Takiego kabaretu pokazującego, czym są sądy III RP nie było i już chyba nie będzie! „Umyślnie wprowadził w błąd funkcjonariusza policji twierdząc, że nazywa się Włodzimierz Iljicz Lenin” – ten zarzut za rządów Leszka Millera policja postawiła Piotrowi Lisiewiczowi, gdy ten urządził happening pod siedzibą SLD. Lider Naszości podjął wyzwanie i na sali sądowej zeznał, że policjanta nie oszukał, bo wolność wyznania pozwala mu być wyznawcą reinkarnacji i dlatego uważa się za trzecie wcielenie Lenina. Gdy do sądu wnoszony był w szklanej trumnie jako Lenin z Mauzoleum, Miller nie wykazał się poczuciem humoru i na schodach sądu pojawili się antyterroryści w kominiarkach, żeby go nie wpuścić.
To sceny z filmu Magdaleny Piejko „Naszość – tylko dla nienormalnych”, które wywołują największe salwy śmiechu na sali. We wtorek 22 sierpnia o godz. 20 w warszawskim kinie Atlantic premiera kinowa filmu, który od 25 sierpnia wchodzi do kin w całej Polsce. Bilety na warszawską premierem kupić można przed seansem w kasach kina lub przez internet pod tym linkiem https://www.novekino.pl/kina/atlantic/film.php?id=14839
W filmie Lisiewicz opisuje, jak ośmieszanie przez Naszość sędziowskiej kasty cieszyło… zwykłych pracowników sądów:
- Panie z bufetu i ksero mówiły nam: tylko tak trzymać, nie dajcie się, pokażcie im! My za to ksero w sądzie nigdy nie płaciliśmy, a w bufecie dostawaliśmy fasolkę po bretońsku za darmo. Ci ludzie, którzy na co dzień pracowali z tym sędziami nienawidzili ich do tego stopnia, że nas od razu pokochali.
Jak podkreśla Lisiewicz, to, co dla Naszości, która świetnie radziła sobie ośmieszaniem kasty, było zabawą, dla zwykłych ludzi bywało tragedią:
- To, co dla nas było happeningiem, pokazywało coś, co dla ludzi happeningiem nie było. Katastrofalny stan sądów, wymiaru sprawiedliwości, tych układów dawnych komuchów, którzy tam rządzili.
Na korytarzach sądowych spotykał się z ogromną ilością ludzkiej krzywdy:
- Mieliśmy dziesiątki rozpraw i spędzaliśmy wiele godzin na tych korytarzach. Tam ludzie do mnie mówili: panie Lisiewicz, pan świetnie sobie radzisz z tymi sk…synami. To niech mi pan doradzi, co ja mam robić. No i facet wyciągał trzy grube teczki papierów, których żaden sąd nie przeczytał i chciał żeby mu pomóc.
Podobnie o sądach mówi w filmie człowiek z drugiej strony ideologicznej barykady - Marek Piekarski „Sanczo”, anarchista z poznańskiego skłotu Rozbrat: - Ta instytucja sądu gada poważnie tylko ze swoimi kolegami, czyli z prokuratorami i adwokatami. Bo ty, nawet jak się obronisz, to oni i tak cię uwalą, bo nie traktują cię jako obywatela poważnie.
Poniżej Piotr Fronczewski w trailerze filmu: