezmyślnie chwalić i popierać. Jeżeli widzimy, że popełniane są błędy, należy to z życzliwością krytykować. Naszym obowiązkiem jest rzetelnie, uczciwie tych polityków recenzować i wskazywać im, gdzie te błędy są popełniane. I to często wychodzi na dobre, bo pojawia się autorefleksja i te zachowania ulegają zmianie.
Myślę, że wielu widzów, szczególnie Pana fanów, zastanawia się, czy są w planach nowe programy z Pana udziałem?
Na razie nic nowego nie planuję. Owszem, zastanawiamy się, jak ożywić pewną formułę, bo każda formuła z czasem się wyciera. Na ten moment jednak nic konkretnego nie jest planowane. Na pewno nie będzie tutaj żadnych gwałtownych ruchów – to mogę obiecać. Nic nie będzie działo się nagle. Jeżeli zostaną wprowadzone jakieś zmiany, to będą one przemyślane i wprowadzone ostrożnie.
W Pana mediach społecznościowych pojawiła się informacja, że wygrał Pan w sądzie z Tomaszem Lisem, dziennikarzem sprzyjającym bezsprzecznie obecnej władzy. Czy to może być pewnego rodzaju ostrzeżenie, że mimo wszystko prawda zwycięża i nie warto bezwiednie brnąć w narzucaną propagandę?
Różnie się ludzie zachowują… Jest taka grupa Silni Razem, która tworzy pewnego rodzaju sektę, szalenie fanatyczną, która w żaden sposób nie daje się przekonać do niczego. Tomasz Lis w tej sekcie się mieści. Jeśli chodzi o sam wyrok – sprawa była ewidentna. On, absolutnie bez żadnych podstaw, przypisał mi w swoim tygodniku obrzydliwe zachowania, kompletnie ignorując fakty. Wypisywał tam, że jakoby namawiałem ludzi do zapisywania się do organizacji komunistycznych i robienia tam kariery. O dziwo... sam się nigdy tam nie zapisałem. Zarzucał mi też, że śmiałem się z podziemia, a ja sam w tym podziemiu trochę działałem – na tyle, aby ryzykować z tego powodu. Były to wyjątkowo nikczemne insynuacje. Sprawiedliwości się jednak doczekałem. A propos otwierania oczu, o czym mówiłem wcześniej… Obserwuję, że te oczy otwierają się również w środowiskach prawniczych.
Ludzie, którzy we wściekłej nienawiści do PiS głosowali na KO, patrzą teraz na to, co wyprawia Bodnar, na działanie prawa „tak, jak my je rozumiemy”, wycofują się z dotychczasowego poparcia. To może wiązać się z tym, że nie będzie tak łatwo w sądach uzyskiwać propagandystom PO-wskim wyroków przeciwko swoim przeciwnikom.
Mimo trudnych czasów Republika ma rzeszę wiernych widzów. Czy odczuwa Pan to w życiu codziennym?
Bardzo często słyszę takie zapewnienia: „jesteśmy z Wami”, „popieramy Was”, „trzymajcie się”. To oczywiście dodaje ogromnej otuchy i daje tę świadomość, że mamy pewne moralne zobowiązanie wobec naszych widzów!
🔴 Nasz #NEWS | Cenzury ciąg dalszy! Prezydium Sejmu nie chce powołać zespołu ds. afer ludzi związanych z Tuskiem #włączprawdę #TVRepublika pic.twitter.com/8oOsPaVW8P
— Telewizja Republika 🇵🇱 #włączprawdę (@RepublikaTV) June 27, 2024