W rozmowie z Niezalezna.pl dogmatyk, ksiądz doktor habilitowany Robert Skrzypczak wskazuje, że Boże Narodzenie ma dwa oblicza. Pierwsze z nich widzą dzieci: Boże Narodzenie to święto radości, kolęd, prezentów. Drugie oblicze Bożego Narodzenia to tajemnica Boga rodzącego się w człowieku. I ten głębszy wymiar Świąt jest dla dorosłych. Tych, którzy zmagają się z dorosłymi trudnościami życia.
W tym roku Święta Bożego Narodzenia obchodzimy nieco mniej rodzinnie niż zwykle. Są więc czas i cisza sprzyjające głębokiej refleksji nad Bożym Narodzeniem. Aby naszym czytelnikom pomóc w tej refleksji, chciałbym księdzu zadać proste pytanie: co my właściwie świętujemy 24, 25, 26 grudnia?
Powiem, co w tych dniach świętują chrześcijanie. Bo ludzie mogą różne rzeczy świętować. Niektórzy świętują „magię świąt”. Inni świętują wspomnienia. Inni, spotkania rodzinne. Natomiast dla nas - chrześcijan, jest to przede wszystkim święto wejścia Boga w ludzką rzeczywistość. To są święta wcielenia Bożego Syna. Chrystus – odwieczny Syn Boga, stał się człowiekiem. Przyjął nie tylko postać człowieka, ale stał się w pełni człowiekiem! Przychodzi na świat jako małe dziecko, akceptując ludzką kondycję: ludzkie wzrastanie, słabości. Chce być blisko nas. Wchodzi także w świat naszych niepewności, lęków, kruchości materialnej. Bo przecież, Jezus rodzi się w stajni. Musimy akceptować też Jego emigrację, zagrożenie ze strony Heroda, czyli polityki. A także kruchość psychiczną.
Jezus przychodzi na ziemię po to, aby pójść na krzyż. Żeby wziąć na siebie i pokonać ludzki lęk przed bólem, cierpieniem, starzeniem się, chorobą, śmiercią. Żeby w tym miejscu zwyciężyć, w którym my jesteśmy najbardziej struchlali. Aby Miłość i Chwała Boga, pokazały się tam, gdzie doświadczamy czasami tak silnego lęku, że stajemy się gotowi popełnić rzeczy, których potem żałujemy. To właśnie dla nas jest centrum tego święta. Jezus przychodzi na świat, aby nas swoim bóstwem ubogacić. A przy okazji, Boże Narodzenie to także święto bardzo rodzinne. Dlatego, że Jezus wybrał rodzinę jako kontekst swojego pojawienia się na ziemi. Przychodzi więc także po to, aby uświęcać nasze rodziny. Czasami Święta Bożego Narodzenia są takie, że ujawniają się różne rany, które nosimy. I może w tym roku bardziej będzie nas bolało rozstanie z rodziną, która nie mogła przylecieć, czy przyjechać. Albo też, będziemy dotkliwie odczuwali puste miejsce przy stole, bo kogoś już nie ma. Bo odszedł – nawet z powodu choroby, pandemii. Ale właśnie Chrystus przychodzi po to, żeby dotykać tych ran, żeby z nich rozlewała się miłość i dobroć Zbawiciela. To jest dla nas - chrześcijan, źródło wewnętrznej siły. Siły przebicia. Siły, która dostarcza odwagi, wytrwałości w pokonywaniu trudności. Siły, która prowadzi nas naprzód. Pokazuje, że celem życia człowieka jest chwała Boga.
A czy można powiedzieć tak prosto, że w czasie Bożego Narodzenia obchodzimy urodziny Pana Jezusa?
