Koszulka "Nie Bać Tuska" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Korwin-Mikke, czyli nowy Wazelin Wazelinowicz

Gdy widzimy ideowych młodych ludzi w koszulkach „Bóg, Honor, Ojczyzna”, którzy zapalają znicze dla powstańców warszawskich i Żołnierzy Wyklętych, a potem głosują na Korwina-Mikke, to mamy do c

Marcin Pegaz/Gazeta Polska
Marcin Pegaz/Gazeta Polska
Gdy widzimy ideowych młodych ludzi w koszulkach „Bóg, Honor, Ojczyzna”, którzy zapalają znicze dla powstańców warszawskich i Żołnierzy Wyklętych, a potem głosują na Korwina-Mikke, to mamy do czynienia z komedią pomyłek. Tradycja „polityki realnej”, do której odwołuje się Korwin, była skrajnie prorosyjska i zakładała rezygnację z niepodległości. Zwalczali ją zarówno Piłsudski, jak i Dmowski - pisze Piotr Lisiewicz w „Gazecie Polskiej”.

Korwin jest dziś atrakcyjny dla części młodych jako ktoś, kto atakuje całą klasę polityczną. Do tego wyśmiewa polską i europejską biurokrację oraz lewacką polityczną poprawność.

Kiedy ci sami młodzi słyszą, że Korwin był na bankiecie w rosyjskiej ambasadzie albo wygłosił kolejny pean na cześć Putina, puszczają to mimo uszu, uznając owe słowa za objaw ekscentryzmu polityka. Podobnie przyjmują stwierdzenia o tym, że Jaruzelski lepszy był niż Piłsudski, Powstanie Warszawskie to „kretynizm”, a Żołnierze Wyklęci byli jak… zielone ludzki Putina z Donbasu.

Pewnie po tej ostatniej wypowiedzi czuli się jednak trochę zniesmaczeni. Jeszcze bardziej zapewne po wypowiedziach o Smoleńsku, w których krytykował on rząd Tuska za zbyt… antyrosyjską postawę. „Trochę przegina” – pomyśleli.

Demonstracyjne podlizywanie się carowi

Otóż Korwin wcale nie „przegina” i nie opowiada, co mu ślina na język przyniesie. Każdy z cytowanych poglądów na historię i bieżące wydarzenia jest częścią tradycji politycznej, do której się jawnie odwołuje.

Powstała w 1987 r. Unia Polityki Realnej (początkowo pod nazwą Ruch Polityki Realnej) uznała się za kontynuację tradycji Stronnictwa Polityki Realnej z lat 1905–1923, które wyrosło z tradycji obozu ugodowców, tzw. realistów petersburskich i warszawskich, działających od czasu klęski Powstania Styczniowego.

Pisał o tym Rafał Ziemkiewicz – notabene były rzecznik UPR – w 2011 r. w „Rz”. Stwierdził, że nie rozumie, „dlaczego i po co” Korwin odwołał się w 1987 r. do owej skompromitowanej tradycji. Jak oceniał, ów realizm „polegał na demonstracyjnym podlizywaniu się carowi, słaniu mu wiernopoddańczych adresów i stawianiu pomników w przekonaniu, że udobruchany tym zaborca rozpocznie ze swymi poddanymi dialog”. Zdaniem Ziemkiewicza „równie realistycznie byłoby oczekiwać od rolnika, że wejdzie w polityczny dialog ze swoim inwentarzem dlatego, że zaczął przy znoszeniu jajek, dojeniu i w jatce wydawać odgłosy wdzięczności i oddania”.

Podzielam tę ocenę. Twierdzę jednak, że odpowiedzi na pytanie, „dlaczego i po co” Korwin trwa przy owej tradycji także teraz, gdy jego Kongres Nowej Prawicy jest na fali, można udzielić, porównując realia, w których działali ówcześni realiści, z czasami III RP.

„Dogłupit Polszu do urownia Rossiji”

Powstanie obozu polskich ugodowców było skutkiem przegranej Powstania Styczniowego. Zginęły w nim dziesiątki tysięcy powstańców, 38 tys. zostało skazanych na zsyłkę, 10 tys. wyemigrowało.

