Gdański sąd unieważnił reaktywację wskrzeszonych 27 lat temu Zakładów Ogrodniczych C. Urlich. Ten kontrolowany przez znanego trójmiejskiego biznesmena podmiot zdążył jednak otrzymać od Skarbu Państwa atrakcyjne grunty w Warszawie, warte miliony złotych. Prokuratura wraz z Centralnym Biurem Antykorupcyjnym badają, czy przy tych decyzjach oraz samej reaktywacji nie doszło do oszustwa.
To była próba jednego z najbardziej zuchwałych skoków na państwowy majątek. Już w latach 90. na podstawie przedwojennych akcji (często mających wartość tylko kolekcjonerską, nabywanych na bazarach lub w antykwariatach) zaczęto reaktywować dawne przedsiębiorstwa, których grunty i nieruchomości zostały znacjonalizowane w PRL. Nowe-stare spółki rozpoczęły walkę o ich odzyskanie lub wypłatę odszkodowań za bezprawne wywłaszczenie. Roszczenia te często dotyczyły bardzo atrakcyjnych dziś terenów w największych polskich miastach. Ponad 10 lat temu reaktywowana przedwojenna spółka Giesche z Katowic wystąpiła o zwrot zagrabionego w PRL majątku wartego ponad 340 mln zł. Nie otrzymała jednak ani złotówki, a członkowie jej władz zostali skazani przez sąd za próbę oszustwa na kary od 1,5 do 2 lat więzienia w zawieszeniu. Przez lata praktycznie żadna reaktywowana spółka nie otrzymała odszkodowania lub zwrotu majątku. Mimo wątpliwości wokół procesu reaktywacji wyjątkiem okazały się wskrzeszone w 1994 roku Zakłady Ogrodnicze C. Urlich, które kontroluje znany trójmiejski biznesmen Ryszard Krauze. Podmiot ten dzięki decyzjom Ministerstwa Rolnictwa otrzymał pierwsze, warte miliony złotych, atrakcyjne tereny w Warszawie. Od kilku lat stołeczny Ratusz twierdzi, że zarówno przy ich wydawaniu, jak i samej reaktywacji C. Urlich miało dojść do oszustwa. Śledztwo w tej sprawie z zawiadomienia samorządu prowadzi Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga. Dotychczas nikt w tym postępowaniu nie usłyszał zarzutów. Jednak z ustaleń „GP” wynika, że przełomowe dla śledztwa jest orzeczenie Sądu Apelacyjnego w Gdańsku, który 1 lipca br. uznał reaktywację C. Urlich za… nieważną. „Gazeta Polska” sprawdziła, jakie konsekwencje rodzi ta decyzja. Przyjrzeliśmy się również okolicznościom reaktywacji kontrolowanej przez Krauzego spółki.
Zakłady Ogrodnicze C. Urlich w 1805 roku założył 30-letni wówczas Jan Urlich, otwierając przy ul. Ceglanej (obecnie Pereca) w Warszawie ogród handlowy. Potem spółka przeniosła swoją działalność do podwarszawskiej wsi Górka, nabywając tam połacie terenu, prowadząc działalność ogrodniczą i hodowlaną. Obecnie to część warszawskiej dzielnicy Wola, położona w okolicach ul. Górczewskiej (stąd jej nazwa: Ulrychów). Po II wojnie światowej majątek C. Urlich – podobnie jak innych przedwojennych przedsiębiorstw – znacjonalizowano. Spółka nie została jednak wykreślona z rejestru handlowego. To w 1994 roku pozwoliło reaktywować przedsiębiorstwo. Następnie kontrolę nad nim przejął wpływowy trójmiejski biznesmen Ryszard Krauze. Za pakiet akcji dający kontrolę nad spółką miał – według „Gazety Wyborczej” – zapłacić 320 tys. zł (prezes C. Urlich twierdzi, że było to około 1,5 mln dolarów). Już w kwietniu 1996 roku reaktywowane przedsiębiorstwo wystąpiło do Ministerstwa Rolnictwa o unieważnienie decyzji o nacjonalizacji majątku spółki. Ówczesny minister rolnictwa Roman Jagieliński przychylił się do tego wniosku, co pozwoliło reaktywowanemu przedsiębiorstwu przejąć atrakcyjne grunty na warszawskiej Woli warte blisko 70 mln zł. Zostały one następnie sprzedane. Obecnie na części tych gruntów mieści się Centrum Handlowe Wola Park.
