Dyrektor biura prasowego Kancelarii Prezydenta potwierdził, że krążące w sieci nagranie rozmowy rosyjskich youtuberów z Andrzejem Dudą jest autentyczne. Do sprawy odniósł się już także sam prezydent. - Zalecałbym daleko idącą ostrożność, jeśli chodzi o tego typu rozmowy. Z tego co wiemy, prezydent Duda nie dał się sprowokować, nie powiedział nic, co by go kompromitowało, pomimo wielu prób "wpuszczenia go w maliny" - komentuje sprawę dla niezalezna.pl dr Piotr Łuczuk, ekspert ds. cyberbezpieczeństwa z UKSW.
Znani z prowokacji wobec polityków i światowych przywódców rosyjscy komicy Vovan i Lexus (Władimir Kuzniecow i Aleksiej Stoliarow) zamieścili we wtorek wieczorem na portalu YouTube nagranie mające przedstawiać ich rozmowę z prezydentem Andrzejem Dudą. W 11-minutowej rozmowie Kuzniecow, który podszył się pod sekretarza generalnego ONZ Antonio Guterresa, gratuluje Dudzie wyborczego zwycięstwa i próbuje sprowokować go do kontrowersyjnych wypowiedzi, m.in. na temat sporów o historię i pomniki Armii Czerwonej z Rosją czy kwestię Lwowa. Rozmowa prowadzona jest po angielsku.
Dyrektor biura prasowego Kancelarii Prezydenta potwierdził autentyczność nagrania i dodał, że "rozmówcy byli weryfikowani przez Stałe Przedstawicielstwo Rzeczypospolitej Polskiej przy ONZ w Nowym Jorku, sprawą zajmują się służby". Potwierdził to rzecznik ministra-koordynatora służb specjalnych, Stanisław Żaryn.
Do sprawy odniósł się na Twitterze sam prezydent Andrzej Duda:
W trakcie rozmowy zorientowałem się, że coś chyba jest nie tak. Sekretarz Generalny nie wymawia aż tak dobrze słowa „żubrówka”, choć głos był bardzo podobny. ?
— Andrzej Duda (@AndrzejDuda) July 15, 2020
O komentarz do całej sytuacji poprosiliśmy dr. Piotra Łuczuka, eksperta ds. cyberbezpieczeństwa z UKSW. Jego zdaniem, rozwój mediów społecznościowych znacząco skrócił "dystans między politykami a obywatelami, a mówiąc w kontekście informacyjnym - między odbiorcą a nadawcą".
- Dzięki temu w zasadzie każdy, kto ma konto na YouTube, Facebooku, Instagramie, na wyciągnięcie ręki ma w zasięgu znane osobistości ze świata polityki, kultury, sportu. To nie dziwi, że wykorzystywane są wszelkie takie sytuacje, by zaistnieć i zyskać trochę popularności. Tak też było w tym przypadku Sytuacja jest jednak o tyle skomplikowana, że chodzi tutaj o głowę państwa, o prezydenta RP i w niego miał być wymierzony ten żart komików rosyjskich. Nie jest to dziełem przypadku. Służby specjalne od dłuższego czasu, zwłaszcza w czasie pierwszej tury i przed drugą turą wyborów prezydenckich obserwowały wzmożoną aktywność w sieci, odnotowywano tzw. incydenty, czyli próby naruszenia struktur teleinformatycznych
- mówi dr Łuczuk, przypominając m.in. o ataku hakerskim na portal niezalezna.pl.
Ekspert dodał, że w sytuacji z rosyjskimi youtuberami chodziło "przede wszystkich o próbę skompromitowania czy zażartowania z prezydenta Andrzeja Dudy".
- Z tego co wiemy, nie jest to pierwsza i zapewne nie będzie też ostatnia próba tego typu działalności tych panów. Zrobili sobie z tego sposób na życie, sposób na zaistnienie, zyskują rozgłos, są rozpoznawalni w rosyjskich strukturach internetowych, a przez takie akcje, także w międzynarodowych. Nie dziwi to, bo rozwój internetu i mediów społecznościowych spowodował, że można takie robić, że takie osoby są w stanie zaistnieć i zdobywając w zasadzie niewiele informacji, są w stanie uwiarygodnić się, sprzedać swoją legendę jako oficjalnych pracowników struktur międzynarodowych i doprowadzić do odbycia się takich rozmów
- tłumaczy Piotr Łuczuk.
Łuczuk jest przekonany, że "sprawa nie zostanie pozostawiona sama sobie" i zajmą się jej wyjaśnieniem służby specjalne.
- To pokazuje, że trzeba czujności na każdym obszarze, zwłaszcza internetowym. To kolejny dowód na to, że wszelkiego rodzaju ataki informacyjne, wojna informacyjna, propagandowa, już się toczy. To nie jest coś, co możemy czytać na stronach książek science-fiction czy oglądać na filmach, tylko jest to element rzeczywistości, w której się znajdujemy i gdzie różnego rodzaju próby ataków internetowych i tego rodzaju "żartów", "pranków", mają na celu uwiarygodniać jakąś narrację, w tym przypadku rosyjską. One mogą być wykorzystane teraz, za kilka miesięcy, albo i za kilka lat. Zalecałbym daleko idącą ostrożność, jeśli chodzi o tego typu rozmowy. Z tego co wiemy, prezydent nie dał się sprowokować, nie powiedział nic, co by go kompromitowało, pomimo wielu prób "wpuszczenia go w maliny". Przede wszystkim to, jaką lekcję możemy wyciągnąć, to to, że trzeba uważać i pamiętać, że walka informacyjna już się toczy - dodał ekspert ds. bezpieczeństwa.