Po powstaniu Moskwa zniosła autonomię Królestwa Polskiego, odbierano polskim miastom prawa miejskie, kasowano majątki i klasztory. Ograniczano powstawanie nowych szkół, w myśl hasła „dogłupit Polszu do urownia Rossiji”.

To w tej atmosferze zaczęła krystalizować się ideologia „realistów”. Jej najbardziej skrajnym wyrazem była broszura Kazimierza Krzywickiego, współpracownika Aleksandra Wielopolskiego „Polska i Rossya w 1872 r.”, będąca wyrazem rezygnacji z aspiracji narodowych.

Autor nie postulował nawet ugody z Rosją, gdyż nie widział takiej możliwości: „Już dziś nie mamy w rezerwie nic takiego, co by mogło ją skłonić do układania się z nami (…). Między kim układy? Między mocarstwem rozrządzającym milionem bagnetów a garstką ludzi wyzutych ze wszelkich środków”.

W tej sytuacji pozostawało według niego tylko oparte na zasadzie bliskości etnicznej „połączenie się z Rossyą, a przez Rossyą – z całą Sławiańszczyzną”. Dokonać się ono powinno kosztem odrzucenia „cech zewnętrznych i przypadkowych”, takich jak odrębny język, obyczaje, religia i tradycja.

Profesor Rett R. Ludwikowski w książce „Główne nurty polskiej myśli politycznej 1815–1890” stwierdza: „Konkluzje Krzywickiego, a nawet jego orientacja, zostały odrzucone, cała jednak dyskusja była świadectwem dalszej skłonności do kompromisów”.

Ideologia XIX-wiecznego Donatana

Tak doszło do narodzenia się środowiska „petersburskich realistów”. Jak pisze Zbigniew Markwart w książce „Polityka realna. Zarys działalności i programu stronnictwa petersburskich realistów (1859–1906)”, określano tak wówczas krąg polityczny polityków, publicystów oraz działaczy gospodarczych pozostających pod wpływami politycznymi Włodzimierza Spasowicza i Erazma Piltza, związanych później z tygodnikiem „Kraj”.

Realistów jednoczyło przekonanie o niemożliwości odzyskania niepodległości, a w rezultacie – poszukiwanie dróg rozwoju narodu w związku państwowym z Rosją.

Warto zatrzymać się przy nietuzinkowej postaci Spasowicza. Za młodu przyznawał się do niepodległościowych poglądów, choć był pół-Rosjaninem (podobnie jak współczesny propagator Słowiańszczyzny Donatan). Jego ojciec Daniel był Rosjaninem, który przyjął polską kulturę. Jednak, jak pisze Janina Kulczycka-Saloni w książce „Włodzimierz Spasowicz. Zarys monograficzny”, „piętno rosyjskości ciążyło na nim, szczególnie na jego języku, sposobie wysławiania się, co miało poważne znaczenie w epoce skłonnej traktować poprawne władanie językiem jako miernik uczuć patriotycznych”.

Włodzimierz Spasowicz poznał w 1952 r. Rosjanina, prof. Konstantego Kawelina, deklarującego sympatię dla Polaków. Kawelin za niezbędne uważał polsko-rosyjskie pojednanie, oparte na następujących zasadach: „Nie możemy żadną miarą się rozgraniczyć. Czyliż nie lepiej byłoby szczerze i bez restrykcyj się pogodzić, wyrzec się wszelkich powstań, zdecydować się działać całkiem legalnie i wyrobić sobie szerokie prawo obywatelstwa dla waszego języka, waszej religii i kultury?”.

Według Spasowicza, „do unormowania sytuacji Polaków w Rosji” niezbędna była „działalność prężnego prorosyjskiego stronnictwa politycznego”.

U Spasowicza odnajdujemy szereg idei głoszonych obecnie przez Korwina. Mamy więc „politykę interesów” zamiast „polityki uczuć”, monarchizm poparty stwierdzeniem, iż „trzeba połączyć uczucia patriotyczne z lojalnością wobec monarchy” i Rosję w roli „głównego przedstawiciela i piastuna” idei słowiańskiej.

