Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Od strefy zdekomunizowanej do Zdradka. Najgorszy szef dyplomacji III RP

Gdy 29-letni Radosław Sikorski wkraczał do polskiej polityki, kojarzył się z twardym antykomunizmem, zerwaniem z poddaństwem wobec Moskwy i powrotem Polski do wolnego świata, w tym do sojuszu

Tomasz Hamrat/Gazeta Polska
Tomasz Hamrat/Gazeta Polska
Gdy 29-letni Radosław Sikorski wkraczał do polskiej polityki, kojarzył się z twardym antykomunizmem, zerwaniem z poddaństwem wobec Moskwy i powrotem Polski do wolnego świata, w tym do sojuszu ze znienawidzoną w komunizmie Ameryką. Schodzi ze sceny jako uosobienie siermiężnego postkomunizmu, najpaskudniejszego karierowiczostwa i rezygnacji z ambicji niepodległościowych - pisze Piotr Lisiewicz w „Gazecie Polskiej”.

„Niggerness” – tak niektórzy przetłumaczyli na angielski użyte przez Sikorskiego słowo „murzyńskość”. To niezbyt ścisłe i fatalne dla Sikorskiego tłumaczenie, bo słowo to zawiera we współczesnym angielskim ogromny ładunek rasowej pogardy. Słowo „nigger” było powszechnie używane do określania czarnoskórych w XIX w. (np. w tytule książki „The Nigger of the Narcissus” Josepha Conrada).

Jednak później stało się określeniem pogardliwym, obrażającym, odpowiadającym polskiemu słowu „czarnuch”. Obecnie w dyskursie publicznym jest całkowitym tabu, do tego stopnia, że cytując kogoś, stwierdza się, że użył „the N-word”, słowa na „n”. Tak oto budzący zachwyty polski polityk „w zachodnim stylu” odchodzi jako ktoś, kto potwierdził mimowolnie stereotypy o rasistach z Europy Wschodniej.

Czy wstąpienie do NATO było frajerstwem

To oczywiście zabawne, zważywszy na fakt, że w Polsce Sikorskiego wspierają media propagujące szaleństwa politycznej poprawności. Dużo poważniejsze są jednak inne słowa, które wypowiedział na taśmach prawdy minister: „Wiesz, że polsko-amerykański sojusz jest nic niewarty. Jest wręcz szkodliwy, bo stwarza Polsce fałszywe poczucie bezpieczeństwa (…). Bullshit kompletny. Skonfliktujemy się z Niemcami, z Rosją, i będziemy uważali, że wszystko jest super, bo zrobiliśmy laskę Amerykanom. Frajerzy. Kompletni frajerzy”.

Słowa te nie dziwią o tyle, że – wbrew publicznym deklaracjom – polityka Sikorskiego jako szefa MSZ faktycznie polegała przede wszystkim na osłabianiu naszych związków z Ameryką. Czyli na rezygnacji z jednego z fundamentów programu polskiego obozu niepodległościowego. Oczywistego na tyle, że nawet liderzy SLD czy obozu „Gazety Wyborczej” nigdy nie zakwestionowali go aż tak otwarcie.

Gdyby wziąć słowa Sikorskiego na serio, skończonym frajerstwem było nasze wstąpienie do NATO. Wszak konfliktowało nas z Rosją silniej niż cokolwiek innego. Ale może jednak dzięki owemu „frajerstwu” nie grozi nam dzisiaj inwazja rosyjskich czołgów, jak Ukrainie?

O „Gazecie Wyborczej”: stalinowski ton kolaborantów

Młodszym czytelnikom, którzy nie pamiętają Radosława Sikorskiego jako antykomunistycznego radykała, trudno będzie uwierzyć, że cytowane poniżej wypowiedzi szefa MSZ padły naprawdę.

Gdy w 1992 r. 29-letni Radosław Sikorski został zastępcą Jana Parysa, ministra obrony w rządzie Jana Olszewskiego, przez środowisko „Gazety Wyborczej” atakowany był niczym dziś… Antoni Macierewicz. Niekompetentny, bez doświadczenia, do tego obywatel brytyjski (czyli być może agent?) – tak o nim pisano. Powołanie tak kuriozalnego i niepoważnego hiperradykała na wiceministra wedle medialnej narracji miało obciążać rozsądnego niegdyś premiera Jana Olszewskiego.

