Raport o stratach wojennych ma dwa oczywiste wymiary. Ten konkretny, finansowy, związany z reparacjami i olbrzymią sumą, która jest wynikiem oszacowań. Ale także ten drugi – naukowo historyczny. Mający również walor otwierający kategorię moralnych ocen i refleksji.
Większość komentarzy dotyczących raportu, skupia się wokół spraw politycznych – choćby tego, czy Niemcy podejdą do raportu w sposób otwarty i stawią czoła wyzwaniu, które ten raport stanowi. Jednym słowem, czy przyjmą na siebie odpowiedzialność i postanowią zadośćuczynić państwu i narodowi polskiemu przez spłatę zobowiązań wynikających ze zniszczeń, jakich dokonali. Na tym polu przecież – poza kwestią interpretacji dokumentów, uchwał, not etc. w kontekście czysto prawnych możliwości dochodzenia roszczeń reparacyjnych – należy dokonać także zwykłego, czysto praktycznego oglądu sprawy.
Niemcy dokonali przecież olbrzymich zniszczeń, wycenianych w raporcie na ponad 6 bilionów 200 miliardów złotych. A jak zadośćuczynili? Czy w ogóle zadośćuczynili? To spojrzenie „z lotu ptaka” przywraca czasem pewne proporcje, uświadamia rzeczy zdawałoby się oczywiste, a jednak umykające, gdy zagłębiamy się w dyskurs dotyczący konkretnych rozwiązań i interpretacji.
Z lotu ptaka zobaczyć można czasem więcej i szerzej. To jak z owym filmem i zdjęciami lotniczymi wykonanymi z niemieckiego samolotu latającego nad zburzoną po Powstaniu Warszawskim stolicą Polski. Unosi się nad nieskończonym morzem ruin – zamordowanym, wymarłym miastem bez ludzi. Ptak drapieżny widzi czasem w gruzowiskach, w zakamarkach, pojedynczą ofiarę. O niej pamiętamy dopiero, gdy wzrok się wyostrzy. Gdy nasza pamięć się wyostrzy. Może temu pomagać fotografia – jakże ważny element raportu, będąca treścią drugiego tomu.
A właśnie w naszej pamięci, znowu uwrażliwionej, uświadomionej, ten raport będzie miał swoje miejsce i swój odcisk silny. Między innymi dzięki temu, że zbiera w jedną całość tyle różnych bolesnych zagadnień. I ta wartość pozostanie – ona też jest wymierna. Chociaż nie liczona w euro, ani w dolarach.