Przeciw żałobie narodowej i „sztucznemu budzeniu ducha”

Przełomowym momentem w działalności ugodowców była zgoda Rosji na wydawanie przez nich pisma „Kraj”. Zaczęło ono wychodzić w 1882 r. w Petersburgu. Odtąd rozprowadzane było w całym zaborze rosyjskim. Swoją wysoką pozycję zawdzięczało m.in. działowi literackiemu, gdzie publikowali materiały znakomici polscy pisarze.

Znaczną rolę odgrywał w piśmie Władysław Żukowski, szef działu ekonomicznego, dyrektor Briańskich Zakładów Metalowych. Posiadając znaczne wpływy w rosyjskich sferach gospodarczych, starał się pomagać Polakom w rozwijaniu różnych przedsięwzięć ekonomicznych. Z racji swoich lojalistycznych przekonań nazywany był w polskim środowisku pogardliwie „Wazelinem Wazelinowiczem”.

Linię programową „Kraju” oddawał tytuł artykułu Erazma Piltza „Rusyfikacja czy zjednoczenie”. Otóż zamiast brutalnej rusyfikacji proponował on „wzajemne zbliżenie obu narodów”. Piltz zapewniał o „otrzeźwieniu” i uspokojeniu społeczeństwa polskiego.

Na łamach „Kraju” prowadzone były kampanie prasowe przeciwko manifestacjom patriotycznym i żałobie narodowej w związku z 100. rocznicą Konstytucji 3 maja i rozbiorów. „Kraj” nazywał je „sztucznym budzeniem ducha”, a organizatorów „poszukiwaczami przygód” niemającymi poparcia w społeczeństwie.

W tym tonie pismo potępiało również próby zorganizowania uroczystości ku czci Kilińskiego w 1894 r. W piśmie do Głównego Zarządu Prasy Piltz chwalił się, że ugodowcy sparaliżowali te obchody.

Co uzyskali dzięki takiej taktyce realiści? Najlepiej pokazują to słowa cara Aleksandra III po zorganizowanym dla niego pokazie folkloru polskiego w Skierniewicach: „Jaka szkoda, że ten naród musi zginąć”.

Warszawa wita cara łukiem tryumfalnym

Gdy w 1894 r. car Aleksander II zmarł, do Petersburga udała się delegacja licząca około 30 osób, by wziąć udział w jego pogrzebie. Nadchodzące lata miały stanowić szczyt sukcesów ugodowców. Nowy car Mikołaj II był uważany za reformatora, a realiści wiązali z nim ogromne nadzieje.

W 1897 r. car odwiedził Warszawę. Witały go odświętnie udekorowane ulice, łuki tryumfalne, delegacje wszystkich sfer społeczeństwa i kilkaset tysięcy ludzi zgromadzonych na trasie przejazdu.

Lider ugodowców Zygmunt Wielopolski (syn Aleksandra) mówił, witając cara: „Weź też w darze, Najjaśniejszy Panie, miliony serc naszych, z nieograniczoną ufnością ku tobie wzniesionych. W twoim wspaniałomyślnym samowładztwie, w pokoju wewnętrznym Państwa, w potędze i chwale Monarchii, naród polski całą promienną widzi przyszłość”.

W reakcji na te wydarzenia Józef Piłsudski na łamach „Robotnika” napisał o ugodowcach, że „wyzbywszy się ostatków godności ludzkiej, w wyobraźni już zmieniają swą pokorę na ruble, ordery i posady”.

PPS i endecja, czyli „nasze stronnictwa skrajne”

Car okazał wzruszenie i powiedział, że wspomnienie owego powitania „nigdy nie wygaśnie w jego sercu”. Ale żadne przełomowe wydarzenia nie nastąpiły.

Natomiast w 1898 r. działaczom PPS udało się wykraść tzw. Memoriał Aleksandra Imeretyńskiego, carskiego namiestnika w Warszawie, w którym relacjonował on carowi założenia swojej polityki pozornych ustępstw, mających doprowadzić de facto do… wzrostu tempa rusyfikacji Polaków.

Wśród Polaków wybuchła wściekłość na realistów. „Lojalista okazywał się więc nieudacznikiem, który nawołuje do pogodzenia się z zaborcą, niczego w zamian nie oferując” – pisze Agnieszka Kidzińska w książce „Stronnictwo Polityki Realnej. 1905–1923”.