Po swojej dymisji Sikorski zemścił się na „Wyborczej” artykułem na łamach brytyjskiego pisma „The Spectator”, nie unikając ledwo kamuflowanych aluzji do stalinowskich rodowodów jej publicystów. Czytamy: „»Gazeta Wyborcza«, polski dziennik, który chlubi się swoim kosmopolityzmem, uderzył w prawdziwie stalinowski ton i nazwał mnie »przedstawicielem międzynarodowego kapitału«”. 

W tym sensie Sikorski, demaskując środowisko Michnika, stał się prekursorem autorów książki „Resortowe dzieci”. Rolę środowiska „Gazety Wyborczej” i Unii Wolności Sikorski w walce z rządem Jana Olszewskiego charakteryzował następująco: Najzłośliwiej atakowali mnie i Jana Parysa dawni komuniści oraz niegdysiejsi dysydenci, członkowie dawnej opozycji o lewicowych sympatiach. Nie ma praktycznie żadnej gazety, czasopisma ani rozgłośni, które nie byłyby kontrolowane przez jedną z tych grup”. 

Podobnie Sikorski oceniał „GW” sześć lat później, w 1998 r. w „Foreign Affairs”, krytykując ją za wspieranie „grubej kreski”: „Potraktowali swoich komunistycznych negocjatorów nie jak łajdaków, którzy być może kiedyś zasłużą na przebaczenie, lecz jak sojuszników w rządzeniu ciemnym rzekomo i ksenofobicznym narodem. Ta kolaboracja podwyższyła i tak już wysoki poziom paranoi w polskiej polityce”.

O Wałęsie: prostak, dyktator, chce, byśmy byli Wschodem

O ile w sprawie „GW” Sikorski był prekursorem autorów „Resortowych dzieci”, o tyle w bezkompromisowości w krytyce Lecha Wałęsy przerastał z pewnością wyważone prace historyków Sławomira Cenckiewicza czy Piotra Gontarczyka.

Starał się niszczyć mit Wałęsy na arenie międzynarodowej. W „The Spectator” stwierdził: „Jak każdy prostak – a Wałęsa jest nim w głębi duszy – lubi »fizyczne« sprawowanie władzy, lubi dekretować, wydawać rozkazy”. 

Sikorski ujawnił, że wcześniej miał co do Wałęsy pewne złudzenia, choć postrzegał go następująco: „Określiłem go jako kogoś, kto jest »nieokrzesany, nieprzewidywalny, nieodpowiedzialny, dyktatorski, próżny i skłonny do manipulacji«”. 

Zdaniem Sikorskiego Wałęsa okazał się zwolennikiem powrotu Polski pod skrzydła Moskwy: „Nie oczekiwałem, że człowiekiem, który ruszy na czele powrotnego marszu z Zachodu na Wschód, będzie prezydent Wałęsa”. 

Sikorski nie zmieniał zdania w sprawie Wałęsy przez wiele lat. „Związał się z twardogłowymi elementami armii i służb bezpieczeństwa” – pisał o nim w 1998 r. w „Foreign Affairs”. 

O WSI: ludzie Moskwy i przemytnicy broni

W latach 90. rolę Wojskowych Służb Informacyjnych Sikorski charakteryzował niemal identycznie jak dziś Antoni Macierewicz, jeśli nie ostrzej. Czytamy: „WSI były ostatnią funkcjonującą organizacją komunistyczną, która mogła przejąć kontrolę nad krajem, gdyby ze Wschodu znów zaczęły wiać chłodniejsze wiatry”. 

Zwracał uwagę, że ludzie WSI są niezwykle silni w biznesie i zawdzięczają to ciemnym powiązaniom i operacjom: „Obecni i byli oficerowie WSI mieli mieszkania i zagraniczne konta bankowe, prowadzili operacje przemytu broni, mieli własne źródła dochodu i własne kontakty na Wschodzie i na Zachodzie”.

