- Błogosławiony ksiądz Popiełuszko jest bez wątpienia wzorem niezłomności. Mówił to, co myślał, mówił w sposób natchniony, mądry, spontaniczny. (…) Fala społeczna, która go niosła, też w jakiś sposób go uduchowiła. Stał się swego rodzaju wzorem społecznym, wzorem walki o prawdę, o sprawiedliwość. Został na zawsze niezłomnym kapelanem Solidarności. Po Popiełuszce Solidarność nie mogła być po prostu związkiem zawodowym, bo dostała męczennika jako kapelana. On odmienił Solidarność – mówi Tomasz Sakiewicz, uczestnik uroczystości pogrzebowych księdza Jerzego Popiełuszki, w rozmowie z Tomaszem Łysiakiem.
Tomasz Łysiak: Koniec października 1984 roku. Szokujące informacje wstrząsają całą Polską – w wodzie, w okolicach tamy we Włocławku, znaleziono zwłoki torturowanego i zamordowanego bestialsko księdza, Jerzego Popiełuszki. 3 listopada 1984 roku odbywa się uroczysty pogrzeb męczennika, a na mszy w kościele św. Stanisława Kostki gromadzą się tłumy. To jeden z tych dni, który wielu Polaków nosi w wyjątkowej pamięci – każdy z nich wie, co wówczas robił, jak przeżywał te dni, żałobę, potem informacje ze śledztwa. Tak bywa w najważniejszych dla narodu chwilach – tak pamiętamy dzień wprowadzenia stanu wojennego albo dzień zamachu pod Smoleńskiem. Kiedy zamordowano księdza Jerzego, miałem ledwie 14 lat, ale pamiętam te emocje, rozpacz, złość, ale jednocześnie jakiś duch konsolidacji, siły idącej od tłumu. Pamiętam nieprzebrany tłum w czasie mszy, na której byłem z ojcem. Jak Ty wspominasz pogrzeb bł. ks. Popiełuszki?
Tomasz Sakiewicz: Dla mnie ta historia zaczęła się kilka dni wcześniej… Muszę zacząć od tego, że parafia św. Stanisława Kostki, gdzie ksiądz Jerzy wygłaszał swoje kazania i celebrował Msze święte za Ojczyznę, była w zasadzie moją rodzinną parafią. Proboszcz Bogucki znał się z moją babcią, był przyjacielem rodziny. Kiedy został przeniesiony do św. Kostki, zaczął w świątyni wieszać tablice upamiętniające polskich bohaterów, męczenników, żołnierzy. Babcia poprosiła go o możliwość ufundowania takiej tablicy dla członków naszej rodziny, którzy nie mieli swojego grobu, jak dziadek, żołnierz ZWZ, który zginął w Oświęcimiu, czy brat babci – ks. Walerian Raba – zamordowany przez nacjonalistów ukraińskich. To spowodowało, że ten kościół stał się dla nas nie tylko miejscem obowiązkowych odwiedzin w dniu 1 listopada, lecz także uczestnictwa w najważniejszych Mszach świętych. Kiedy więc ksiądz Popiełuszko zainicjował Msze za Ojczyznę, to od początku braliśmy w nich udział. A potem była śmierć Grzesia Przemyka. Ksiądz Jerzy prowadził jego pogrzeb. Moja licealna siatka konspiracyjna wyprowadziła ukradkiem niemal pół szkoły. Pamiętam, jak przeskakiwaliśmy przez mur zamkniętego przez bezpiekę cmentarza. To budowało nasz ścisły związek z parafią i można powiedzieć, że w wielu sprawach towarzyszyliśmy księdzu Popiełuszce. Dla nas, obok Jana Pawła II, był to najważniejszy duchowny w Polsce. Kiedy więc usłyszałem, że pod Włocławkiem znaleziono jego ciało, to bardzo tym poruszony poszedłem do parafii, żeby się pomodlić. Ludzie zaczynali się powoli gromadzić, na terenie była już służba porządkowa KPN. Mama mojej przyjaciółki była koleżanką Majki Moczulskiej, a ja chciałem w czymś pomóc. W pewnym momencie przyszła grupa dziennikarzy zagranicznych, a ponieważ znałem angielski, zacząłem tłumaczyć. Przy czym tak im opowiadałem o tym, co się stało, jakby w Polsce nie istniała bezpieka i cenzura.