Nie mniej ostro niż PPS atakowała realistów endecja. Na łamach „Przeglądu Wszechpolskiego” endecy pisali, że realiści dążą do wynarodowienia Polaków, a „Kraj” jest organem polityki rosyjskiej, pobierającym od rządu subwencje pieniężne.

W odpowiedzi w 1902 r. Piltz wydał broszurę „Nasze stronnictwa skrajne”, w której zaatakował zarówno PPS, jak i Narodową Demokrację, nazywaną przez niego „niebezpieczeństwem wszechpolskim”.

Gdy w 1904 r. wybuchła wojna Rosji z Japonią, zarówno Piłsudski, jak i Dmowski pojechali do Tokio, by oferować Japończykom współpracę. W PPS myślano o zorganizowaniu powstania zbrojnego. Liga Narodowa wyrażała radość z powodu klęsk rosyjskich, lecz wzywała do zachowania polskich sił na stosowny moment, którym może być przesilenie polityczne w Rosji.

Realiści tymczasem przekazali carowi wyrazy uczuć wiernopoddańczych, a w warszawskiej katedrze związany z nimi arcybiskup Wincenty Popiel odprawił mszę za pomyślność rosyjskiego oręża. Ugodowcy potępili też rewolucję 1905 r. i towarzyszące jej w Polsce strajki.

Gdy po 1905 r. pojawiła się możliwość tworzenia legalnych partii politycznych reprezentowanych w Dumie, Stronnictwo Polityki Realnej zaczęło działać w sposób formalny. Ogłosiło się ono – podobnie jak w przyszłości UPR – partią konserwatywno-liberalną.

1914: niech starsi powstrzymają nierozważną młodzież!

6 sierpnia 1914 r. z krakowskich Oleandrów wyruszyła Pierwsza Kompania Kadrowa, obalając rosyjskie słupy graniczne. Stać się ona miała zaczątkiem Legionów Polskich.

10 sierpnia w Warszawie odezwę do mieszkańców miasta i kraju wydała grupa określająca się jako „organizacja obywateli”. Wezwała ona do spokoju „celem zabezpieczenia prawidłowego rozwoju życia publicznego”. Apelowała do ludzi starszych i rozsądnych, by powstrzymali nierozważną młodzież przed „wystąpieniami antypaństwowymi”. Za „organizacją obywateli” kryli się działacze Stronnictwa Polityki Realnej.

14 sierpnia głównodowodzący rosyjskich wojsk wystosował odezwę do Polaków zaczynającą się od słów: „Wybiła godzina, w której marzenie święte ojców waszych i dziadów może się urzeczywistnić. Półtora wieku temu żywe ciało Polski rozszarpane zostało na kawałki, lecz dusza jej nie umarła”. W ten sposób zapowiadał zjednoczenie polskich ziem pod rosyjskim berłem.

Już następnego dnia realiści wysłali mu dziękczynny telegram. Zygmunt Wielopolski, który dokonał tłumaczenia odezwy na język polski, wzruszył się jej treścią do łez i dziękował Bogu.

Ta postawa musiała wpłynąć na stosunek realistów do Legionów. Jeden z ich liderów, Henryk Dembiński, mówił o nich: „Potępiamy nierozumne porywy austriackiego patriotyzmu i jednocześnie zaczynamy przybierać, jakże bolesną dla naszych najgłębszych odczuwań, postawę patriotów rosyjskich!”.

„Kraj” rozpoczął akcję propagandową na rzecz tworzenia wojska polskiego pod rosyjską komendą. Konfident Ochrany Zdzisław Smółka 27 grudnia 1914 r., pisząc o rosyjskich kolaborantach, bardzo pozytywnie ocenił realistów, kreśląc ich obraz na tle „zdegenerowanej” endecji.

Sympatyczny ekscentryk

Jak pisze Kidzińska, cała działalność SPR po 1918 r. „naznaczona była piętnem upadku”, bo kojarzyła się z „hasłami przebrzmiałymi, o których chciano zapomnieć”. Jej działacze spotykali się głównie na pogrzebach kolegów. Niektórzy przenieśli się do innych obozów politycznych. Część, ze względu na arystokratyczne kontakty, trafiła do dyplomacji. „Ich partia nie miała racji bytu w niepodległym państwie” – podsumowuje Kidzińska.

