Przedwojennego autora „Pięciu chłopców z Albatrosa” i tekstów kabaretu Qui pro Quo komuniści nazwali szkodnikiem, wrogiem ludu oraz zgniłym kapitalistą. Z tego ostatniego śmiał się, bo na wygnaniu miał akurat 23 dolary na koncie. Miejsce w historii zapewniły mu „Czerwone maki na Monte Cassino”, za posiadanie tekstu których groziło w pierwszych latach PRL więzienie. Ale niepowtarzalna powojenna, emigracyjna satyra Feliksa Konarskiego, czyli Ref-Rena, pozostaje nieznana. Wczytajmy się w nią, a przypomnimy sobie, czym jest polskość i dlaczego warto poświęcić wszystko, także w sytuacji z pozoru beznadziejnej, by jej bronić – pisze dla portalu Niezależna.pl Piotr Lisiewicz.
Arak piło się w Bagdadzie i co z tego?
Dżin w Mosulu, jakieś cherry w Tel-Aviv!
A ja wolę jedną wódkę Baczewskiego,
A po wódce osiemdziesiąt dużych piw!
- pisał Feliks Konarski o swojej tęsknocie za Polską na wygnaniu. Gdy Chruszczow dumnie ogłosił początek podboju kosmosu przez człowieka, odpowiedział mu satyrycznym wierszykiem „Pierwsza rakieta”, który zaczynał się tak:
Diad’ka Chruszczow oświadczył
Na oficjalnym obiedzie,
Że pierwsza rakieta z ludźmi
Wkrótce na księżyc pojedzie.
Wypuścił już psa i małpę
A teraz będzie ciąg dalszy.
Wprawdzie pies zdechł – ale człowiek
Trochę od psa wytrzymalszy
Dalej były opisy tego, co sowiecki bohater będzie robił w przestrzeni kosmicznej, zgodnie ze swymi przyzwyczajeniami wyniesionymi z poprzednich podbojów:
Jako, że nudził się srodze,
Zatrzymał rakietę w locie
I Wenus zgwałcił po drodze…
I, żeby złość wyładować,
Co gniotła duszę waleczną –
Otworzył w rakiecie okno
I splunął na Drogę Mleczną!
Aż – znalazł się na księżycu.
Ot, warto tej chwili dożyć!!!
I z miejsca się rozgląda,
Gdzie można łagry założyć?...
I już z rakiety wynosi
Szpule z kolczastym drutem
Wtem patrzy – naprzeciw niego
Idzie Twardowski z kogutem.
Dawaj „czasy” i koguta –
I „sabirajsa s wieszczami”!
Twardowski?... Znaczyt faszysta –
A my „dałoj” z faszystami!
Ale oprócz dowcipu, Ref-Ren miał jeszcze inny dar – pisania o sprawach najważniejszych językiem zwykłego człowieka. Na początku lat 50. dokonał rzeczy nieprawdopodobnej – potrafił swoim gniewnym wierszem doprowadzić do zaprzestania... zagłuszania jednej z polskich audycji zachodniej rozgłośni. Satyry Konarskiego trafiały wówczas do Polski dzięki audycjom Radia Paryż. Na ich zagłuszanie Ref-Ren odpowiedział wierszem „Do »głuszca«”. Opisywał działalność tytułowego bohatera następująco:
Małpie daje się rozkaz
I dwa tuziny guzików
W których zawarta jest gama
Gwizdów, bulgotów i syków!
Usłyszysz słowo – wolność –
Brzęcz niczym bąk na uwięzi!
Przy słowie: pokój – charkocz!
Przy słowie Katyń – rzęzij!
W Radiu Paryż nadawana była wówczas audycja „Poszukiwania rodzin”. Polacy z kraju i emigracji poszukiwali za jej pośrednictwem najbliższych zaginionych w czasie wojny. W sprawie zagłuszania tej audycji Ref-Ren pisał do „głuszca”:
A wtedy ty – jak przystało
Na radiowego pirata,
Zaczynasz głuszyć w eterze
Wołanie siostry i brata,
Wołanie ojca i matki,
Wołanie córki i syna!
Ot, czego cię nauczyła
Ideologia Stalina!...
A może i twoja matka,
W matek zbłąkanych tłumie
Też szuka śladu po tobie
I też go znaleźć nie umie?(...)
A może matka jest z tobą?
Szczęśliwszy jesteś ode mnie...
