Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Polskie służby zmieniają się w skansen. Były oficer UOP i ABW ujawnia szokujące fakty

W Polsce powinna powstać jedna duża służba o charakterze policyjnym, zajmująca się zwalczaniem przestępstw uznawanych za najpoważniejsze dla państwa.

abw.gov.pl
abw.gov.pl
W Polsce powinna powstać jedna duża służba o charakterze policyjnym, zajmująca się zwalczaniem przestępstw uznawanych za najpoważniejsze dla państwa. Powinno to być takie polskie FBI, czyli roboczo Narodowa Agencja Śledcza - z płk. Grzegorzem Małeckim, byłym oficerem UOP, AW i ABW, rozmawia Piotr Nisztor

Jaki jest bilans działalności służb specjalnych po ośmiu latach rządów PO-PSL?
W tym czasie służby w Polsce doznały głębokiego regresu. Ograniczono ich skuteczność i potencjał. W prowadzone przez nie działania wkradła się amatorszczyzna, profesjonalizm stał się rzadkim towarem. W efekcie obserwowaliśmy festiwal porażek i niekompetencji w obrębie sektora bezpieczeństwa i wywiadu. Najbardziej spektakularnym przykładem kompromitacji służb jest katastrofa smoleńska, która do dziś nie została wyjaśniona. Miejmy nadzieję, że niebawem powstaną warunki do jej zbadania. Nie chodzi o polowanie na czarownice, ale o rzetelną analizę wszelkich dostępnych danych na temat okoliczności tego zdarzenia i odpowiedź na pytanie: gdzie zawiodło państwo, zwłaszcza służby. Dzięki temu będzie można wyciągnąć wnioski na przyszłość, aby nie dopuścić do podobnych tragedii.
Jednak w ostatnich ośmiu latach takich kompromitacji służb – oczywiście w mniejszej skali niż katastrofa smoleńska – było więcej. Przykładami są porwanie i śmierć naszego obywatela inżyniera Piotra Stańczaka w Pakistanie czy afera taśmowa. Szczególnie w tym drugim wypadku bardzo ważne jest, aby dokładnie przeanalizować działania służb po ujawnieniu przez „Wprost” skandalu. Należałoby sprawdzić, czy w tej sprawie zostały dochowane wszystkie procedury i czy te procedury, które obowiązują, we właściwy sposób zabezpieczają interes państwa i obywateli. Być może powinien się tym zająć specjalny, ponadresortowy zespół pod kierunkiem przyszłego premiera.

Nie dostrzega Pan żadnych sukcesów w działalności służb w ostatnich ośmiu latach?
Aby mówić o sukcesach, musimy dysponować pełniejszą wiedzą o działalności służb. Jednym z problemów związanych z zarządzaniem służbami jest brak kryteriów oceny ich działania. Nie zostały sformułowane jednoznaczne mierniki, które dałyby rzetelny obraz, czy dana instytucja jest skuteczna, czy też nie.
Poza tym w obecnym stanie prawnym służby, także Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, nie posiadają odpowiednich narzędzi do skutecznego wypełniania postawionych przed nimi zadań. Ustawowe obowiązki są ponad możliwości jakiejkolwiek instytucji.

O jakie zadania Panu dokładnie chodzi?
Zadania ABW zdefiniowane w art. 5 ust. 1 ustawy o ABW i AW to worek, do którego wrzucono chyba wszystko, co przychodziło ustawodawcy do głowy. Zgodnie z ustawą Agencja jest odpowiedzialna za rozpoznawanie i zwalczanie zagrożeń dla bezpieczeństwa państwa oraz zapobieganie im. Te zadania są postawione źle, na wyrost. W rzeczywistości żadna służba specjalna nie jest w stanie wywiązać się jednocześnie z tych trzech zadań, zwłaszcza w zakresie zwalczania zagrożeń i zapobiegania im, może najwyżej uczestniczyć w działaniach rządu w tym zakresie, dostarczając wiedzy na temat zagrożeń i proponując określone działania neutralizacyjne. To tylko pokazuje, że ustawodawca nie miał jednolitej wizji, czym powinna być taka służba jak ABW. Podobnie sytuacja wygląda w wypadku innych służb. W Polsce po 1989 r. nie zbudowano całościowego systemu bezpieczeństwa państwa.