Jednak decyzja z 1996 roku nie obejmowała wszystkich dawnych terenów C. Urlich. Dlatego spółka w styczniu 2010 roku zwróciła się ponownie do Ministerstwa Rolnictwa o unieważnienie nacjonalizacji terenów nieobjętych poprzednim wnioskiem. Pozytywna decyzja dla kontrolowanej przez Krauzego spółki zapadła 13 listopada 2012 roku. Wydał ją ówczesny minister rolnictwa w rządzie PO-PSL Stanisław Kalemba. W ten sposób C. Urlich otrzymał prawo do 43 działek o łącznej powierzchni około 45 tys. m². Część terenów znajdowała się przy planowanych przez miasto stacjach metra. Warszawski Ratusz w 2015 roku zaczął walczyć o wstrzymanie decyzji ministra Kalemby. Ostatecznie udało się to pod koniec 2016 roku.
Ratusz bardzo dokładnie prześwietlił okoliczności reaktywacji w 1994 roku spółki C. Urlich. Z dokumentów, do których dotarła „GP”, wynika, że procedura sprzed lat budzi wiele wątpliwości. Ratusz wskazuje m.in., że podczas Nadzwyczajnego Zgromadzenia Akcjonariuszy (NZA) C. Urlich w 1994 roku nie było reprezentowane wymagane 100 proc. kapitału. Uczestniczyły w nim osoby posiadające tylko 8700 z 9000 akcji. To nie wszystko. Zgodnie z Kodeksem handlowym w Zgromadzeniu mogli wziąć udział tylko posiadacze akcji na okaziciela, złożonych tydzień przed terminem Zgromadzenia. Tymczasem listę uprawnionych akcjonariuszy stwierdzono na podstawie protokołu NZA z… 1949 r. Według Ratusza, nie było więc wiadomo, czy dopuszczone akcje miały faktyczną wartość, czy tylko charakter kolekcjonerski. Stąd poważne wątpliwości co do prawidłowości reaktywacji. Tym bardziej że duża część akcji C. Urlich została umorzona pod koniec lat 40 i na początku lat 50. W efekcie Prokuratoria Generalna – działając w imieniu warszawskiego Ratusza – złożyła do sądu wniosek o uznanie uchwał o reaktywacji przedsiębiorstwa za nieważne. Argumentację podzielił Sąd Apelacyjny w Gdańsku. 1 lipca 2021 roku orzekł, że wskrzeszenie dawnej spółki jest nieważne. Decyzja jest prawomocna. Czy Skarb Państwa może więc odzyskać przejęte przez C. Urlich grunty lub wyegzekwować odszkodowania za te tereny, które po przekazaniu zostały sprzedane podmiotom trzecim? – Orzeczenie sądu to dopiero pierwszy krok w walce o odzyskanie należącego do Skarbu Państwa majątku. Zwróciłem się do Prokuratury Krajowej o podjęcie działań i złożenie wniosku o wykreślenie spółki z Krajowego Rejestru Sądowego, a także do podjęcie działań zmierzających do wyeliminowania z obrotu prawnego decyzji reprywatyzacyjnych wydanych na jej rzecz – mówi „GP” Adam Hać, zastępca burmistrza Dzielnicy Warszawa-Wola. Z kolei Bartosz Swatek z Prokuratorii Generalnej dodaje, że „na obecnym etapie analizowane są możliwości dochodzenia odszkodowań względem tej spółki”.