Dodałem także swoją, bardzo ostrą ocenę wydarzeń. W pewnym momencie podeszła jakaś kobieta i powiedziała, że przed kościołem czeka na mnie w samochodzie czterech panów i że za to, co powiedziałem, będą chcieli mnie aresztować. Koleżanka poszła do Majki i uradzono, żebym na wszelki wypadek nie opuszczał kościoła aż do pogrzebu. Skoro więc zostałem, to chciałem się na coś przydać i włączyłem się w służbę porządkową KPN. W pewnym momencie podszedł do nas fotograf i spytał, czy może zrobić przed pogrzebem zdjęcia z wnętrza grobu. Zorientowałem się, że to Adam Bujak z „Tygodnika Powszechnego”. Poprosiłem kolegów, żeby się zgodzili. I te zdjęcia powstały. Ksiądz Jerzy na początku swej solidarnościowej drogi był kapelanem hutników, chciano więc zrobić przy trumnie pamiątkową fotografię ich pocztu sztandarowego. Wszystko było: sztandar i stroje hutnicze, tylko nie było… hutników, w tym momencie znalazł się jeden. Ktoś powiedział: „Załóż ten ubiór, bo poczet musi godnie wyglądać”. W ten sposób, będąc w liceum, na chwilę zostałem hutnikiem. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że to zdjęcie stanie się później tak znane. Pojawiało się na różnych wystawach dotyczących Solidarności. Pokazywano je nawet na przesłuchaniu mojemu ojcu, którego kilkakrotnie wzywano na bezpiekę w mojej sprawie. Szukałem potem tej fotografii. I choć moja teczka spłonęła, bo ubecy po 1989 roku palili w pierwszej kolejności te, których sprawy ciągle rozpracowywali, to zakładałem, że gdzieś istnieje oryginał. I rzeczywiście, odnalazł się niedawno w Muzeum bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Był w jego prywatnym albumie ze zdjęciami. Tak więc po raz pierwszy zobaczyłem tę fotografię po 40 latach. Wreszcie coś, co przeżyłem w sposób szczególny – w ostatnią noc przed pogrzebem trzymałem straż w miejscu, w którym dochodziło się do trumny. Obok mnie stał Adam Słomka, wtedy pierwszy raz poznałem go osobiście.
Patrzyłem na podchodzących po kolei ludzi. Miałem wrażenie, że widzę całą Polskę, przychodzącą pożegnać księdza. Setki tysięcy pogrążonych w żalu osób… Parę miesięcy później spotkałem Antoniego Macierewicza i włączyłem się już w dorosłą konspirację.
Komuniści bali się reakcji ludzi? Czuli, że męczennik Popiełuszko przysporzy im kłopotu? Jak oceniasz to, że pomimo upływu tylu lat ciągle nie ma jasności co do wszystkich okoliczności? Metoda krętactwa, kłamstw, zrzucenia całej winy na samą ofiarę (taki pomysł miał Urban) – to typowo sowiecki model działania. Kiedy my w końcu dojdziemy do etapu na tyle wolnej Polski, żeby takie sprawy jak śmierć mordowanych księży czy też związki i wpływ służb specjalnych na funkcjonowanie państwa polskiego, także po 1989 roku, były jasno i prosto weryfikowane przez wymiar sprawiedliwości i historię?
Sądzę, że wersja, którą znamy, jest najbardziej prawdopodobna. Znając system komunistyczny, wiem, że bezpieka nie znalazłaby chętnych męczenników, którzy przyznaliby się do zabicia księdza. Nie wrobiono by też w to morderstwo przypadkowych oficerów. Wszyscy, którzy zasiedli na ławie oskarżonych, to wysoko postawieni funkcjonariusze, jeden nawet był przecież szefem departamentu. Musieli mieć powiązania z tą zbrodnią.
Przecież w jakiejś mierze skazano ich nie za morderstwo, lecz za spartolenie roboty – Chrostowski (kierowca księdza) uciekł i jeszcze nagłośnił sprawę. To, że im się wymknął, nie powinno się zdarzyć, bo świadek musiał zostać zlikwidowany. Esbecy nie przypuszczali też, że śmierć księdza Jerzego spotka się z takim ogromnym odbiorem społecznym. Notabene oni to najpierw dostrzegli w swoich aktywach, ponieważ wielu duchownych czy wiele osób współpracujących z kręgów kościelnych natychmiast zerwało współpracę. Dość wspomnieć księdza Michała Czajkowskiego – wcześniej aktywnego agenta, który oświadczył Pietruszce, że „takiej kainowej zbrodni kapłan rozgrzeszyć nie może”. Komuniści zorientowali się, że narasta coś, czego nie są w stanie kontrolować, coś, czego nie rozumieją. Społeczeństwo się obudziło. Odżyła niemal nieistniejąca już Solidarność. Po dwóch latach stanu wojennego tylko głęboko w podziemiu tliły się jakieś resztki struktur. Śmierć Popiełuszki na nowo wyrwała je na powierzchnię. Służby czuły więc, że ta historia może nie mieć szybkiego finału i faktycznie śmierć księdza Jerzego okazała się początkiem końca komunizmu. Od 1985 roku pojawiają się w archiwach zapiski o tym, że komuna szykuje się do zmiany, że zaczyna podejmować jakieś rozmowy z opozycjonistami.