Żal mi jej. Pewnie twej matce
Musi być niezbyt przyjemnie,
I wstyd, i przykro, i smutno,
I źle i ciężko na duszy,
Że innych matek wołanie
Właśnie jej syn teraz głuszy...
W imię ze Wschodu wtłoczonej
Ideologii kałmuckiej
I demokracji ludowej.
Ludowej – czemu nie ludzkiej?
Rozumiem. Strach. Knut. Bezpieka.
Już nawet ciebie nie winię.
Lecz myślę: czemu z człowieka
Tak łatwo dziś zrobić – świnię?
Radio Paryż nadało wiersz trzykrotnie. I stał się cud. Potężna bezpieka przestraszyła się prostych słów emigranta. I wściekłości, jaką mogą budzić w zwykłych Polakach. Audycja przestała być zagłuszana.
Na czym polegała siła słów Ref-Rena, którego „Czerwone maki” Polacy wygnani z kraju śpiewali na stojąco, traktując je jak drugi hymn Polski? „Szary, skromny pseudo-poeta, fabrykant piosenek” - pisał o sobie. „Proszę wszystkich recenzentów, żeby nie pisali recenzji o tej książeczce, bo ta książeczka jest dla żołnierzy, a nie dla recenzentów” – zalecał w wojennym zbiorku „Piosenki z plecaka Helenki”.
Jego piosenki były przyjmowane jako własne przez zwykłych Polaków, zapełniających sale na jego występach w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji, Niemczech... Bo miał dar relacjonowania opowieści przedwojennej kwiaciarki handlującej na londyńskiej ulicy czy polskiego kelnera wydziwiającego nad manierami brytyjskich lordów. I przekazywania ich słowami prawd najważniejszych.
Urodził się 9 stycznia 1907 r. w Kijowie. Gdy miał 14 lat, matka, Wiktoria Polecka-Konarska, zadecydowała, że syn musi uciekać z sowieckiej już Rosji. Ryzykowna wyprawa, mimo licznych przygód, powiodła się. Jak pisze Anna Mieszkowska w książce „Była sobie piosenka” kilkunastoletni Felek zaopatrzony w niewielką sumę pieniędzy, prowiant, zmianę bielizny, nowe, ale ciasne buty i błogosławieństwo rodziny dostał się do Warszawy.
Zamieszkał u dalszej krewnej ojca. Skończył gimnazjum, został piłkarzem Polonii Warszawa. W książce poświęconej kobietom, które kochał, Konarski wymienia liczne miłości młodzieńcze, począwszy od tych kijowskich. Przytoczmy kilka charakterystyk:
„MARCYSIA – miłość niewykorzystana. Nowo przyjęta służąca, przypominająca urodą i figurą Betty Grable. Wieczorem zrobiła do mnie oko i nazajutrz ciotka wyrzuciła ją ze służby. Długo żałowałem”.
„LUSIA – miłość nieproduktywna. Anioł nie dziewczyna. Chodziliśmy razem na »wagary«. Kochała się we mnie na zabój i została na drugi rok w tej samej klasie. Wówczas rodzice wybili jej miłość z głowy i skądinąd”.
„PANI HALINA – miłość dystyngowana. Sąsiadka z naprzeciwka. Rozwódka. Miała śliczne nogi sięgające do szyi. To znaczy, do mojej szyi. Bardzo kulturalna pani. Chciałem ją pocałować na schodach. Powiedziała mi wtedy z dystynkcją: »Niech się g......rz uspokoi«. Uspokoił się”.
Studia porzucił dla piosenki. Sam nauczył się grać na pianinie i na gitarze. A także... komponować. Pseudonim Ref-Ren wymyślił mu reżyser Konrad Tom. Bo wszystkie piosenki zaczynał pisać od refrenu. W końcu lat 20. były one wykonywane w warszawskich teatrzykach, od Qui pro Quo do teatru Nowości. Po upadku Qui pro Quo współpracował z teatrzykiem Mignon, później Wesoły Amor. W 1934 r. był współzałożycielem teatrzyku Wesoły Murzyn, z którym jeździł po całej Polsce. Jego piosenka „Pięciu chłopców z Albatrosa” stała się szlagierem.
W 1930 r. zaczepił w pociągu tą, która okazała się miłością na całe życie. Naprawdę Janina Piwocka, chociaż bardziej znana była jako Nina Oleńska – tancerka i piosenkarka. Występowali razem, rok później wzięli ślub w warszawskim Kościele św. Aleksandra na Placu Trzech Krzyży. Napisał dla niej kilkadziesiąt piosenek, wierszy i skeczy. Małżeństwo trwało pół wieku.