Ciemnogród, czyli moja formacja kulturowa

Sikorski był w owych czasach gościem współorganizowanych wówczas przeze mnie Zlotów Młodzieży Prawicowej (skrót ZMP był żartem zamierzonym). Przyjeżdżał niemal na każdy, chętnie bywał też na zlotach Ciemnogrodu Wojciecha Cejrowskiego.

Wielu moim młodym rówieśnikom imponował: był nie tak wiele od nas starszy, a jak plotkowano (a Sikorski nie prostował), w Afganistanie miał być nie tylko korespondentem wojennym, ale także walczył z komunistami z bronią w ręku. No i robił wywiady z ikonami antykomunizmu, jak Margaret Thatcher. 

W 1997 r. „Gazeta Wyborcza” relacjonowała zlot Cejrowskiego w swoim stylu: „Po wsi paradowali młodzi ludzie w koszulkach z napisem »Jestem z Ciemnogrodu«, a na stoiskach można było kupić »Protokoły Mędrców Syjonu«. W czasie zlotu na drewnianej scenie wystąpią m.in. bard ROP Leszek Czajkowski, Violetta Villas i były minister MON Radek Sikorski, kandydujący do sejmu z ROP”. „Tu można się policzyć i zobaczyć, że jesteśmy silni, że jest wielki entuzjazm, i że prawica to pewna formacja kulturowa” – mówił „GW” Sikorski. 

W czasie wspomnianego zlotu Ciemnogrodu Sikorski pokazywał „bagnet zdjęty z trupa ruskiego żołnierza”. – Ten pan kandyduje. Ale w razie czego, jak mu się nie uda, to znowu gdzieś pojedzie ruskich przepędzać – wyjaśniał Cejrowski.

Chcemy obecności wojskowej Stanów Zjednoczonych

Polityk stwierdzający dziś, że „sojusz polsko-amerykański jest nic niewarty”, w wywiadzie dla „Gazety Polskiej” z 15 października 1997 r. ostrzegał, że samo wejście do NATO Polsce nie wystarczy. „Tylko bazy zachodnie dadzą nam rękojmię, że nie powtórzy się scenariusz z 1939 roku” – mówił.

W innym wywiadzie podkreślał konieczność amerykańskiej obecności wojskowej w Europie. „Jeżeli Unia Europejska nawet zaczęłaby przeznaczać tyle środków na obronność co USA, wiele lat minie, nim potencjały militarne obu kontynentów się wyrównają. Europa na amerykańską obecność wojskową jest po prostu skazana” – tłumaczył w 2003 r. w radiu TOK FM.

Sikorski nie należał za to do… euroentuzjastów. „Jestem przeciwny mitom. Wejście do Unii Europejskiej nie oznacza wejścia do jakiegoś raju. Gdy słucham eurofanatyków, mam wrażenie, że są oni przekonani, że w momencie naszego przystąpienia do UE zapanują u nas francuska kuchnia, włoska pogoda, niemiecka technika i angielska administracja. Tymczasem najbogatszym krajem w Europie jest Szwajcaria, która wcale do UE nie należy” – mówił w 1997 r. w „GP”.

Nowi przyjaciele, czyli na rozstajach

Kiedy zaczęła się przemiana Sikorskiego? Powszechnie twierdzi się, że bądź w czasie likwidacji WSI, bądź po przejściu do PO.

Myślę, że zaczęło się to wcześniej, bo miałem okazję to obserwować na własne oczy. W 2003 r. na 40. urodzinach Sikorskiego w ogrodzie w Chobielinie, w którym gości witała tablica „Strefa zdekomunizowana”, faktycznie dominowali porządni antykomuniści, ale docierając na urodziny po południu, minąłem się z wyjeżdżającym z nich Leszkiem Balcerowiczem.

