Wisła grała przez ponad godzinę w dziesiątkę, a mimo wszystko zdołała w tym czasie zdobyć trzy gole i wywieźć z Wrocławia trzy punkty. Śląsk zaprezentował się dramatycznie słabo i przegrał w pełni zasłużenie.
Początek spotkania wyglądał lepiej w wykonaniu Wisły, która dzięki pressingowi szybko przejmowała piłkę i nie pozwalała Śląskowi wyjść z własnej połowy. Goście nie potrafili jednak wypracować sobie sytuacji bramkowej. Uczynili to dopiero za nich defensorzy gospodarzy, którzy tak wybijali piłkę spod własnej bramki, że w dogodnej sytuacji znalazł się Damian Szymański, ale nie znalazł drogi do siatki.
Później sytuacja się odmieniła i to Śląsk był częściej przy piłce i przeważał, ale podobnie jak to było w przypadku Wisły, nie przekładało się to na sytuacje bramkowe. Groźnie było właściwie tylko po uderzeniu z rzutu wolnego Marcina Robaka, kiedy piłka o metr minęła słupek.
Obraz gry powinien się zmienić od 28. minuty. Najpierw błąd popełnił Adam Dźwigała, który będąc ostatnim obrońcą, tak przejmował piłkę, że zabrał mu ją bardzo aktywny Damian Gąska. Zawodnik gości ratując sytuację powalił rywala wychodzącego na sam na sam z bramkarzem, za co został ukarany czerwoną kartką.
Śląsk grał w przewadze jednego zawodnika, ale na boisku nie było tego widać. Wrocławianie grali wolno, niedokładnie i momentami bardzo nonszalancko, co mogło się skończyć utratą gola, ale Jakub Słowik wygrał walkę o piłkę z Dominikiem Furmanem. Jedyną okazję bramkową gospodarzom przed przerwą podarowali sami rywale. Po złym wybiciu piłki w doskonałej sytuacji znalazł się Robak, ale zwlekał ze strzałem i obrońcy go zablokowali. Na dobitkę miał szanse jeszcze Michał Chrapek, ale jego uderzenie było niecelne.
Po zmianie stron Śląsk przejął inicjatywę, był zdecydowanie częściej przy piłce, a Wisła zagęszczała pole na własnej połowie i szukała szans w kontratakach. Wrocławianie grali jednak za statycznie i za wolno, aby przedrzeć się przez mur rywali. A ponieważ goście też nie za bardzo angażowali się w kontrataki, kibice nie oglądali praktycznie żadnych sytuacji podbramkowych.
Tak było do 65. minuty. Wówczas po koronkowej akcji i przy biernej postawie zawodników Śląska w idealnej sytuacji znalazł się Damian Szymański. Kapitan gości przymierzył z kilkunastu metrów i strzałem pod poprzeczkę nie dał szans Słowikowi.
Cztery minuty później było już 0:2. Śląsk rzucił się do ataku, a Wisła wyprowadziła kolejny zabójczy kontratak. Piłka trafiła do Ricardinho, który był zupełnie sam i zdecydował się na strzał z dystansu. Trafił idealnie przy słupku i bramkarz gospodarzy był bez szans.
Śląsk był w beznadziejnej sytuacji, ale jeszcze próbował walczyć. Wrocławianie angażowali coraz większą liczbę zawodników do ataku, ale absolutnie nic z tego nie wynikało. Thomas Daehne poza strzałem Dorde Cotry i wyłapaniem kilku dośrodkowań był praktycznie bezrobotny.
Gospodarze się odsłaniali, dużo ryzykowali i kolejny raz zostali skarceni. Po kolejnej kontrze Giorgi Merebaszwili zakręcił najpierw Łukaszem Broziem, a później mierzonym strzałem posłał piłkę do siatki. Śląsk był już na łopatkach i nie zdołał się podnieść.
Śląsk Wrocław – Wisła Płock 0:3 (0:0)
Bramki: 0:1 Damian Szymański (65), 0:2 Ricardinho (69), 0:3 Giorgi Merebaszwili (82).
Żółta kartka – Śląsk Wrocław: Wojciech Golla. Wisła Płock: Patryk Stępiński, Damian Szymański. Czerwona kartka – Wisła Płock: Adam Dźwigała (28-faul)
Sędzia: Zbigniew Dobrynin (Łódź). Widzów: 6 364.
Śląsk Wrocław: Jakub Słowik – Łukasz Broź, Piotr Celeban, Wojciech Golla, Dorde Cotra – Robert Pich, Augusto (56. Mateusz Radecki), Michał Chrapek (74. Maciej Pałaszewski), Damian Gąska, Mateusz Cholewiak (66. Farshad Ahmadzadeh) – Marcin Robak.
Wisła Płock: Thomas Daehne – Patryk Stępiński, Adam Dźwigała, Igor Łasicki, Cezary Stefańczyk - Nico Varela (72. Karol Angielski), Dominik Furman, Damian Rasak (38. Bartłomiej Sielewski), Damian Szymański, Giorgi Merebaszwili – Ricardinho (84. Oskar Zawada).