W 1934 r. przeniósł się do Lwowa. Z rodziną z Kijowa udawało mu się utrzymywać kontakt dzięki temu, że polski konsul w tym mieście był znajomym jego ojca. Przemycał krótkie listy i drobne sumy pieniędzy dla Feliksa w poczcie dyplomatycznej. Ale w 1926 r. dostał on kartkę o zwięzłej treści: „Nie pisać! Matka”. Kontakt z rodziną urwał się. Jak się miało okazać, aż do jesieni 1939 r.
Wojna zastała Ref-Rena we Lwowie. Do Warszawy wrócić nie mógł, bo był ścigany przez gestapo za balladę o Hitlerze. Po wkroczeniu Sowietów znalazł się na terenie tego samego państwa, co rodzina. Odważył się zapytać o jej adres. Potem napisał list.
Ojciec już nie żył. Dowiedział się, że młodszy brat został wywieziony w 1937 r. na Syberię. Oskarżono go o to, że ma brata w wojsku w Polsce. Rodzina przysłała mu też paczkę. Los sprawił, że paczka ta prawdopodobnie uratowała mu życie. Otrzymaną żywnością postanowił ugościć przyjaciół. „Nie poszli więc tego wieczoru do słynnej restauracji w Klubie Artystycznym przy ulicy Jagiellońskiej, gdzie aktorzy i pisarze codziennie zbierali się na skromne posiłki i gdzie tego dnia NKWD urządziło słynną prowokację” – pisze Mieszkowska.
Jak wiadomo, Sowieci okazywali początkowo zaskakującą tolerancję dla aktorów, nie zsyłając ich łagrów, a pozwalając występować. Występowali w kinoteatrze, a po jego zamknięciu Konarski założył wraz członkami lwowskiej orkiestry kolejarzy Tea Jazz – teatralizowaną orkiestrę jazzową.
Wiosną 1941 r. wyruszył z nią do Kijowa, by po 20 latach zobaczyć matkę. Wtedy miał 14 lat, teraz 34... Wyszła po niego na dworzec. Trzymała kilka róż z ogrodu. Poznała go od razu. Wspominał: „Chwyciła mnie w ramiona i tak mocno przytuliła do piersi. Nie byłem w stanie odezwać się. Matka też milczała. Aż wreszcie wykrztusiła: »Po coś ty został na tej stronie?«”. Po kilku dniach pożegnali się. „Gdy na zakręcie zniknęła mi z oczu, rozpłakałem się. Dziś wiem, że było to przeczucie, że jej już nigdy nie zobaczę”. Matce poświęci piosenkę: „Powitasz mnie łzą, a jedna ta łza o wszystkim powie mi”.
Gdy dowiedział się o tworzeniu się w Sowietach polskiej armii, postanowił z przyjaciółmi przedostać się do niej. „W kilkanaście osób spali w zimnej ziemiance podgryzani przez żarłoczne wszy” – opisuje drogę do wojska Mieszkowska. Podobnie przebić się do polskiej armii próbowały tysiące, z których wielu nie dało rady.
Zaśnieżona stacyjka, na którą trafili, nazywała się Tockoje. Za gardło ścisnął go widok polskiego żandarma w za dużym płaszczu. „Zobaczyłem wojskowy płaszcz i zapięty skórzany pas. Ten właśnie zapięty pas mnie wzruszył, bo w jednej chwili stanął mi przed oczami słoneczny dzień wrześniowy, kiedy całe gromady rozbrojonych żołnierzy, bez pasów, przewalały się przez wystraszone ulice Lwowa” – wspominał. 1 kwietnia 1942 r. wyruszyli przez Persję, Irak, Palestynę i Egipt do Włoch.
„Polacy! Do broni!/ Do walki, jak lwy!/ Zbrodniarze – to oni!/ Mściciele – to my!” – brzmiał refren jednej z pierwszych wojskowych piosenek Ref-Rena. Pisał je po nocach, w ziemiance, przy naftowej lampce. Jego wspólnikiem w zdobywaniu nafty był strzelec Tiszel - „mały, zarośnięty Żydek, słabo mówiący po polsku, co nie przeszkadzało, że Polskę kochał bardziej, niż niektórzy mówiący po polsku dobrze”.
- Panie Ryfryn!... Się ma naftę!... – słyszał w nocy. Nagle trzask zbitego naczynia.
- Panie Ryfryn!... Się nima nafty!...
