Od dłuższego czasu próbuje się wmówić Polakom, że to prawica jest stroną agresywną w politycznym sporze. Owszem, trwa polityczna walka, a tam gdzie „drwa rąbią, tam wióry lecą” – po obu stronach politycznej barykady pojawia się ostra retoryka. Są jednak granice.
Tę granicę przekracza się tam, gdzie pojawiają się groźby. Takie groźby obecnie, i to co chwila, strona opozycyjna – od politycznej góry po „anonimowych” zwolenników przejawiających aktywność w Internecie – wypluwa z siebie z szybkostrzelnością starego, bolszewickiego kulomiotu. Na razie, na szczęście, także i z celnością starego, bolszewickiego kulomiotu.
Ale też coraz częściej ta agresywna retoryka spod znaku „dorzynania watahy” Sikorskiego, znajduje fanatycznych wyznawców, którzy dopuszczają się ataków na biura polityków prawicy, na siedziby PiS. Póki co jeszcze nie stała się tragedia. Ale pamiętać trzeba, że tragedie bywały i znowu mogą się powtórzyć. Słowa rzucane w przestrzeni publicznej przez znanych polityków mają swoją olbrzymią wagę – polityk musi umieć się z nimi obchodzić, tak jak właściciel broni musi umieć bezpiecznie przenosić i obsługiwać swój pistolet. Słowa mogą bowiem niszczyć i zabijać – w sposób niebezpośredni, ale skuteczny.
Gdy więc się PiS odczłowiecza, gdy się grozi więzieniami i unicestwieniem, to reakcje „ludu” łatwe mogą być do przewidzenia.
Co więcej, to wszystko nie jest przypadkowe. Program odzyskania władzy przedstawił już miesiące temu Donald Tusk, grożąc, że opozycja użyje „ulicy”, żeby znów dopchać się do rządzenia.
We Włoszech właśnie przypominany jest „Marsz na Rzym” – w stulecie zdobycia władzy przez faszystów. To nowej włoskiej premier próbowano przypiąć łatkę faszystki, czemu ostro się sprzeciwiła, a mroczne lata faszyzmu w Italii potępiła wyraźnie w swoim exposé.
Tymczasem faszystowskich metod używa przecież… lewica. Lewica włoska, europejska, światowa i również, oczywiście - polska.
Kastet, ulica, groźby fizyczne, zastraszanie. Czy to są metody demokratów? Czy właśnie post-faszystów czy post-bolszewików. Do wyboru. Tak czy siak, pewnikiem jest, że to metody post-komuny w Polsce.