Tak. Oczywiście, można powiedzieć, że to są urodziny Pana Jezusa. Przy czym Święto Bożego Narodzenia jest bogatsze. Z jednej strony, odnosimy się do tamtego, historycznego wydarzenia, największego w historii ludzkości, gdy Jezus urodził się na Ziemi w Betlejem, niedaleko Jerozolimy. I ten Jezus (po hebrajsku „Jehoszua”) – jak mniemano syn Józefa - okazał się Synem Boga, co zmieniło całkowicie losy świata, jego historię. Ale dla nas chrześcijan, Boże Narodzenie jest też świętem, które wciąż dotyczy nas. Być może z tego powodu, że spokój, ciepło, przyjemność świąt z różnych powodów są teraz zaburzone, w tym roku więcej myślałem o sposobie, w jaki chrześcijanie obchodzili Boże Narodzenie w I tysiącleciu. Wcześniej, niż święty Franciszek w XII wieku zaproponował Szopkę: Stajenkę, sianko, figury pokazujące świętą Rodzinę i Aniołów. My teraz tkwimy w tej odsłonie świąt Bożego Narodzenia, jako raczej wizualnych, a także kojarzących się z przyjemnością bycia razem, bycia obdarowanymi. Natomiast w I tysiącleciu Boże Narodzenie było świętem, które było oświecone blaskiem Zmartwychwstania Chrystusa. I to było święto przede wszystkim otwarcia się - poprzez wiarę - na Dobrą Nowinę, jaką była głoszona Ewangelia. I ono odwoływało się do ludzkiego doświadczenia, że poprzez głoszenie Ewangelii – zwłaszcza zwiastowanie Zbawienia w Chrystusie ukrzyżowanym i zmartwychwstałym – w życiu chrześcijanina pojawia się Chrystus. Chrystus żyjący w nas. Rozwijający się od wymiarów elementarnych, można by powiedzieć „embrionalnych”, aż do takiej miary, o której święty Paweł powiedział: „Już nie ja żyję, ale żyje we mnie Chrystus”. Chrześcijanie to odczuwali w postaci zmieniających się postaw wobec Boga, wobec innych ludzi. Zwłaszcza takich postaw, na które człowiek – gdyby Chrystus w nim nie żył – nigdy by się nie zdobył. Chodzi o tak zwane „uczynki życia wiecznego”: wspaniałomyślność, hojność, szczodrość, miłość. Zwłaszcza miłość posuniętą do ofiarowania się za innych ludzi. Miłość do nieprzyjaciela. W pierwszych wiekach to był znak rozpoznawczy chrześcijan.
A ponadto, rzeczywistość Chrystusa rodzącego się egzystencjalne, duchowo w człowieku, rozpoznawano w trudnych momentach. Zwłaszcza, w chwilach, kiedy chrześcijanin był (czy jest) poddawany przeciwnościom, szykanom, cierpieniom, prześladowaniom. Wtedy dopiero było widać, że naprawdę w chrześcijanach żyje Chrystus. Taki właśnie był ten głębszy, bardziej egzystencjalny, bardziej duchowy – związany z wiarą – wymiar Bożego Narodzenia.
Można więc powiedzieć, że Boże Narodzenie ma dzisiaj jakby dwa oblicza. Pierwsze widzą dzieci: święto radości, kolęd, prezentów. Prostego przesłania, że Jezus – Bóg przychodzi jako słodkie dziecko. Prosi nas o przyjęcie. Zaprasza do dobroci, wspaniałomyślności. Wszystko to stanowi święto rodzinne. I takie Boże Narodzenie nieraz zostaje nam w pamięci. Dlatego też zawsze nam jest miło pragnąć tych świąt i je pielęgnować. Bo one kojarzą się z tym, co najsłodsze, najlepsze, najszlachetniejsze w ludziach.
Natomiast, jest jeszcze drugie oblicze Bożego Narodzenia, które wymaga dorosłego spojrzenia. Dlatego, że my potrzebujemy wyjść z tej idylli, słodyczy, dzieciństwa. Bo człowiek dorosły zmaga się z dorosłymi trudnościami życia. I także wyzwania są dorosłe. Dlatego potrzeba sięgnąć po ten głębszy wymiar Bożego Narodzenia jako tajemnicy Boga rodzącego się poprzez przepowiadanie Ewangelii duszy człowieka. I wtedy „już nie ja żyję. Ale żyje we mnie Chrystus”!