Wspominał tzw. desanty z polskiego obozu do okolicznych wsi, by łachy lub pieniądze wymienić na masło, mięso, słoninę lub wódkę. Wśród najbardziej pożądanych rzeczy, jakie sowieccy „tubylcy” chcieli pozyskać od Polaków, okazały się być... krzyżyki, robione chałupniczą metodą z bakelitu.
Persja, do której trafiło polskie wojsko, wydawała się po wydostaniu się ze Związku Sowieckiego rajem. Z niedowierzaniem patrzył na „sklepy i wystawy, w których nie było wprawdzie portretów wielkich ludzi, ale za to był towar”!
Aktorzy dostali rozkaz: stworzyć Teatr Żołnierza Polskiego. Goszczeni byli m.in. przez Szacha perskiego, przy której to okazji wygłodniałym Polakom podano kwiczoły w majonezie, zaś Ref-Ren tańczył z żoną Szacha.
Na co dzień wyżywienie było zdecydowanie skromniejsze, zaś przekleństwem polskiego żołnierza była podawana codziennie kasza jaglana, którą serwowano mu z racji na obecność w niej witaminy C.
„Nad głową brzęczały komary, a nad komarami brzęczały samoloty” – opisywał noce, w czasie których na dodatek między namiotami krążyły szakale. Z kolei „nad morzem w słoneczne dni można było czuć swąd palonych kości. To Stanisław Ruszała zażywał kąpieli słonecznych”. Ów kolega aktor był z racji nie niezwykłą chudość ofiarą licznych powiedzonek Konarskiego. W innym miejscu Ref-Ren komentuje ciasnotę w namiocie stwierdzeniem, że jego mieszkańcy mieli luksusowe warunki: pół pustyni do dyspozycji. Zaś „najlepiej na tym wszystkim wyszedł Stanisław Ruszała, który korzystając z braku tuszy i posiadania tzw. drobnej kości, przespał się kilkukrotnie w drewnianym futerale na kontrabas”.
Do najweselszych aspektów żołnierskiego życia należał pobór ochotniczek, które nazywano „pestkami”. Ref-Ren wspominał po wojnie czasy, kiedy „nieliczni mężczyźni bali się wyjść na ulicę, w obawie przed porwaniem przez zgłodniałe i agresywne niewiasty”.
W „Kurierze Polskim w Bagdadzie” odnajdujemy opowieść Konarskiego o psie, wyżle Bobku, który zaprzyjaźnił się i wędrował z polskim wojskiem, bo „wyczuł swym psim instynktem, że są równie bezdomni jak on”. I „w krótkim przeciągu czasu umiał już odróżnić Polaka od Anglika, ten pierwszy cieszył się zawsze większą jego sympatią”. Bobek po mieście nie chodził piechotą, tylko zatrzymywał samochody stając na środku jezdni.
Była trzecia nad ranem, gdy Feliks Konarski zbudził muzyka Alfreda Schuetza – tak okoliczności powstania słynnych „Czerwonych maków” relacjonował w „Gazecie Polskiej” (17 maja 2000 r.) Zbigniew K. Rogowski, który znał Ref-Rena osobiście. „Nie mogłem spać” – przytaczał opowieść Konarskiego. „Co chwila podchodziłem do okna i patrzyłem na dalekie błyski artyleryjskiego ognia. Ziejąca ogniem góra klasztorna. Swym szczytem chmur sięgająca. A pod chmurami zwały gruzów. A w gruzach kryjące się wściekłe szczury, które niełatwo wytępić... Szczury w chmurach. Nielogiczne – a przecież prawdziwe. I nagle... Samo przyszło...”:
Czy widzisz te gruzy na szczycie?
Tam wróg twój się kryje, jak szczur!
Musicie! Musicie!! Musicie!!!
Za kark wziąć i strącić go z chmur!
„Zeskoczyłem z łóżka. Gdzie ten przeklęty ołówek?” – myślał gorączkowo. Obudzony Schuetz zrozumiał, co się dzieje i przystąpił do pisania muzyki. Wkrótce przy pianinie zebrali się inni członkowie zespołu. O 9 rano pojechali w stronę Cassino. Po drodze zobaczyli samotny grób żołnierski ze skleconym naprędce krzyżem przewiązanym biało-czerwoną taśmą. Pod nim leżała wiązanka maków. Ile takich krzyży przybyło tej nocy? Dopisał ciąg dalszy:
Czy widzisz ten rząd białych krzyży?
To Polak z honorem brał ślub!…
Idź naprzód!… Im dalej… im wyżej…
Tym więcej ich znajdziesz u stóp!
