Koszulka "Nie Bać Tuska" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Jak patentowani rusofobi Kaczyński i Morawiecki mają zostać ludźmi Rosji. Czy WSI ważniejsze jest od Tuska?

„Nie mówię o różnych wyrzutkach politycznych. O patentowanych rusofobach wypluwających potoki antyrosyjskich obrzydliwości, takich jak różne Kaczyńskie i Morawieckie” – pisał Dmitrij Miediwiediew, był prezydent Rosji 23 czerwca 2022 roku. Gdy kilka miesięcy wcześniej liderzy PiS jako pierwsi udali się do Kijowa, Bartosz Wieliński z „Gazety Wyborczej” pytał: „Czy Kaczyński chce wojny NATO z Rosją? W Kijowie padły słowa, które paść nie powinny”. Wtedy też były zastępca Putina Dmitrij Rogozin napisał do Jarosława Kaczyńskiego: „Przyjedź do Smoleńska, porozmawiamy”, de facto przyznając, że prezydenta Lecha Kaczyńskiego zamordowało rosyjskie państwo. By przypomnieć, jak PiS atakowany był za rusofobię, nie trzeba koniecznie sięgać aż do czasów resetu, a wystarczy do napaści na Ukrainę.

Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki z Wołodymyrem Zełenskim
Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki z Wołodymyrem Zełenskim
president.gov.ua - https://www.president.gov.ua/

Ogłosić, że PiS to rosyjska agentura. Zemścić się na wszystkich, którzy demaskowali w Polsce rosyjskie wpływy, a w szczególności osłabiali znaczenie WSI. Zmierzać ku delegalizacji PiS przez sędziowską kastę. To hardkorowy scenariusz, który obecnie próbują wprowadzać w życie ludzie dawnej wojskowej bezpieki, wspierani przez Donalda Tuska.

Wersja soft zakłada wywołanie u Polaków zniesmaczenia jakimkolwiek demaskowaniem rosyjskiej agentury, a więc także rozmycie odpowiedzialności autorów polityki resetu. Przy okazji odciągnięcie uwagi Polaków od Zielonego Ładu, podwyżek, niezrealizowanych obietnic. I wygranie wyborów europejskich.

Zadaniem obozu niepodległościowego jest uniemożliwienie obojga tych scenariuszy.

Budka atakuje, Sołowjow milczy

Margarita Simonjan, Władimir Sołowjow czy Dmitrij Kisielow jakoś milczą na temat twierdzeń, że PiS to rosyjska agentura. Czołowi rosyjscy propagandyści musieliby bowiem natychmiast wylecieć z roboty, bo przez ostatnie 8 lat non stop potępiali rusofobię polskich władz i grozili im wszystkimi nieszczęściami, łącznie z atakiem nuklearnym. Jak mogli robić coś takiego rosyjskim agentom? – to pytanie nasuwa w sposób oczywisty.

Zwolnienie dyscyplinarne, a także przejażdżka na białe niedźwiedzie, należy im się bezspornie. Nie za takie błędy likwidował ludzi Putin!

„Nigdy w historii nie było tak prorosyjskiej polityki” – mówił tymczasem w ubiegłym tygodniu w Sejmie o rządach PiS poseł KO Borys Budka. Twierdził, że PiS uzależnił Polskę od surowców ze wschodu, a w sądownictwie wprowadził standardy, z których „dumny byłby Władimir Putin”. „Przez ostatnie osiem lat Polacy otrzymywali kłamliwą informację, słyszeli puste słowa, a tymczasem poprzedni rząd robił wszystko, żeby prowadzić politykę, z której mogli być dumni rosyjscy włodarze” – tłumaczył też. Budka słabo wypadł w tej roli, dowodząc po raz kolejny, że nie ma umiejętności Tuska – wypowiadaniu ewidentnych kłamstw z przekonaniem.

Lepiej o ruskich wpływach niż o Zielonym Ładzie

Przekonanie większości Polaków, że PiS to rosyjska agentura, nie jest możliwe. Jak wynika z sondażu przeprowadzonego przez IBRIS dla „Rzeczpospolitej”, słowa Tuska o PiS jako „płatnych zdrajcach i pachołkach Rosji” negatywnie oceniło 60 proc. badanych, a zgodziło się - 29,8 proc. Jak wyglądało to w poszczególnych elektoratach? Opinię Tuska podzieliło 78 proc. wyborców Koalicji Obywatelskiej, ale nawet tu 18 proc. się nie zgodziło.

W przypadku Lewicy 58 proc. jej elektoratu oceniło PiS jako ugrupowanie działające na rzecz Rosji, a 29 proc. miało odmienne zdanie. Bardzo ciekawy był wynik wśród wyborców Trzeciej Drogi. Z Tuskiem zgodziło się zaledwie 13 proc., a 71 proc. nie. Tezę Tuska zdecydowanie odrzucili wyborcy Konfederacji (86 proc.) oraz PiS – 99 proc. Podsumowując: 29,8 proc. uważających PiS za „płatnych zdrajców, pachołków Rosji” to twardy antyPiS, który nawet pytany o to, czy Kaczyński pożera niemowlęta, odpowiedziałoby twierdząco.

Ale mimo to można wytłumaczyć tę akcję względami taktyki. Większość Polaków w to nie uwierzy, ale jeszcze liczniejsza większość popiera rolników, nie chce Zielonego Ładu, obawia się podwyżek, widzi niezrealizowanie wyborczych obietnic itp. A więc rząd mógłby uwierzyć, że z dwojga złego lepiej przyciągać ich uwagę idiotycznymi insynuacjami wobec PiS, niż miałaby wybuchnąć kłótnia o ich sprawy bytowe, bo bliższa ciału koszula. To taktyka ryzykowna, ale można dorobić do niej w miarę racjonalne uzasadnienie.