Jak miałby on wyglądać?
Dotychczas przy okazji jakiejkolwiek reformy skupiano się tylko na majstrowaniu na poziomie służb. Łączono poszczególne instytucje, likwidowano lub też przenoszono jedną do drugiej. Uważam, że takie działania były powierzchowne i nie miały większego sensu. Reformę trzeba rozpocząć od góry, dodając istotny komponent. Należy stworzyć mózg całego systemu, który mógłby skutecznie zarządzać służbami.

Takim mózgiem miałby być minister koordynator ds. służb specjalnych?
To rozwiązanie nie jest wystarczające. Sama koordynacja to za mało. Należałoby stworzyć stanowisko ministra ds. służb specjalnych, który dzięki szerokim uprawnieniom mógłby na bieżąco zarządzać poszczególnymi instytucjami. Jego pozycja w aparacie państwa powinna być na tyle mocna, aby stał się strategicznym elementem zarządzania na poziomie rządu. Być może dobrym pomysłem byłoby więc nadanie mu rangi wicepremiera. Tak jest np. w Hiszpanii.
Ważne, aby nie był on ulokowany w Kancelarii Premiera, ale by dysponował oddzielnym, nowo powstałym urzędem, stanowiącym jego aparat wykonawczy. Byłaby to struktura odpowiedzialna za realizację wszelkich zadań związanych z planowaniem działalności całego systemu, nadzorem nad wykonywaniem tych planów, koordynacją działań poszczególnych służb, kontrolą skuteczności i efektywności itd. Tutaj schodziłyby się wszystkie nerwy systemu i wychodziły z niego impulsy do jego elementów.

Dlaczego stworzenie oddzielnego ministerstwa ds. służb specjalnych jest niezbędne?
Obecnie służby sporządzają plany pracy na podstawie wytycznych otrzymywanych od premiera. W teorii powinien przygotować je szef rządu lub odpowiedzialny za tę dziedzinę minister. W praktyce jednak wytyczne opracowują same służby. To sytuacja, która musi jak najszybciej ulec zmianie. Będzie to jednak w pełni możliwe dopiero wtedy, gdy minister ds. służb specjalnych będzie miał do pomocy aparat składający się z kompetentnych współpracowników, dysponujący własnym budżetem i zapleczem organizacyjnym i technicznym, a nie obsługę Kancelarii Premiera, która nie ma specjalistycznych kwalifikacji.

Czy to jednak nie jest zbyt daleko idący pomysł? Przecież Donald Tusk w 2007 r., stając na czele rządu, zdecydował, że niepotrzebny mu jest nawet minister koordynator ds. służb specjalnych.
Donald Tusk nigdy nie interesował się służbami. Nie chcąc mieć z nimi do czynienia, scedował w całości swoje uprawnienia i obowiązki najpierw na Pawła Grasia, potem na Jacka Cichockiego, a następnie Bartłomieja Sienkiewicza. I to właśnie był fundamentalny problem ostatnich ośmiu lat rządów PO-PSL. Nasze państwo nauczyło się funkcjonować bez udziału służb wywiadowczych. Stało się ślepe i głuche. Nie wytworzono mechanizmów korzystania z dorobku informacyjnego tego typu instytucji. Nie opracowano żadnych procedur wykorzystywania wiedzy na temat zagrożeń bezpieczeństwa państwa, zdobywanej w sposób niejawny, do podejmowania kluczowych dla państwa decyzji. Donald Tusk swoim podejściem do służb pokazał, że rządził na ślepo. To trochę tak jak prowadzenie samochodu z zamkniętymi oczami. Wypowiedzi obecnej premier sprzed kilku tygodni wskazują, że nic się w tej mierze nie zmieniło.