Ta ziemia do Polski należy,
Choć Polska daleko jest stąd,
Bo wolność… krzyżami się mierzy…!
Historia ten jeden ma błąd…!
Niestety, wezwanie do bohaterskiej walki zmienić się miało w kolejnych miesiącach i latach w oburzenie na zdradę sojuszników. To, co cisnęło się na usta weteranom Drugiego Korpusu, napisał też później prostymi, żołnierskim słowami: „Im sądzone było za poniewierkę, za łagry i wszy przez Monte Cassino skoczyć i bramę do Europy otworzyć!... Tylko, że ich później za to faszystami nazwano! Reakcjonistami! Obszarnikami!... A pewnie!... Byli tym wszystkim, ale grubo wcześniej! Wiecie kiedy? Jak do raju trafili!... Obszarnikami – bo takich obszarów jak oni w ciągu dwóch lat bosymi nogami przeszli, żaden człowiek nie przeszedł przez całe swoje życie!... Reakcjonistami – bo na cierpienia i nędzę reagowali spokojem i nieludzka wytrzymałością!... Faszystami – bo po azjatyckich stepach, w czarnych od brudu koszulach chodzili!...”.
O zdradzie sojuszników pisał w wierszu „Jałta”:
Mówili, że demokracja, że pokój, że ład,
Że sprawy, związane z frontem...
W tym samym czasie podchorąży Jóźwiak padł,
Na którymś tam Monte...
Do najbardziej dramatycznych należy napisany po latach wiersz „Katyń”, opowiadający, jak tamtejszym lasku zabito wolność:
W podartym jenieckim płaszczu
Martwą do rowu zepchnięto
I zasypano ziemią
Krwią na wskroś przesiąkniętą.
By zmartwychwstać nie mogła,
Ni znaku dać o sobie
I na zawsze została
W leśnym katyńskim grobie.
Zamordowano też prawdę i sprawiedliwość:
Tej nocy sprawiedliwość
Zgładzono w katyńskim lesie...
Bo która to już wiosna?
Która zima i jesień?
Minęły od tego czasu,
Od owych chwil straszliwych?
A sprawiedliwość milczy,
Nie ma jej widać wśród żywych.
Jesienią 1946 r. wraz z żoną zamieszkali w Londynie. Często wyjeżdżali stąd do polskich obozów w Anglii i Szkocji, do Polaków we Francji i Niemczech. O odczuciach polskich żołnierzy pisał w wierszu „Droga...”:
Smutny kolego z Naffijskiej kantyny,
Wiem o czym myślisz, drogi przyjacielu:
Że co raz wolniej snują się godziny,
Że co raz trudniej iść przez świat bez celu!...
Cel ci zabrano – ale w zamian za to
Darzą sandwichem i gorzką herbatą.
Kawiarnia Piekiełko w londyńskim klubie Orzeł Biały była tuż po wojnie centrum polskiego życia towarzyskiego. Artyści byli tu jednocześnie założycielami lokalu, aktorami i kelnerami. Stałą obsadę lokalu stanowili Oleńska, Ref-Ren i Ruszała. Aktywność Konarskiego, który jednocześnie obstawiał wyścigi konne, jeździł po Europie i tworzył, była zaskakująca. Przygotował w Londynie – sam lub razem z Marianem Hemarem – około 30 premier widowisk. Ref-Ren relacjonował wrażenia zwykłych Polaków, którzy trafili na wyspy. Polski kelner narzekał na brak fantazji klientów:
Rok cały już kelneruję
A nikt nie znalazł się taki,
Który by rąbnął butelką
W lustro – po prostu dla draki!
Dla romantyzmu samego!
Nuda. Bo, co mi po lordzie,
Który drugiemu lordowi
Dać nie potrafi po mordzie?!
Popisowym numerem napisanym dla Niny Oleńskiej była opowieść dawnej warszawskiej kwiaciarki „Kwiaciarka z Picadilly”:
A u nas na rogu Siennej, z tej strony od Marszałkowskiej,
Miało się stragan z kwiatami!... A kwiaty, że rany boskie!
Nie zasuszona lawenda, co rozsypuje się w łapach,
Tylko te świeże, pachnące!... Dziś jeszcze czuję ten zapach...
