Zbigniew Polakowski, wiceprezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, był zarejestrowany przez SB jako tajny współpracownik o ps. Józek. Dokumenty zniszczono – ustaliła „Gazeta Polska Codziennie”.
Polski Związek Lekkiej Atletyki (PZLA) to najstarsze stowarzyszenie sportowe w Polsce, założone w październiku 1919 r. Od 2012 r. wiceprezesem tej organizacji jest 70-letni Zbigniew Polakowski. Z akt znajdujących się w archiwum Instytutu Pamięci Narodowej wynika, że 11 września 1985 r. został on zarejestrowany jako tajny współpracownik SB o ps. Józek – ustaliła „Gazeta Polska Codziennie”.
Według zachowanych zapisów ewidencyjnych miał zostać pozyskany na zasadzie dobrowolności przez młodszego chorążego Jana Łojewskiego z Wydziału V SB w Bielsku-Białej (komórka ta zajmowała się ochroną przemysłu). Potem przejął go inny esbek z „piątki” – chor. Zdzisław Wisła. Obecny wiceprezes PZLA został zarejestrowany do sprawy o kryptonimie „Handlowiec” dotyczącej „nieprawidłowości w funkcjonowaniu gospodarki narodowej”. W tym czasie był dyrektorem filii w Skoczowie Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Handlu Wewnętrznego (WPHW) w Bielsku-Białej, gdzie podlegało mu ok. 40 sklepów detalicznych z artykułami przemysłowymi i spożywczymi. Formalnie z ewidencji SB Polakowski został zdjęty pół roku przed likwidacją bezpieki 29 stycznia 1990 r. Nie wiadomo, jak wyglądały jego relacje z tą służbą. Materiały na ten temat zostały zniszczone.
Jestem zszokowany. Nigdy nie współpracowałem z SB
– powiedział „Codziennej” Polakowski. Dodał, że kandydując kiedyś do samorządu, złożył oświadczenie lustracyjne.
– Oświadczyłem, zresztą zgodnie z prawdą, że nie byłem współpracownikiem PRL-owskich służb. Ten sam dokument wystarczył potem, gdy zostawałem wiceprezesem PZLA – zaznaczył działacz.
Czy poznał esbeków, którzy zajmowali się jego sprawą? – Wisły nie znam i prawdopodobnie nigdy go chyba nie widziałem, a Łojewskiego poznałem. Był kochankiem kadrowej w filii Skoczów, którą kierowałem. Zdarzało się, że przyjeżdżał po nią po pracy. Kiedyś Zosia – bo tak miała na imię – zaproponowała, abyśmy się poznali. Łojewski przedstawił się po imieniu, więc ja też tak się przedstawiłem. Potem przyjeżdżając po panią Zosię, od czasu do czasu zaglądał do mnie. Pytał, co słychać, czy są jakieś problemy, jak z zaopatrzeniem, co nowego będzie w sklepach, rozmawialiśmy o wynikach meczów itp. – mówi Polakowski.
– Nigdy nie proponował jednak żadnej współpracy. Posiadłem taką wiedzę – prawdopodobnie od pani Zosi – że jest oficerem Milicji Obywatelskiej zajmującym się przestępstwami gospodarczymi i on też to potwierdził, że zajmuje się zwalczaniem przestępstw gospodarczych. Po jakimś czasie dowiedziałem się, że jest esbekiem i z ramienia SB jest „opiekunem” WPHW w Bielsku-Białej. Mówił o sobie, że jest oficerem, a tu okazuje się, że był zwykłym chorążym i do tego młodszym. Pamiętam, że jakieś 15–20 lat temu widziałem go jeżdżącego „na taksówce”. Kawał skurw….
– nie przebiera w słowach wiceprezes PZLA.
Pytany o pseudonim nadany mu przez esbeka, odpowiedział krótko: – Jak przechodzę z kimś na „ty”, a po którymś spotkaniu ta sama osoba tytułuje mnie lub mówi do mnie „panie prezesie”, „dyrektorze” czy też „Polakowski”, to często rzucam dowcipnie: „Mów mi Józek”. Jest tak od czasów studenckich do teraz. Łojewski o tym pewnie dobrze wiedział i stąd taki pseudonim mi przypisał, a możliwe, że się do niego tak kiedyś odezwałem.
Cały tekst w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie"
Rozpocznij tydzień od „Codziennej”.
— GP Codziennie (@GPCodziennie) December 5, 2021
?Polecamy również w wersji online na https://t.co/1HYRtWiDJA #GPC
oraz korzystnej prenumeracie elektronicznej na https://t.co/5oUNtNfQBb pic.twitter.com/MfpeAnOp2r