Pewnie wynikało to z tego, że Donald Tusk nigdy nie darzył zaufaniem służb specjalnych.
Może i tak było, ale jeśli nawet, to mógł w prosty sposób rozwiązać ten problem. Wystarczyło stanowiska szefów służb obsadzić ludźmi, którzy gwarantowaliby dopływ prawdziwych i rzetelnych informacji o stanie państwa. Nic prostszego. Jeśli nie ufa się instytucjom, to zmienia się ich szefów.

Ale przecież Bartłomiej Sienkiewicz uchodził za jednego z najbardziej wpływowych ludzi w Polsce, mającego duży wpływ na służby specjalne.
Proszę spojrzeć na uprawnienia, jakie posiadał minister Zbigniew Wassermann jako koordynator służb specjalnych, i porównać je z tymi, jakie miał Bartłomiej Sienkiewicz. Po porównaniu okazałoby się, że diametralnie się różniły. W porównaniu z ministrem Wassermannem Sienkiewicz nie posiadał praktycznie żadnych uprawnień, nie mówiąc już o tym, że nie miał prawa wydawania wiążących poleceń szefom służb specjalnych. Od strony formalnej nie mógł tego zrobić.

Wróćmy do projektu reformy. Powstaje ministerstwo ds. służb specjalnych i co dalej? Jakie zmiany strukturalne i ustawowe powinny nastąpić?
Niezbędne jest uporządkowanie kompetencji poszczególnych służb, tak aby jasno określić, które mają zadania wywiadowcze, a które policyjne.
Istnieją zagrożenia, które należy monitorować, bo są niepokojące, godzą w interesy państwa, ale w kodeksie karnym nie są spenalizowane. Dlatego musimy mieć oddzielną służbę, która skupiałaby się w pełni na analizie tych zjawisk. Powinna za to odpowiadać ABW – stać się profesjonalnym wywiadem wewnętrznym. Tak jak np. MI5 w Wielkiej Brytanii czy CNI w Hiszpanii. Ustawowo należałoby więc pozostawić jej zadania związane z rozpoznaniem i analizą zagrożeń wewnętrznych, m.in. wywiadowczych, ekonomicznych czy terrorystycznych, odbierając jednocześnie uprawnienia dochodzeniowo-śledcze.
Na świecie w zdecydowanej większości państw demokratycznych prowadzenie działań śledczych to domena służb policyjnych. Z kolei działalność wywiadowcza związana jest wyłącznie z rozpoznawaniem zagrożeń i zbieraniem informacji. U nas te zadania są pomieszane. Tak naprawdę ABW w obecnym kształcie jest trochę służbą wywiadowczą, trochę policją. W konsekwencji kosztem zadań wywiadowczych koncentruje się na działaniach śledczych. Tak jak np. w wypadku Amber Gold, nikt nie traktuje ABW jako źródła wiedzy o zagrożeniach, tylko jako policję do ścigania przestępstw przeciwko państwu. Tymczasem służby wywiadowcze są od ostrzegania z wyprzedzeniem o niebezpieczeństwach i proponowania działań zapobiegawczych, które podjąć musi rząd.
Po reformie ABW wspólnie z Agencją Wywiadu, jak dwa płuca, powinny wprowadzać rzetelne informacje na temat zagrożeń wewnętrznych i zewnętrznych do krwiobiegu państwa, czyli komórek decyzyjnych.

To które służby powinny skupić się na działaniach dochodzeniowo-śledczych?
Najlepszym rozwiązaniem byłoby stworzenie jednej dużej służby o charakterze policyjnym, zajmującej się zwalczaniem przestępstw uznawanych za najpoważniejsze dla państwa. Takie polskie FBI, czyli roboczo Narodowa Agencja Śledcza, powinno powstać w wyniku połączenia Centralnego Biura Antykorupcyjnego, Centralnego Biura Śledczego i części ABW, być może także innych formacji, np. wywiadu skarbowego.