Tymczasem w Londynie byłą tylko sucha lawenda i „zasuszone Angliki”. W pisanych przez niemal pół wieku satyrycznych piosenkach i wierszykach, docierających do emigrantów, a często także przez radio do kraju, komentował bieżące wydarzenia. Gdy medialną sensacją stał się fakt, że słynna sowiecka dyskobolka i nauczycielka o imieniu Nina ukradła w zachodnim sklepie pięć kapeluszy, Konarski napisał wiersz w jej... obronie. Tłumaczył, że to nie jej wina:
...widziała naocznie
Jak wielki bat’ko Stalin
Skradł półwysep Karelski
Zwędził Rygę i Tallin...
A potem z tą złodziejską
Logiką nieomylną,
W ubogim polskim sklepie
Podwędził Lwów i Wilno!
To chyba znacznie więcej,
Niż tych pięć kapeluszy...
A krzyku nikt nie narobił,
A nikt palcem nie ruszył.
Gdy do Wielkiej Brytanii przyjechał chór Armii Czerwonej, jego występy cieszyły się dużą popularnością. Na koncerty poszło wielu Polaków, a modna stała się argumentacja, że nie można być zapiekłym, a sztuka jest neutralna politycznie. Konarski nazywał to Ruso-manią i na złość modzie przypominał czasy wywózek: „I człowiek w myślach szpera/ I tego miejsca szuka,/ Gdzie ona WTEDY była,/ Ta neutralna sztuka?!”.
O symbolu sowieckiej kultury w Polsce pisał:
Idę po Marszałkowskiej – wzrok podnosząc do góry:
Stoi tort. Pytam: co to?... Mówią Pałac Kultury.
Tej kultury, co przyszła na siłę nie proszona,
Z przeświadczeniem, że niby na pierwszym miejscu ona!
Że wobec niej nieważne są wszystkie inne sprawy.
Zajęła sobie miejsce w samym centrum Warszawy,
Na pomnik dla siebie samej – od samej siebie. I jazda
Ileś tam pięter w górę. Ze szpicem. Na szpicu gwiazda.
Żeby z każdego okna i z każdego podwórza
Widać było kulturę. Że jest. I że taka duża.
Zjadliwe teksty wywoływały wściekłość komunistów. Konarskiego podczas jednego z bankietów ostro zaatakował peerelowski konsul. Ref-Ren odpowiedział mu wierszykiem „Do Pana Konsula”, w którym tak streścił jego ataki:
Ten szkodnik – grzmiał – wróg ludu,
Ta ziemniaczana stonka –
Tak krzyczał – co po świecie
Za dipisa się błąka,
Zgniły kapitalista!...
Tu się trochę pomylił,
Bo ja na koncie w banku
Mam dosłownie w tej chwili
Dwadzieścia trzy dolary
Na zarzut konsula, że jego wiersze to „paszkwile na Naród Polski”, odpowiadał:
Niech pan, panie konsulu,
Dobrze się zastanowi –
Kto z nas dwóch jest dziś milszy
I bliższy Narodowi?!
Czy pan – urzędujący
W reżymowych przedsionkach?
Czy ja - mała, wygnana,
Emigracyjna stonka?
Gdy do Anglii przyjechać mieli towarzysze Chruszczow i Bułganin, Ref-Ren zapowiadał wizytę:
Zjadą dumni w orszaku szpiclów i dygnitarzy.
Z azjatyckim uśmiechem przylepionym do twarzy.
I apelował:
Wzywam ludzi uczciwych. Wszystkich, ilu ich jest tu,
Poniżonych, skrzywdzonych – do wspólnego protestu
Przeciw zbrodniom i gwałtom, krzywdzie i poniżeniu,
Przeciw świata śpiącemu, nieczułemu sumieniu!
Był 1960 rok. Old Russian Bear to restauracja rosyjskich emigrantów na nowojorskim Brodwayu. Po zakończeniu gościnnego tournée po Ameryce na kolację Konarskiego zaprosił tu impresario Jan Wojewódka. Rosyjscy muzycy grali cygańskie romanse na skrzypcach i harmonii.
Kiedy usłyszeli, że goście są Polakami, zaskoczyli ich wiązanką... warszawskich tang. Ci w wznieśli ich zdrowie „Stolicznoją”. Rosjanie powiedzieli, że bywalcy lokalu lubią polskie tanga, ale jest jedna polska piosenka, która każde tango pobije. To „Czerwone maki na Monte Cassino”. Gdy Rosjanie dowiedzieli się, że goszczą autora pieśni, nie mogli uwierzyć.
Przyprowadzili właściciela, kucharzy i kelnerów. „Eto autor »Rudych makow«” – powiedzieli podekscytowani. Po chwili ze sceny rozległy się „Maki” (anegdota za Zbigniewem K. Rogowskim).