Wracając do samego morderstwa, to oczywiście musimy i mamy obowiązek poznać wszystkie szczegóły, ale trzeba pamiętać, że pierwsze informacje i niejasności na temat śmierci Popiełuszki rozpuszczali sami komuniści. Niejasność co do momentu śmierci uniemożliwiałaby kanonizację, a oni się bardzo jej bali, więc nie przeszkadzali w budowaniu tych wątpliwości. Dlatego do wszelkich informacji należy podchodzić bardzo ostrożnie i je weryfikować. Historia zbrodni i zbrodniarzy wydaje się spójna, bo to właśnie ci ludzie zajmowali się księdzem, byli w tym miejscu, w którym słyszeliśmy, że zginął, i nie ma jasnych dowodów, że był tam też ktoś inny. Być może był… To, co moim zdaniem jest wątpliwe, to przekonanie o braku sprawczości, a przynajmniej wiedzy przełożonych o planowanym morderstwie. Są tylko dwie możliwości: albo była to rozgrywka wewnątrz aparatu komunistycznego, być może sięgająca samej Moskwy – chciano doprowadzić do takiego wrzenia, by wszelkie pomysły na rozmowy z Solidarnością, nawet udawane, jak te przy Okrągłym Stole, stały się nierealne. Albo zastosowano metodę sowiecką, czyli „zróbcie to, bo jak nie, to będziecie mieli kłopot, ale ja się pod tym nie podpiszę”. Za Stalina wiele zbrodniczych rozkazów było wydawanych w domyśle, jest bardzo mało jego podpisów pod wielkimi zbrodniami, większość sygnowali współpracownicy. I zapewne tak wyglądała ta zbrodnia. Są ślady i dowody, że ci oficerowie SB sondowali górę, co by było, gdyby się pozbyć księdza Jerzego, i nie dostawali jasnych odpowiedzi. Dla nich to był wyraźny sygnał, że mają zielone światło. Dlatego uważam, że pewne przyzwolenie Jaruzelskiego i Kiszczaka dla takiej akcji było. Dopiero kiedy okazało się, że nie wyszła ona tak, jak powinna wyjść, to sprawców poświęcono. Oskarżeni nie mieli więc się na co powołać, a gdyby spróbowali wrobić swoich przełożonych w takiej mafii jak SB, to już naprawdę nie byłoby dla nich życia. Cały aparat bezpieczeństwa żądałby kary dla kapusiów.
Kościół był i jest na celowniku komunistów – ksiądz Jerzy Popiełuszko i jego męczeństwo to chyba najbardziej znany, najmocniejszy tego przykład. Ale byli inni. Był ksiądz Blachnicki, zamordowany za granicą, było morderstwo księdza Zycha w lipcu 1989 roku, a więc już po Okrągłym Stole i po czerwcowych tzw. wolnych wyborach. Metody walki z Kościołem i opozycją za PRL-u polegały z jednej strony na silnych represjach, aż po więzienie czy morderstwa, a z drugiej strony na silnej inwigilacji – oba środowiska, i to solidarnościowe, i to kościelne, zostały poddane pracy operacyjnej, niestety często skutecznej. I znowu użyję słowa „niestety” – niestety, od tego ogona zależności nie udało się nam uwolnić w tzw. III RP i skutki tego odczuwamy do dzisiaj. Jak to oceniasz?
Kościół w czasach komunistycznych był instytucją cierpiącą i najdłużej prześladowaną. A inwigilacja Kościoła, próba werbowania agentów była, być może, raną najboleśniejszą. Bo co ona powodowała? Przede wszystkim wzmacniała patologie. Księży, którzy byli w jakiś sposób zdeprawowani czy „uszkodzeni”, czy też mieli chwile słabości, chroniono, gdy zdecydowali się na współpracę. Aparat SB roztaczał nad nimi parasol, który osłaniał ich przed karami kościelnymi bądź je mocno utrudniał. Agenci ich chronili, budowali legendę, atakowali tych, którzy chcieli krzywdy rozliczać. Mało się o tym mówi. Złą robotę zrobił też film Sekielskich, dlatego że pominął istotny wątek mówiący o tym, że wszyscy księża zamieszani w pedofilię byli zarejestrowani jako agenci SB. Praktycznie nie było wyjątku. To utrudniało rozliczanie patologii i zemściło się po 1990 roku, kiedy bezpieki formalnie już nie było, parasol zniknął – wszelkie nieprawości stały się wtedy bardzo widoczne. Było też w czasach PRL-u zalecenie dygnitarzy sowieckich, żeby wspierać wstępowanie osób homoseksualnych do seminariów. Wiedzieli, że prędzej czy później może to rozbić Kk od środka. Kościół został zraniony celową, rozmyślną akcją demoralizacji duchownych przez służbę bezpieczeństwa. Ale oczywiście nie każde wejście w układy z komunistami było już współpracą. Przecież także Wyszyńskiemu zarzucano, że podpisał porozumienie z komuną, choć potem okazało się, że to uratowało struktury Kościoła w Polsce. Trzeba pamiętać, że każdy ksiądz miał zakładaną teczkę operacyjną, czyli na każdego zbierano haki, każdy był traktowany jak wysokiej rangi przestępca, wróg ustroju. Co ciekawe, najmniejszy udział zwerbowanych agentów był wśród zakonów żeńskich. Generalnie celem tego wszystkiego było wykluczenie Kk z życia społecznego. Dopiero potem komuniści zrozumieli, że muszą się jakoś bardziej z Kościołem dogadać, bo potrzebowali poparcia społecznego, które Kościół zawsze miał.