Czy na pewno likwidacja służby skupiającej się na ściganiu korupcji to dobre rozwiązanie?
Nie mówimy o likwidacji, tylko jej przekształceniu poprzez dodanie nowych zadań, poszerzenie spektrum przestępstw, którymi się zajmuje. Powstanie i działanie CBA było dobrym pomysłem na pewnym etapie. Wszystko podlega jednak ewolucji. Dziś widać, że korupcja współistnieje z innymi poważnymi przestępstwami przeciwko państwu i trzeba zajmować się nimi kompleksowo.

Przejdźmy do służb wojskowych. Czy obecny kształt Służby Kontrwywiadu Wojskowego i Służby Wywiadu Wojskowego po tych kilku latach od likwidacji WSI sprawdził się, czy też należałoby coś zmienić?
Zagraniczny wywiad wojskowy we wszystkich krajach NATO-wskich podporządkowany jest dowództwu armii. Jego podstawowym zadaniem jest dostarczenie wiedzy niezbędnej do skutecznego działania sił zbrojnych za granicą. Formalna podległość to kwestia wtórna. Najważniejsze, aby zagraniczny wywiad wojskowy otrzymywał zadania bezpośrednio od organów, które potem będą konsumować zdobyte informacje.
Minister obrony nie ma kompetencji do takiego działania, a szefa takiej służby powinien oceniać na podstawie opinii od dowódców korzystających z dostarczanych informacji.
Jeśli zaś chodzi o SKW, to jej uprawnienia powinny być poważnie ograniczone tylko do ochrony personelu sił zbrojnych, tak jak dzieje się to w większości państw NATO.

Kto więc po reformie odpowiadałby za ochronę przemysłu zbrojeniowego?
Zreformowana ABW, która zajmowałaby się rozpoznawaniem zagrożeń także w strategicznych sektorach gospodarki, do których należy przemysł zbrojeniowy. Zaś w wypadku podejrzenia przestępstw w tym zakresie do działania wkroczyłaby Narodowa Agencja Śledcza.

Jak zmieniłaby się podległość służb specjalnych? Kto byłby ich nadzorcą – premier czy minister ds. służb specjalnych?
W Polsce utarło się pionowe spoglądanie na kwestie zarządzania. Wszystkim się wydaje, że przełożony powinien być głównym decydentem, mogącym nie tylko zwalniać i zatrudniać, ale także wydawać polecenia i stawiać zadania. To błędne myślenie. Tak nie działają dziś zachodnie państwa. Należy rozgraniczyć podległość służbową, dającą możliwość powoływania kogoś lub odwoływania, oraz bieżący nadzór i rozdzielanie zadań przez ludzi, którzy są do tego kompetentni. Według mnie służby powinny podlegać premierowi, ale pełne uprawnienia do bieżącego zarządzania nimi należałoby dać ministrowi ds. służb specjalnych, stojącemu na czele działu administracji publicznej, nazwanego roboczo państwowym systemem wywiadowczym.
Trochę innym przypadkiem są służby wojskowe. Tam ich przełożonym powinien zostać minister obrony, ale zadania powinny być stawiane przez dowódców rodzajów sił zbrojnych, bo to oni są głównymi odbiorcami zdobywanej przez nie wiedzy. Jednocześnie jednak minister ds. służb posiadałby uprawnienia w zakresie koordynacji ich działalności wywiadowczej z działaniami pozostałych służb tworzących system wywiadowczy. Nad całością ogólny nadzór sprawowałby premier, podobnie jak nad wszystkimi innym resortami.