To WSI kręci Tuskiem, a nie odwrotnie

Natomiast używania do tej akcji Marka Dukaczewskiego i Piotra Pytla nie da się racjonalnie uzasadnić. Wygląda, jak by dawne WSI były ważniejsze od Tuska i z jakichś powodów spełniać musiał on ich najbardziej absurdalne fanaberie. Dlatego do podporządkowanego rządowi neo-Polskiego Radia zaproszono Marka Dukaczewskiego i Piotra Pytla, żeby mówili o komisji ds. wpływów rosyjskich. To była zagrywka PR-owo w oczywisty sposób nieopłacalna. Liczba dziennikarzy na co dzień wspierających rząd, którzy są gotowi pójść tak daleko, by z kamienną twarzą zapewniać, że rosyjskie wpływy zbadają wyszkolony przez GRU Marek Dukaczewski i biesiadujący ze specjalistami od rozpracowywania NATO z FSB Piotr Pytel, jest jednak ograniczona. Polaryzacja polaryzacją, ale uczestnictwo w czymś takim będzie się ciągnąć za dziennikarzem przez całe życie.

Kompletnie nieopłacalne było dla koalicjantów to, by to Marek Dukaczewski zapewniał tam: „Na pewno jest bardzo wielu funkcjonariuszy kontrwywiadu z tych niższych szczebli, tych wyrobników, którzy to swoje rzemiosło spokojnie wykonywali. To są ludzie, którzy będą pracowali na dokumentach i na faktach. Natomiast do złożenia tego nie ma żadnego problemu – też znajdziemy ludzi”. Po rozmowie groteskowo kulejący Dukaczewski nie potrafił utrzymać swojej miny pokerzysty i wdał się w nerwowe polemiki z reporterami Telewizji Republika Michałem Jelonkiem i Michałem Gwardyńskim. Na pytanie: „Czy może pan sobie spojrzeć w lustro, kiedy widzi pan człowieka, który skończył kurs GRU w Moskwie?”, odpowiadał: „Oczywiście… proszę pana, bardzo wiele osób kończyło różnego rodzaju kursy i to nie jest żadna hańba”. Gwardyński pytał dalej Dukaczewskiego, czy „posiada jakieś kontakty dalej z osobami z Federacji Rosyjskiej”. „Dla pana jestem generałem Dukaczewskim” – pieklił się rozmówca. „Panie Marku, proste pytanie, czy posiada pan kontakty z osobami, które działają w interesie zbrodniczego reżimu Władimira Putina?” – dopytywał reporter. 

Wystawianie 72-letniego Dukaczewskiego jako twarzy badania rosyjskich związków PiS jest z pewnością nieopłacalne dla Tuska, Hołowni, Kosiniaka-Kamysza czy nawet postkomunisty Czarzastego. Opłacalne jest tylko i wyłącznie w sytuacji, gdy „odegranie się” przez WSI na PiS oraz pokazywanie się szefów tych służb w mediach są ważniejsze, niż losy partii rządzącej koalicji.

Zdelegalizować zwycięzcę wyborów

Co charakterystyczne, także do mediów publicznych, czyli neoTVP, zaproszony został wspomniany Borys Budka. Gdzie to dziennikarz ciągnął narrację WSI, pytając go, czy wyobraża sobie wniosek o delegalizację PiS. Uzyskał pozytywną odpowiedź: „PiS jest partią polityczną, która bazuje na najgorszych autorytarnych rozwiązaniach i PiS jest partią polityczną, która przez ostatnie 8 lat za wszelką cenę dążąc do utrzymania władzy, naraziła na szkodę interes Polski”.

Wydaje się, że pierwsza rozgrywka wokół tej sprawy, została przez rządzących przegrana. Na tle bezbarwnego Budki klepiącego frazesy o niebo lepiej wypadł w Sejmie Przemysław Czarnek, który w nawiązał dialog z salą. „Muszę przyznać, że mimo wszystko jestem zaskoczony, bo miała być bomba, miały być zarzuty, pytania, o jakieś prorosyjskie wpływy w naszym rządzie, a nie było nic. Nie było po prostu nic” – mówił. Nawiązując do wypowiedzi byłego ministra aktywów państwowych, stwierdził, że mu się „początki pomyliły”. „Otóż nie 2015, zaczniemy od 2007 roku. 2007 i 2008 rok to były lata, kilka lat po tym, jak Putin zaczął mordować, najeżdżać, zaczął działalność ludobójczą. Wszystko to wiedzieliście” – stwierdził Czarnek. I pytał: „Kto z tej mównicy mówił: chcemy współpracować z Rosją, taką, jaka ona jest? Kto?! Kto?! Donald Tusk! Kto się ściskał z Putinem na molo w Sopocie?”. „Donald Tusk!” – zaczęli krzyczeć posłowie z ław. „Kto podzielił wizyty w Smoleńsku i doprowadził politycznie do katastrofy? – Donald Tusk!” – krzyczał Czarnek, a razem z nim inni posłowie. „Kto był kapciowym Merkel i budował Putina politycznie razem z Merkel? Donald Tusk. To wy jesteście prorosyjscy. Polacy wiedzą, że najbardziej prorosyjskim premierem po 1989 roku był?” – wołał dalej Czarnek, a następnie znowu wraz z posłami krzyknął: „Donald Tusk”. I trudno było komukolwiek powiedzieć, że nie ma racji.

 



Źródło: Gazeta Polska

Piotr Lisiewicz