Warszawski Ratusz powiadomił prokuraturę o podejrzeniu oszustwa zarówno przy reaktywacji C. Urlich, jak i korzystnych dla spółki decyzjach podejmowanych przez Ministerstwo Rolnictwa. Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga, która wraz z CBA prześwietla reaktywacje 15 podmiotów, w tym spółki C. Urlich. Akta sprawy liczą 73 tomy. – Przedmiotem śledztwa są kwestie związane z reprywatyzacją nieruchomości warszawskich oraz związane z tzw. reaktywacją spółek wywodzących swoje prawa do nieruchomości warszawskich – mówi „Gazecie Polskiej” Remigiusz Krynke z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. Dodał, że badane w śledztwie wątki dotyczą podejrzenia oszustwa oraz przestępstw urzędniczych. Przyznał również, że decyzja gdańskiego sądu w sprawie nieważności reaktywacji C. Urlich „ma istotne znaczenie dla śledztwa”. Z ustaleń „GP” wynika, że jeden z wątków postępowania dotyczy ewentualnej odpowiedzialności urzędników kierowanego przez Kalembę Ministerstwa Rolnictwa, którzy brali udział w wydaniu korzystnej dla spółki Krauzego decyzji z 13 listopada 2012 roku. – Nie przypominam sobie takiej decyzji – mówi „GP” Kalemba. – Kiedy byłem ministrem rolnictwa, wszystko było robione transparentnie i zgodnie z przepisami – zaznacza.
Blisko 90-letni „consigliere”
Od 9 lat na czele C. Urlich stoi 64-letnia Anna Stopka. Z kolei w Radzie Nadzorczej zasiada tylko jedna osoba – 89-letni Krzysztof Jan Wilski (wcześniej członek zarządu tej firmy). To prawnik, uważany za najbardziej zaufanego człowieka Krauzego. Przez lata zasiadał we władzach wielu związanych z biznesmenem spółek. Z KRS wynika, że od połowy czerwca 2019 roku siedziba C. Urlich mieści się w Kancelarii Radcy Prawnego Michała Zielińskiego z Gdyni. Za jego pośrednictwem zwróciliśmy się do Krauzego o komentarz do sprawy. Prawnik biznesmena przyznał jednak, że nie jest on związany z firmą. Faktycznie. 97 proc. akcji C. Urlich posiada zarejestrowana w 1996 roku w Zurichu spółka Nihonswi AG (pozostałymi akcjonariuszami są Stopka i Wilski), kierowana przez obywatela Szwajcarii Marcela Rappaporta. Podmiot od lat jest kojarzony z Ryszardem Krauze. Nihonswi było akcjonariuszem wielu spółek biznesmena, m.in. Prokom Software, Biotonu czy Petrolinvestu. Na rozmowę z „GP” zgodziła się prezes Stopka. Nie chciała jednak komentować orzeczenia gdańskiego sądu. Przyznała, że spółka wystąpiła o jego uzasadnienie i dopiero po jego otrzymaniu będzie mogła „odnieść się do argumentów sądu”. Prezes C. Urlich podkreśliła również, że postępowanie, w którym zapadło niekorzystne dla spółki orzeczenie, nie dotyczy jej „reaktywacji”, lecz stwierdzenia nieistnienia dwóch uchwał przyjętych w 1994 roku, dotyczących powołania zarządu i rady nadzorczej przedsiębiorstwa. – Spółka od 1920 roku w sposób nieprzerwany była zarejestrowana w dawnym Rejestrze Handlowym RHB, a następnie w rejestrze przedsiębiorców KRS – tłumaczy. – Czynności od 1994 roku podejmowane były w zaufaniu i w zgodzie z obowiązującymi przepisami prawa i wpisami we właściwych rejestrach. W 2012 roku, po uzyskaniu decyzji stwierdzającej nieważność nacjonalizacji gruntów o powierzchni około 4 hektarów na terenie Woli (ulice, grunty pod szkołą podstawową i ośrodkiem wychowawczym), Spółka podejmowała próby porozumienia się z miastem dla uregulowania kwestii tych gruntów. Pisemne prośby kierowane do prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz nie spotkały się z jakimkolwiek odzewem – zaznacza Stopka. Śledztwo warszawskiej prokuratury komentuje krótko: – Nie znam szczegółów. Byłam tylko raz przesłuchiwana przez CBA w postępowaniu dotyczącym przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy publicznych w latach 90. – mówi.