Zwraca Pan też uwagę na konieczność powołania ciała, które zajmowałoby się wytyczaniem strategicznych kierunków w zakresie bezpieczeństwa państwa, nie tylko jeśli chodzi o służby specjalne. Jak miałoby to wyglądać? Czy byłaby to rozszerzona formuła Kolegium ds. Służb Specjalnych?
Kolegium jest organem opiniodawczo-doradczym rządu, niemającym uprawnień decyzyjnych. To jedynie forum do dyskusji, gdzie każdy z członków może wyrazić pogląd co do określonych zagadnień dotyczących służb specjalnych. Aby system bezpieczeństwa państwa działał skutecznie, należy stworzyć strukturę na szczeblu politycznym, która będzie miała realne uprawnienia do podejmowania decyzji w sprawie kierunków działania w tym zakresie. Chodzi także o możliwość uzgodnień działań systemowych między poszczególnymi służbami specjalnymi a policją, strażą graniczną czy wojskiem. Mogłoby to funkcjonować na podobnych zasadach jak np. komitet ds. europejskich Rady Ministrów.

Pomysł powstania podobnego ciała – Komitetu ds. Bezpieczeństwa Państwa – miał Bartłomiej Sienkiewicz.
Pomysł ten nie miał większego sensu. Nawet nazwa była myląca. Komitet nie miałby się zajmować bezpieczeństwem państwa, ale działaniami służb specjalnych. Na jego czele miałby stać szef Kancelarii Premiera, a nie sam premier. W praktyce byłoby to więc mini-Kolegium ds. Służb Specjalnych, które i tak nie miałoby realnego wpływu na cokolwiek. Zasadniczym celem jego powołania było pozbawienie premiera Tuska jakiejkolwiek odpowiedzialności za służby specjalne i zdjęcie z niego jakichkolwiek obowiązków w tej dziedzinie, w tym uczestniczenia w pracach Kolegium, które bardzo go nudziły i irytowały.

A co z kontrolą nowych, zreformowanych służb? Przecież sejmowa komisja ds. służb specjalnych, która powinna patrzeć na ręce szefom służb, w praktyce ma niewielkie znaczenie.
Należy stworzyć niezależny ekspercki organ kontrolny, sprawujący kontrolę społeczną nad działalnością służb specjalnych. Taką komisję – tak jak w wielu krajach zachodnich – tworzyliby eksperci powoływani np. przez parlament na pięcioletnią kadencję z grona sędziów, prokuratorów, naukowców i ekspertów z dziedziny bezpieczeństwa państwa lub innych obszarów o istotnym znaczeniu z tej perspektywy. Ważne, aby były to osoby o nieposzlakowanej opinii, niezależne i posiadające kompetencje do merytorycznej oceny działania służb oraz do rozpatrywania wszelkich wątpliwości i skarg zarówno tych pojawiających się w mediach, jak i zgłaszanych przez indywidualne osoby. Komisja byłaby niezależna, a raz w roku składałaby sprawozdanie ze swojej działalności. Aby skutecznie działać, musiałaby być wyposażona także w szerokie kompetencje. Wzorem mogłyby stać się instytucje w Norwegii czy Holandii.

Ile czasu zajęłaby reforma, o której Pan mówi?
System bezpieczeństwa państwa należy stworzyć praktycznie od początku. Podejmowane dotychczas próby okazały się na tyle nietrwałe, że można powiedzieć, iż przez ostatnie 25 lat niemal nic się nie zmieniło w tej dziedzinie. Najpierw należałoby więc wypracować szczegółową koncepcję modelu docelowego, a potem przygotować mapę drogową stopniowego dochodzenia do stanu uznanego za optymalny. Myślę, że realizacja potrwałaby 4–5 lat. Reforma jest niezbędna, aby dokonać skoku jakościowego w służbach. Obecnie są one zacofane pod każdym względem – technologicznym, metodologicznym i zarządczym. Podjęcie zdecydowanych i kompleksowych zmian jest koniecznością, jeśli nie chcemy, żeby polskie służby zamieniły się w skansen.
 
Płk Grzegorz Małecki
Były sekretarz Kolegium ds. Służb Specjalnych, były doradca szefów Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Agencji Wywiadu, były oficer UOP, AW i ABW.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Piotr Nisztor