Tradycja ta nie znalazła też kontynuatorów przez niemal cały okres PRL. Dopiero w 1987 r. powstał wspomniany Ruch Polityki Realnej. Znalazło się w nim trochę nietuzinkowych postaci, w tym wybitny felietonista Stefan Kisielewski. Jego założyciele powoływali się na bliskiego im wybitnego Mirosława Dzielskiego. Był on pod koniec lat 70. autorem koncepcji, w których można było doszukiwać się podobieństw do idei realistów: proponował komunistom zawarcie ugody polegającej na wprowadzeniu przez nich zasad liberalizmu ekonomicznego, w zamian za pozostawienie im władzy politycznej. Politycznym liderem stowarzyszenia, a później partii, został Janusz Korwin-Mikke. A propos „ugodowości” dodajmy, że internowany w stanie wojennym Korwin przyznał się do podpisania lojalki.

Wróćmy do pytania: „dlaczego i po co” Korwin odwołał się do skompromitowanego dziedzictwa realistów. W latach 80. dałoby się to zapewne tłumaczyć chęcią reformowania reżimu.

Ale prawdziwym wyzwaniem jest znalezienia odpowiedzi na pytanie: „dlaczego i po co” Korwin trzyma się owej tradycji do dziś, także po swym największym w karierze politycznym sukcesie?

Gdyby III RP była niepodległą Polską, to po 1989 r., cytując autorkę pracy o dawnych „realistach”, kontynuacja owej ideologii „nie miałaby racji bytu”. Dodajmy, że Korwin nie przyciąga też dzięki niej zwolenników. Członkowie jego partii z reguły nie mają pojęcia o owej tradycji.

Dlaczego więc Korwin mówi rzeczy niepopularne nawet wśród własnego elektoratu, a wpisujące się w polityczną tradycję „realistów”? Wielu przypisuje to ekscentryzmowi polityka. Widzi w nim sympatycznego człowieka, barwną postać, pozytywnie odróżniającą się od zastępów nudnych jak flaki z olejem polityków.

Kanalia zamiast sympatycznego oryginała

Tak można było myśleć o Korwinie do 10 kwietnia 2010 r., gdy sympatyczny ekscentryk okazał się kanalią. Wypowiedzi krytykujące Tuska za zbyt antyrosyjską postawę, słowa o „urojeniach paranoidalnych” Antoniego Macierewicza czy o zwolennikach tezy o zamachu: „czasem tylko zastanawiam się, czy sowieckie psychuszki nie były dobrym wynalazkiem” – odsłoniły prawdziwe oblicze owego polityka.

Podobne deklaracje Korwin zaczął wygłaszać przy okazji rosyjskiej napaści na Ukrainę. Gdy Putin stwierdził, że na Majdanie działali „terroryści szkoleni w Polsce”, potwierdził, że to prawda i wie nawet, który polski polityk ich szkolił.

Padły też słowa, iż Putin „byłby świetnym prezydentem Polski”, o Majdanie zaś, że „pomoc tym ludziom jest czymś antypolskim i pan Kaczyński stanie za to przed Trybunałem Stanu”. W wywiadzie dla rosyjskiej agencji Ria Nowosti Korwin nazwał zajęcie przez Rosję Krymu czymś „zupełnie naturalnym”.

Rzecz jasna, po tym wszystkim wielu Polaków nabrało przekonania, że Korwin jest „ruskim agentem”. Zapewne wśród obozu polskich ugodowców z XIX. w. nie brakowało agentów. Ale byli też – jak wskazywał Piłsudski – karierowicze. A nawet skrajni ideowcy, gotowi głosić „racjonalną” ideę, by uchronić rodaków przed zagładą. Mimo narażania się na to, że owi rodacy nazwą ich zdrajcami.

Kim jest Korwin-Mikke? Trzymającą się logiki hipotezę w tej sprawie da się przedstawić, sięgając po dorobek polskiej myśli sowietologicznej i rosjoznawczej. Rosja jest państwem, które w przeciwieństwie do wielu zachodnich demokracji nie prowadzi polityki zagranicznej będącej doraźną reakcją na pojawiające się zagrożenia. Ona działa w perspektywie dziesięcioleci i stuleci.

