Według Starostwa Powiatowego w Kłodzku tamtejsze Powiatowe Centrum Zarządzania Kryzysowego miało niezwłocznie otrzymać informację pochodzącą od burmistrza Stronia Śląskiego o przerwaniu wału przy tamtejszej tamie. - Gdybym od razu otrzymał tą informację, to natychmiast przekazałbym ją w szczególności burmistrzowi Kłodzka i wójtowi gminy Kłodzko – mówi w rozmowie z portalem Niezalezna.pl Jan Kalfas, były już dyrektor Wydziału Zarządzania Kryzysowego Starostwa Powiatowego w Kłodzku. Przekonuje również, że współpraca między nim a starostą Małgorzatą Jędrzejewską-Skrzypczyk (KO) układała się źle już od tegorocznych wyborów samorządowych.
Niedługo po przejściu niszczycielskiej fali powodziowej lokalne media informowały, że Jan Kalfas złożył wypowiedzenie, zarzucając staroście m.in. brak odpowiedniej współpracy w czasie powodzi, a także, że sugerowała mu zwolnienie. Starosta nie chciała wtedy komentować zarzutów i decyzji Jana Kalfasa.
- Już w niedzielę 15 września, kiedy poprosiłem o wsparcie dodatkowych osób, to otrzymałem informację od pani starosty, że jeżeli nie daję sobie rady, to żebym się zwolnił. To niewyobrażalne, żeby sugerować coś takiego w sytuacji kryzysowej. Wtedy uznałem, że nie mogę tego zrobić, nie mogę zejść z posterunku w czasie realnego zagrożenia dla ludności – mówi nam Jan Kalfas. Dodaje, że wypowiedzenie złożył 19 września z datą 20 września, kiedy już woda opadła. W starostwie pracował od 2003 r.
Jan Kalfas przypomina, że radny powiatowy Adam Łącki, będący jego przyjacielem, wiosną tego roku nie poparł kandydatury Małgorzaty Jędrzejewskiej-Skrzypczyk na starostę, choć jest w koalicji rządzącej powiatem, co odbiło się dużym echem w Kłodzku. – Wtedy zaczęły się psuć relacje z panią starostą. Bardzo często przekazywała polecenia przez osoby trzecie. Nie wykazywała asertywności ani empatii. To bardzo komplikowało pracę – mówi Jan Kalfas.
Opowiada nam o sytuacji przed nadejściem wielkiej fali powodziowej. Podkreśla, że ze starostą także w obliczu zagrożenia komunikacja była utrudniona.
- Pani starosta nie ma doświadczenia w tych tematach, więc powinna skorzystać z mojej wiedzy. Podjęła działania, ale bez konsultacji ze mną. Kontaktowała się z Komendantem Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej, a PSP kontaktowała się ze mną. To bez sensu, to wydłużało te działania
– mówi były dyrektor.
Tłumaczy, że rolą Powiatowego Centrum Zarządzania Kryzysowego jest m.in. przekazywanie informacji, a praca dyrektora polega głównie na wydawaniu dyspozycji, poleceń pracownikom w sprawach dotyczących zarządzania kryzysowego i przekazywaniu istotnych informacji m.in. wójtom, burmistrzom, służbom czy też do Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego za pomocą telefonu, e-maila czy radia.
Do Starostwa Powiatowego w Kłodzku zwróciliśmy się z prośbą o wyjaśnienie, jak wyglądało przekazywanie informacji w kluczowym momencie w czasie powodzi.
„W niedzielę 15 września o godzinie 12.13 burmistrz Stronia Śląskiego Dariusz Chromiec skontaktował się ze Starostą Małgorzatą Jędrzejewską-Skrzypczyk, informując w przerywanej rozmowie telefonicznej o tym, że wał na tamie w Stroniu Śląskim został przerwany. Informacja ta niezwłocznie trafiła (w przekazie osobistym) do pracowników Powiatowego Centrum Zarządzania Kryzysowego (PCZK), którzy rozpoczęli jej weryfikację. Po kilku nieudanych połączeniach, udało się uzyskać informację z Wód Polskich o przerwanym wale na tamie w Stroniu Śląskim, około godziny 13.00. Następnie niezwłocznie drogą radiową na otwartym kanale, dedykowanym Zarządzaniom Kryzysowym gmin powiatu kłodzkiego, nadano komunikat o przerwaniu wału na tamie w Stroniu Śląskim.”
- czytamy w wiadomości od Damiana Bednarza, rzecznika prasowego Starostwa Powiatowego w Kłodzku.
Przypomnijmy, że burmistrz Kłodzka w rozmowach z mediami podkreślał, że o przerwaniu tamy dowiedział się od lokalnej dziennikarki.
Jan Kalfas ma wątpliwości co do wersji starostwa.
– Nic nie wiem o tym, by ktoś z Powiatowego Centrum Zarządzania Kryzysowego miał otrzymać informację, że burmistrz Stronia Śląskiego poinformował o przerwaniu wału. Do mnie taka informacja nie dotarła. Miałem tylko nieoficjalne nagranie od lokalnej dziennikarki, na którym było widać wodę, która gwałtownie zalewała domy. To nagranie szybko zostało rozpowszechnione w internecie. Jeszcze o 12.48 dzwoniłem do Marka Źródłowskiego, kierownika RZGW w Kłodzku, żeby zweryfikować, czy rzeczywiście woda przerwała wał - mówi. - Kierownik RZGW o 12.48 nie wiedział o przerwaniu wału w Stroniu Śląskim. Wody Polskie potwierdziły to oficjalnie dopiero po godzinie 13 – przypomina Jan Kalfas.
Podkreśla, że nieoficjalne doniesienia należało zweryfikować w Wodach Polskich, ale już wcześniej można było podjąć dalsze działania i ostrzec ludzi.
- Informacja od burmistrza Stronia Śląskiego dla mnie byłaby wiarygodna, bo to wiadomość od instytucji. Jeżeli była taka informacja, to reakcja powinna być natychmiastowa, sytuacja zagrażała życiu ludzkiemu. Gdybym od razu otrzymał tą informację, to natychmiast przekazałbym ją w szczególności burmistrzowi Kłodzka i wójtowi gminy Kłodzko, którzy są gospodarzami terenów położonych przy rzece. Chodziło nie tylko o samo Kłodzko, ale też Krosnowice, Żelazno, Ołdrzychowice Kłodzkie a nawet Trzebieszowice w gminie Lądek-Zdrój i inne miejscowości. Mogłyby zostać uruchomione na przykład syreny, komunikaty głosowe przez głośniki z samochodów o konieczności ewakuacji w trybie natychmiastowym. Możliwe byłoby wysłanie straży miejskiej czy policji na osiedla, aby ogłosić komunikaty. Ludzie mogliby jeszcze próbować uratować przynajmniej część swojego dobytku, przenieść bardziej drogocenne rzeczy na wyższe piętra i uciec. Straty byłyby mniejsze
– ocenia Jan Kalfas.