Magdalena Środa nienawidzi muzyki rockowej i spania pod namiotem oraz piwa. Monika Olejnik bała się przyjechać na Woodstock, bo jest niebezpiecznie. Ksiądz Lemański na ochotnika pogrzebał z honorami zbrodniczego dyktatora Jaruzelskiego. Wszyscy oni pasują do zbuntowanej młodzieży z Woodstocku jak Robert Biedroń do Młodzieży Wszechpolskiej - pisze Piotr Lisiewicz w najnowszym wydaniu „Gazety Polskiej”.
Rzecz jasna ok. 99 proc. uczestników zakończonego Woodstocku nie widziało żadnego z jego politycznych gości. Jeśli wierzyć państwowym służbom, w festiwalu wzięło udział ok. 423 tys. uczestników, więc patrząc na pojemność namiotu tzw. Akademii Sztuk Przepięknych, łatwo obliczyć, że w spotkaniach z gośćmi wziął udział mniej więcej co setny.
Pewnie z 75 proc. nie słyszało, że owe postacie były na festiwalu. A więcej niż połowie w ogóle nic nie mówią nazwiska Środa czy Lemański.
Ponad 90 proc. młodzieży przyjeżdża na festiwal po to, by napić się piwa z rówieśnikami, poznać ludzi z różnych stron Polski, poderwać dziewczyny (chłopaków), przespać się na świeżym powietrzu, posłuchać ulubionych zespołów. Stąd biorą się te 423 tysiące.
Nie o demoralizację, lecz o manipulację chodzi
Nic w tym złego, byliśmy tacy sami – przynajmniej mówię za siebie. Nie widzę w Woodstocku siedliska demoralizacji. Nie ekscytuję się newsami, że ktoś zapił się na śmierć. Ani liczbą kradzieży. Zapewne jest ich mniej więcej tyle, co na innych podobnych festiwalach.
Natomiast z tego, iż wakacyjna przygoda pociąga, a młodzież się buntuje, wnioski wyciągnęli w latach 80. przywódcy Związku Sowieckiego. I stąd wziął się Owsiak. Oraz jego przedsiębiorstwo, które ma tylko jeden cel:
kanalizowanie buntu w kierunku pożądanym przez establishment.
To nie amerykański Woodstock, wbrew twierdzeniom Owsiaka, jest pierwowzorem jego imprezy. Pisałem już w „GP”, jak narodziła się koncepcja kontrolowania zbuntowanej młodzieży w PRL. W latach 80. Aleksander Oskin, sekretarz ambasady Związku Sowieckiego w Warszawie, udzielił wywiadu tygodnikowi „Zarzewie”, w którym radził komunistycznym młodzieżówkom, jak postępować z subkulturami. Rozważał:
„Do komitetu Komsomołu przychodzi grupa muzyków i mówi: chcemy powołać klub heavy-metalowy”. Zdaniem Oskina może się zdarzyć, że za biurkiem w organizacji siedzieć będzie biurokrata, który ich przegoni:
„Jeśli sami znajdą piwnicę, tworzą nieformalny klub »metalistów« (tak w oryginale – przyp. PL)
, oklejają go plakatami, informacjami o zespołach, gromadzą płyty i nagrania. Nikt dokładnie nie wie, skąd to wszystko zdobywają. Słuchają muzyki z różnych źródeł. Na przykład zachodnich radiostacji. A te (...) przeplatają muzykę tekstami czysto politycznymi”. By do tego nie dopuścić, należy
„znaleźć z takimi grupami wspólny język” i
„wypracować formy współpracy”.
Owsiak – mądry szef Komsomołu
W roku 2014 Owsiak odgrywa tę samą rolę, co w czasach reżimu Jaruzelskiego. Gdy na ulicach happeningi przeciwko władzy organizowała Pomarańczowa Alternatywa, Owsiak w reżimowym Polskim Radiu lansował Towarzystwo Przyjaciół Chińskich Ręczników, też na luzie, tylko bez atakowania władzy. W czasach, gdy ludzie siedzieli w więzieniach, lansował hasło „Uwolnić słonia”. Za kratki zamykali ich notabene wychowankowie jego ojca, milicjanta płk Zbigniewa Owsiaka, wykładowcy w Ośrodku Szkolenia ZOMO.
Owsiak jest dziś na Woodstocku mądrym szefem Komsomołu, który wie, że aby kontrolować zbuntowaną młodzież, trzeba udostępnić jej ową „piwnicę”, gdzie buntuje się pod czujnym okiem władzy. Może lansować muzyków „bezpiecznych”, a spychać na mniej ważne miejsce „niebezpiecznych”.
Prowadzi tu umiejętną grę. Skoro wśród młodzieży popularne stało się bohaterstwo warszawskich powstańców, w rocznicę powstania mieliśmy hymn i narodowe flagi.
Owsiak nie chciałby tych flag, ale wie, że są one taktycznie opłacalne. Jest to
notabene kopia wolt propagandy PRL wobec Powstania Warszawskiego.
Bunt hormonów i Lemańskiego
A po co wspomniani celebryci, których słucha jedna setna woodstockowiczów?
Oni są „od Jurka”, możemy się z nimi nie zgadzać, ale nie będziemy na nich bluzgać w naszych piosenkach – mają zrozumieć buntownicy.
Z propagandowego celu Woodstocku wynikają owe zabawne paradoksy, które przytoczyłem na początku tekstu. Przytoczyłem słowa samych zainteresowanych.
„Nie lubię tłumów i głośnej muzyki, nie lubię też piwa i spania w namiocie” – to Magdalena Środa na swoim blogu.
„Zadzwoniłem do Moniki Olejnik, która uległa tej całej propagandzie, że to niebezpieczne i zwyczajnie się bała” – tak Zbigniew Hołdys wspominał zapraszanie dziennikarki na jeden z wcześniejszych Woodstocków. Obie panie były „nie w klimacie”, bo chowane w cieplarnianych warunkach, w komunistycznych domach, nie pospolitowały się z młodzieżą jeżdżącą pod namiot.
Życiowo „klimaty” resortowych dzieci i zbuntowanej młodzieży były zawsze odmienne. Owsiak stara się temu zaradzić tylko na jeden, niezmienny od czasów Jaruzela sposób:
podgrzewając bunt nastolatków przeciwko obyczajowym zakazom Kościoła. Dlatego newsy przedstawiające Woodstock w prawicowych mediach jako siedlisko demoralizacji wpisują się w taktykę Owsiaka. Bo nie są atakiem na jego manipulację, lecz na samą młodzież.
Młodzieży bunt hormonów ma skojarzyć się z ideologią Środy, Czubaszek i Lemańskiego. Z irokezem na głowie buntować ma się pod dyktando „GW” i TVN. I tak ma jej pozostać na całe życie.
A że przegra swój bunt, swoją młodość? Że pozwalając trwać uprzywilejowanej postkomunistycznej oligarchii, której służy Owsiak, skazuje wielu rówieśników na zarobkową emigrację? O tym wszystkim ma dowiedzieć się za wiele lat, gdy przedsiębiorstwo Owsiaka zajmować się będzie urabianiem kolejnych roczników.
Źródło: Gazeta Polska
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Piotr Lisiewicz