Modę na samobójstwa w epoce romantyzmu zapoczątkował Goethe wydając powieść „Cierpienia młodego Wertera”. Inspiracją do książki był zawód miłosny i źle ulokowane uczucia do Charlotty Buff, która była narzeczoną Hansa Kestnera i odrzuciła zaloty poety. Jednocześnie Kestner pożyczył swój pistolet innemu swemu przyjacielowi, a ten strzelił sobie w głowę z powodu nieszczęśliwej miłości. „Cierpienia…” stały się bestsellerem szczególnie w okresie romantyzmu, zapanował istny szał na wzorowanie się na Werterze: od ubrania począwszy – niebieski frak z żółtą kamizelką, po… falę samobójstw na tle miłosnym. Do dziś mówi się o tzw. efekcie Wertera, gdy po jakimś medialnym targnięciu się na życie znanej osoby następuje wzrost liczby samobójstw wśród zwykłych ludzi.
Co ciekawe jedną z pierwszych czytelniczek „Cierpień…” była Polka, księżna Elżbieta Lubomirska z Łańcuta, której Goethe odczytywał ustępy powieści.
Często zresztą finał książki irytował czytelników. Pięćdziesiąt lat po jej wydaniu Maryla Puttkamerowa pisała do Tomasza Zana: „po cóż strzela się człowiek, który powinien zakładać swe szczęście na uczuciach serca i być najszczęśliwszym z ludzi”. A jednak, gdy dawna miłość Mickiewicza pisała te słowa, moda na „werteryzm” stała się faktem. Niemal każdy młody mężczyzna nosił się z myślą o zakończeniu żywota, poczytując to za obowiązek nieszczęśliwego kochanka. Niektórzy przeszli z myśli do czynów, innym udało się cierpienia wybić z głowy. Ludwik Spitznagel, przyjaciel Juliusza Słowackiego, obsesyjnie niemal czekał na nadarzającą się okazję – kiedy więc zakochany w piętnastoletniej pannie przyniósł jej różę, a ona zerwała płatek i odrzuciła go daleko, Ludwik wybiegł z domu i zastrzelił się w ogrodzie. Hrabia Raczyński, choć zabił się nie z powodu miłości nieszczęśliwej, ale bojąc się przewrotu społecznego, uczynił to chyba w najbardziej spektakularny sposób: ukląkł przed armatką i kijem podpalił lont, odstrzeliwując sobie głowę. Manię samobójstw gloryfikowała literatura romantyczna – Mickiewicz każe się zabić Gustawowi, Litawor rzucił się na stos za Grażyną, Kordian ma myśli samobójcze. Często zdarzało się, że młodzi ludzie przeczytawszy „Dziady” odbierali sobie życie. Do najtragiczniejszej śmierci doszło w Niemczech, kiedy Charlotta Stieglitz zabiła się, by mąż-literat miał o czym napisać. Jaka była skala tej mody można zobaczyć na przykładzie „Chattertona” dramatu de Vigny’ego, który kończy się samobójstwem bohatera. Liczba samobójstw w roku premiery wzrosła we Francji trzykrotnie!
Trudno się dziwić, że zaczęto wzywać do zaniechania tym bezsensownych czynów. Wreszcie falę entuzjazmu dla odbierania sobie życia zakończyła skutecznie epidemia cholery, która rozszalała się po Europie i wyręczyła większość modnisiów z marzeń o nieszczęśliwej śmierci, umierali teraz z bardziej prozaicznych powodów.