Także na emigracji Konarski był krytykowany za sentymentalizm. W polemice z innym wybitnym poetą Janem Rostworowskim odpowiadał na zarzut nadmiernej tęsknoty na lwowskimi Wałami Hetmańskimi:
Przepraszam, że tu, w tym miejscu będę cyniczny troszkę.
Ktoś woli angielską „taxi” – a ja warszawską dorożkę.
I jako ckliwy uchodźca w nieckliwych czasach dzisiejszych
Wciąż wolę Wały Hetmańskie od wszystkich wałów tutejszych.
Pisał o tym, że nie ma nic przeciwko nastolatkowi noszącemu długie włosy i słuchającemu Presleya, dopóki nie próbuje on z jego ściany zdejmować Wyspiańskiego czy Kossaka. Dodawał, że Presley to moda, która za parę lat przeminie, zaś tradycja utrzymywana przez wyśmiewane babcie jest czymś trwałym:
Że dzięki tym upartym babciom
I dziwnej Ojczyzno-manii,
Po polsku dzisiaj mówi pacierz
Farmer z dalekiej Pensylwanii.
Że dzięki starym szkaplerzykom,
Orzełkom zblakłym – dzisiaj może
Górnik we Francji śpiewa „Rotę”
I „Kiedy ranne wstają zorze”...
I to jest ten prawdziwy obraz
Naszej przeszłości i przyszłości,
Który z pokoleń w pokolenia
Nie traci aktualności.
„Nie miał przecież stałej sceny. Był aktorem wędrownym. Występował w skromnych, nieogrzanych salach. Czasem tylko w wytwornych lokalach, których na emigracji nie było i nie ma zbyt wiele” – pisze o jego występach Mieszkowska.
W 1965 r. wraz żoną przenieśli się na stałe do Chicago. W Anglii zespół kurczył się, bo aktorzy znajdowali sobie inne zajęcia... W Chicago zamieszkali u Wojewódki, z którym Konarski pracował początkowo w jego sklepie muzycznym.
W Ameryce Ref-Ren przygotowywał dwie rewie w roku, z którymi objeżdżał skupiska Polaków. Miał swój stały program radiowy. Powstało tu kilkadziesiąt jego rewii. Uprawiając ten przedwojenny gatunek, Konarski obserwował, czym zastąpiony został on w PRL. O peerelowskich gwiazdeczkach estrady pisał:
I pogłębiają przepaść
Między sobą a nami
I chcą prawdę zbyć żartem,
Zagłuszyć ją piosenkami,
Które płyną potokiem
Jak wino z otwartej beczki,
Beztreściowe, naiwne
O tym, że biedroneczki
Są w kropeczki, że kaczka
Zakochała się w maku!...
Inaczej niż w piosence przedwojennej, w tych z PRL nie ma nic o prawdziwych tęsknotach i smutkach zwykłych ludzi. Konarski apelował do artystów:
Żeby mi powiedzieli
Raz jeden ale uczciwie
Prawdę choćby najgorszą!
Tak, jak w knajpie przy piwie
Gdy czytał w amerykańskiej prasie o sukcesach transplantologów, stwierdza że z polskiego punktu widzenia transplantacje nie są niczym sensacyjnym:
Transplantowano łagry,
Bezpieki i kołchozy
W trybie szybkim, doraźnym,
Na żywca bez narkozy!
Operowano sierpem,
Transplantowano młotem –
Najwyższe ideały
Poprzeszczepiano z błotem!
Gdy w 1968 r. odbywała się olimpiada, Ref-Ren pisał o udziale w jej otwarciu sportowców sowieckich, miesiąc po stłumieniu Praskiej Wiosny. Oto maszerują
Ci sami, co przed miesiącem
Niosąc czerwone flagi
W zgodnym marszu – na czołgach –
Wstępowali do Pragi.
I tylko z tą różnicą,
Że tu – na Olimpiadzie –
Czterystu Moskali –
A tam, w Praskiej paradzie
Było ich trochę więcej
Należał do przeciwników zachodnich studenckich wystąpień z 1968 r. Wyśmiewał uczestniczących w antywojennych protestach aktorów. Popierał Amerykanów walczących w Wietnamie. Gdy w 1970 r. krwawo stłumiono protesty w Gdańsku, a władze nazywały ich chuliganami, pisał do premiera:
Bo pan premier zapomniał,
Że w każdej dyktaturze –
W dole są niewolnicy –
Chuligani – zawsze na górze!
