Ze zgrozą przeczytałem informacje o groźbach, które płyną w stronę Ryszarda Czarneckiego. Te trwające od wielu już lat brutalne ataki nie tylko na polityków, ale na ludzi funkcjonujących w ogóle w przestrzeni publicznej – to samonapędzająca się machina. Czy w ogóle kiedyś będziemy w stanie wyjść z tego diabelskiego kręgu?
Co się z nami stało? – pytają wszyscy, zaniepokojeni skalą agresji, która tak jest teraz obecna wszędzie wokół nas. A potem ci sami, którzy o to pytają, zanurzają się w przestrzeni internetowej, żeby komuś ostro przyładować. „Tamtym wolno, a nawet należy!” – twierdzą zazwyczaj, zasłaniając się tym, że to w „obronie”. „Tamci” natomiast odpowiadają pięknym za nadobne. I także uważają, że są „przy prawie”. Po obu stronach polskiej barykady znajdują się ludzie, którzy są święcie przekonani, że walenie obuchem w łeb jest najlepszą formą dialogu.
To oczywiście trywialna do bólu konstatacja, ale ona dotyczy tego, co jest w centrum nieustannego zamętu, w którym żyjemy.
Można oto najpierw unosić do rangi „świętego męczennika” zamordowanego Pawła Adamowicza (jego śmierć to była kolejna smutna część tej historii społecznie rozkręconej agresji, w której były też ofiary z drugiej strony), ale za chwilę nawoływać do unicestwienia PiS, wsadzania osób obecnie rządzących do więzień i rzucania w mediach innych podobnych pogróżek. Gdy publicznie liderzy partii politycznych w ten sposób nawołują do zemsty na przeciwnikach, podgrzewają atmosferę do takiej temperatury, że mogą się stać rzeczy najgorsze.
Co więcej – w wypadku podobnych gróźb, które padły w stronę posła Ryszarda Czarneckiego reakcje zarówno klasy politycznej, jak i mediów z obu stron „barykady”, powinny być jednakie i jednakowo wyraziste: całkowite potępienie agresji i stanięcie przy „ofierze”, niezależnie od jej barw partyjnych.
I wreszcie zasada najważniejsza. Dotyczy ona naprawiania świata. Otóż to naprawianie zacząć należy zawsze od samego siebie. Bo tylko na swoje zachowania, słowa i reakcje mamy jakiś (chociaż też ograniczony różnymi czynnikami) wpływ. Zatem – muszę zacząć od tego, jak JA piszę, mówię, wypowiadam się o innych. Bez takiej pracy, przede wszystkim w sposobie komunikowania się między nami, Polakami, nigdy nie zasypiemy rowów, które już nas dzielą. Albo przynajmniej nie zbudujemy pól, na których jesteśmy w stanie podawać sobie rękę i rozmawia.
To nie dotyczy tylko Polski. To choroba światowa. Dużo groźniejsza pandemia od COVID-19… Groźby śmierci wysyłane ludziom ze świata polityki są jej objawem. Oby była uleczalna.