Spójrzmy na teraźniejszość. Obecna władza także wie, że Kościół w dużej mierze stoi po stronie wartości bliskich obozowi Zjednoczonej Prawicy. Być może nie jesteśmy świadkami tak drastycznych metod walki z opozycją i Kościołem jak za komuny, ale czy nie jesteśmy tego blisko? Politycy opozycji czy też księża – jak ksiądz Olszewski – trafiają do więzień…
W Polsce nawet ta liberalna lewica, która ma problem z tożsamością i z mówieniem uczciwie o sobie, ma korzenie totalitarne, komunistyczne. W dużej mierze większość, choć nie wszyscy, z tymi byłymi komunistami, bardzo dobrze się ułożyła po 1989 roku. Sama liberalna lewica bez komunistów praktycznie by nie istniała, była zbyt słaba. Taką wspólną osią porozumienia stał się stosunek do Kościoła, dogadano się, by zwalczać Kościół. Esencją tego jest Platforma Obywatelska, która obiecuje przywracanie esbekom przywilejów emerytalnych, a niszczy symbole Solidarności czy AK – to jest właśnie ten trzon wpływu, w którym ogromną rolę odgrywa marginalizacja Kościoła katolickiego. Dlatego jedną z pierwszych ofiar nowego pomysłu na Polskę stał się ksiądz Michał Olszewski, którego trzyma się w warunkach zbliżonych do tortur. Jego aresztowanie miało, obok próby znalezienia haków na Zbigniewa Ziobrę, zasycić instynkt chęci zemsty wobec Kościoła. Tylko że ten instynkt dotyczy, na szczęście, mniejszej części społeczeństwa.
Ksiądz Jerzy Popiełuszko stał się po męczeńskiej śmierci symbolem, dawał siłę do trwania w oporze. Jak Jego postać może pomóc w kształtowaniu ducha młodych pokoleń? Czy jego przesłanie, jego Chrystusowa Droga może być drogowskazem dla nas teraz?
Mam wrażenie, że potrzebujemy tego drogowskazu – w dzisiejszych czasach coraz bardziej. Z jednej strony wtedy było trudno, bo za walkę z komuną groziło więzienie, a nawet śmierć, ale z drugiej strony było łatwiej, bo te wybory były bardziej czytelne. Choć pamiętam też koniunkturalizm wielu moich kolegów, którzy mówili, że trzeba spokoju, żeby nie wspierać podziemia, że trzeba poczekać. Ksiądz Jerzy wyszedł z tego wszystkiego jako postać sztandarowa, pomnikowa, taka, która może być wzorcem. Nie udało się, pomimo wielu prób, zniszczyć jego wizerunku. Błogosławiony ksiądz Popiełuszko jest bez wątpienia wzorem niezłomności. Mówił to, co myślał, mówił w sposób natchniony, mądry, spontaniczny, choć podobno w seminarium nie był dobrym mówcą, zastanawiano się nawet, czy da radę głosić kazania. I nagle coś się zmieniło… Fala społeczna, która go niosła, też w jakiś sposób go uduchowiła. Stał się swego rodzaju wzorem społecznym, wzorem walki o prawdę, o sprawiedliwość. Został na zawsze niezłomnym kapelanem Solidarności. Po Popiełuszce Solidarność nie mogła być po prostu związkiem zawodowym, bo dostała męczennika jako kapelana. On odmienił Solidarność.
Kochani, ze względów zdrowotnych znikam na parę dni z X [mam nadzieję, że tylko na tyle].
— Sławomir Cenckiewicz (@Cenckiewicz) October 17, 2024
Bądźcie ze mną i czytajcie #Zgoda!
Kto nie ma książki to wiem gdzie jest, tu:https://t.co/p9F1smiSQz@michalrachon
To co? #Zgoda? pic.twitter.com/gljTCTW5X5