Celem Moskwy od wieków jest podporządkowywanie sobie innych narodów aż do ich wynarodowienia włącznie. Rosja świetnie rozumie siłę oddziaływania idei. Polscy rosjoznawcy znakomicie opisali zjawisko infekowania polskich idei i kultury mutacjami rosyjskiego wirusa.

Jak Moskwa reaguje na wieść o tym, że pojawiło się znów zagrożenie usamodzielnienia się Polski? Specjaliści od odcinka polskiego przeglądają własny katalog obecnej w historii agentury oraz pożytecznych dla siebie sił politycznych nad Wisłą. Katalog zawiera kategorie: komuniści, realiści, słowianofile, legaliści, część narodowców… Teraz pora na raport służb na temat obecnej sytuacji: którą z opcji ideologicznych opłaca nam się reaktywować, odbudować, wzmocnić?

III RP jako Królestwo Polskie

Ale czy „ekscentryk” Korwin może być na tej mapie kimś przydatnym dla Moskwy? Owszem, jeśli uświadomimy sobie, czym jest III RP.

Otóż III RP nie jest niepodległym państwem polskim, lecz czymś w rodzaju XIX-wiecznego Królestwa Polskiego. Brak rozbicia komunistycznej agentury spowodował, że Rosja panuje nad owym strategicznym dla siebie obszarem. Najbardziej szokującym dowodem owej zależności jest fakt, że III RP nie potrafiła przez ćwierć wieku uniezależnić się od rosyjskiego gazu.

No więc Korwin, człowiek inteligentny, zdaje sobie sprawę, kto realnie w III RP rozdaje karty. Na scenie politycznej istnieje ten, o kim mówią media, którymi rządzą panowie z dawnych komunistycznych służb.

Ponieważ na rosyjskiej szachownicy jest miejsce dla zapomnianej tradycji „realizmu”, postanawia je zagospodarować, w porozumieniu z Rosją. Jakie poszlaki wskazują na słuszność tej hipotezy? Przede wszystkim jawne rosyjskie kontakty Korwina. O tym, że był on na bankiecie w ambasadzie rosyjskiej po aneksji Krymu, informowały media. Ale te kontakty nie są nowością. W latach 90. jedna z czołówek tygodnika „Najwyższy Czas” zatytułowana była bodaj „Bal u Gawriłowa”. Siergiej Gawriłow, z którym balował Korwin, to rosyjski biznesmen wydalony z Polski, mający bliskie związki z sowieckimi służbami.

Aktualność donosu konfidenta Smółki

Czy Korwin jest elementem rosyjskiej rozpiski, traktowanym niezbyt poważnie, niemniej trzymanym w odwodzie, w przechowalni i na wszelki wypadek promowanym w popkulturze III RP? Wybory do PE, które odbyły się cztery miesiące temu, potwierdzałyby ten scenariusz.

Oto w Polsce zaczęły narastać nastroje radykalne, mogące zagrozić establishmentowi. Nie ma wątpliwości, że metodą mediów na zatrzymanie zagrożenia stało się eksponowanie sił prawicowych w formie i prorosyjskich w treści. Stąd wzięli się w nich Mariusz Max Kolonko czy Donatan.

Niewątpliwie w pewnym momencie owe media w roli „czarnego charakteru” obsadziły Ruch Narodowy, o prorosyjskości liderów którego szeroko pisaliśmy. Ostatecznie jednak postawiły na Korwina, który zaczął być pokazywany w masowo oglądanych programach.

Dlaczego postawiono na Korwina, a nie na narodowców? Czy zdecydowała tylko rozpoznawalność ekscentryka? Korwin z punktu widzenia Rosji jest bardziej sprawdzony, od lat 80. reprezentuje promoskiewskie stanowisko. A Ruch Narodowy, mimo prorosyjskiej postawy liderów, jawi się jako niepewny, bo ponad 90 proc. młodych członków i zwolenników owego ugrupowania jest szczerymi patriotami. Donos konfidenta Smółki o przewadze realistów nad endekami nie stracił więc aktualności.

 



Źródło: Gazeta Polska

 

Piotr Lisiewicz