O braku wśród peerelowskich świąt 11 listopada mówił do Polaków w kraju:
Ty tego nie usłyszysz!... Bo masz politruka,
Który krok w krok za tobą chodzi, węszy, szuka,
Wytężając spryt cały i całą przebiegłość,
Byś ty nie mógł usłyszeć słowa: NIEPODLEGŁOŚĆ...!!!
„Mimo podeszłego wieku imponował witalnością. [...] Podziwiałem go na przyjęciach towarzyskich, kiedy do późnych godzin nocnych, gdy inni objawiali zmęczenie, potrafił kwadransami grać na fortepianie” – wspominał w „GP” Zbigniew K. Rogowski.
W stanie wojennym napisał sztukę „Grudzień”, wystawił też dramat Karola Wojtyły „Przed sklepem jubilera”. Do końca zachował postawę bezkompromisową, choć inni namawiali do pogodzenia się z rzeczywistością. Pisał o tym:
Powiedział mi przyjaciel:
„Zastanów się, frajerze,
I skończ z idealizmem!
Po przyjacielsku, szczerze,
Radzę ci: zamiast tutaj
Wić się z tęsknoty w mękach,
Jedź do Kraju – a tam cię
Będą nosić na rękach!
Czego się boisz? Łagrów?
Absurd! Strachy na Lachy!
Pojedź! Będziesz miał w Grandzie
Ubaw po same pachy!
I odpowiadał mu:
To nie upór, mój drogi,
To ta pamięć cholerna,
Co przypomina tamtych
Jak pokotem się kładli
Pisał o tej pamięci:
I mówi mi, bym pomny
Na ich zbutwiałe kości
Dotrzymał im do ostatka
Tej żołnierskiej wierności..!
Rzecz jasna nasuwa się porównanie do postawy Herberta... Przyjmując ją, Konarski czuł się
Jako ta jedna z dumnych,
Wolnych polskich ambasad,
Która swojego oblicza
Nikomu nie odda w komis
I nie pójdzie na żaden
Apeasment czyli kompromis!
Jak powiedziała Mieszkowskiej Maria Drue, która akompaniowała od lat 50. jego rewiom, mimo to Konarski był nieuleczalnym optymistą. Kochał artystów, a oni kochali go jeszcze bardziej. Przeżył śmierć żony, która odeszła w 1983 r. Kilka miesięcy przed własną śmiercią, mimo dolegliwości, nadal występował. Ostatni jego koncert, „Rozmowa z Niną”, odbył się w lutym 1991 r. W maju wziął udział w pokazie filmu „Bo wolność krzyżami się mierzy...”.
Miał przyjechać do Polski. „Nie był w Polsce od 1939 roku. Miał być pierwszym artystą z emigracji przyjmowanym z wielkimi honorami” – pisze Mieszkowska. Od lutego 1991 r. trwały przygotowania do przyjazdu, który zorganizować miała fundacja działająca przy ZASP. Miał otrzymać wysokie odznaczenia. Zmarł dwa tygodnie przed planowanym przyjazdem. Nie wiedział, że bóle kręgosłupa i nóg to nie reumatyzm, a rak kości.
16 września odbył się pogrzeb, na który przyjechała Irena Anders, wdowa po generale, która w czasie wojny występowała w zespole Ref-Rena. Złożyła w trumnie szkatułkę ziemi z Monte Cassino. Za trumną przykrytą biało-czerwoną flagą jechał sznur 150 samochodów. Spoczął w żołnierskiej kwaterze obok kolegów spod Monte Cassino.
***
„Jechałam Ref-Renem” – tak swoją wizytę w Chicago przy okazji zbierania informacji o polskich artystach wspominała Mieszkowska. To czerwony ford o numerach rejestracyjnych REF-REN, którym podróżowała, odwiedzając opiekującą się pamiątkami i archiwum Konarskiego Barbarę Chałko. „Pisał swoje wiersze i piosenki przez kalkę, w kilku egzemplarzach. Często na ostatniej próbie tuż przed premierą dawał wykonawcom dopisaną w ostatniej chwili zwrotkę, pointę” – pisze Mieszkowska. A „te kartki rozsiane są dziś po całym świecie. Wszędzie tam, gdzie występował, gdzie żyli i żyją jego aktorzy”. Zaś na grobie Niny Oleńskiej i Feliksa Konarskiego jemu ludzie kładą na grobie czerwone anemony, a jej – fiołki.