Pamiętam wywiad, jaki przeprowadzałem z Sikorskim dwa lata później, w 2005 r., na rynku w Gdańsku. Zorganizował tam w 25-lecie Sierpnia ’80 konferencję na temat praw człowieka. Obok antykomunistów pojawił się tam znienacka Jan Krzysztof Bielecki. To wtedy dziwiło, ale nie szokowało – powszechnie mówiono o przyszłej koalicji PO–PiS po wyborach.

W rynkowym ogródku z lekkim zdziwieniem słuchałem, jak Sikorski rozkłada akcenty, mówiąc o naszej współpracy z Ameryką. Niby ją popierał, ale mocniejszy nacisk kładł na to, że rząd SLD za mało czerpie z tej współpracy finansowych korzyści dla Polski.

W 2005 r. odniosłem wrażenie, że to już inny człowiek, który – w najbardziej optymistycznej z wersji – nauczony wcześniejszymi doświadczeniami, z czasów gdy był zwalczany przez media III RP, postanowił zrobić wszystko, by te przeszkody we własnej karierze usunąć. W imię tej kariery czy w imię sprawy? – to nie było jeszcze całkiem jasne.

Wojna z likwidatorem WSI

Całkiem jasne stało się, gdy jako minister obrony w rządzie PiS Sikorski zaczął zwalczać Antoniego Macierewicza, który właśnie rozbijał postkomunistyczną skamielinę WSI. Pisano o dobrych relacjach Sikorskiego z byłym szefem WSI Markiem Dukaczewskim. Gdy premier Jarosław Kaczyński odmówił odwołania Macierewicza, 5 lutego 2007 r. Sikorski odszedł z rządu. Zastąpił go Aleksander Szczygło.

Gdy „Gazeta Polska” zaczęła krytykować Sikorskiego, zabiegał o to, byśmy go „nie przekreślali”, czego efektem był ostatni wywiad, jaki miałem okazję z nim przeprowadzić w jego warszawskim apartamencie. To nie była przyjemna rozmowa, a Sikorski skarżył się, że nikt nie przepytywał go jeszcze w taki sposób.

Gdy został szefem MSZ w rządzie PO, okazał się politykiem bardziej promoskiewskim od najbardziej betonowych postkomunistów. Dopuścił się bezprecedensowego aktu służalstwa wobec Moskwy po 1989 r. – próby storpedowania misji prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który poleciał w 2008 r. do Tbilisi. 

Stracona tarcza

Jako szef MSZ w rządzie Tuska okazał się zwolennikiem tego, by o amerykańskiej tarczy w Polsce rozmawiać z... Rosją. Jego polityka walnie przyczyniła się do opóźnienia negocjacji ze Stanami Zjednoczonymi w tej sprawie. W wyniku tego bez żadnych gwarancji w sprawie tarczy dotrwaliśmy do czasów prezydenta Baracka Obamy, niechętnego temu projektowi.

Artykuł obrazujący zmianę swojego podejścia do Rosji opublikował Sikorski w „GW” przy okazji wizyty Putina na Westerplatte w 70. rocznicę wybuchu II wojny światowej. Dowiedzieliśmy się, że „Rosja od bez mała 20 lat idzie drogą prób modernizacyjnych i demokratyzacyjnych”.
Jak pisał w „Nowym Państwie” Krzysztof Szczerski, Sikorski dokonał całkowitej rewizji polityki wschodniej, co spektakularnie ogłosił jako „koniec polityki jagiellońskiej”. „Polska zapłaciła (i płaci) za to gigantyczną cenę, otrzymując w zamian wyłącznie upokorzenia i akty złej woli. Sikorski tkwi jednak w swoim katastrofalnym wyborze. Ceną za to jest utrata polskiej przestrzeni politycznej na Wschodzie – złe relacje lub brak relacji z Litwą, Łotwą, Estonią, Białorusią, Ukrainą, Gruzją, Armenią i Azerbejdżanem, rachityczne wpływy na Bałkanach, miękka, a nie strategiczna obecność w Mołdawii, utrata zainteresowania państw skandynawskich” – trafnie charakteryzował Szczerski.

Kiedyś poznamy prawdę

„Sikorski, ty też odpowiesz za Smoleńsk” – na te transparenty pojawiające się przed dworkiem w Chobielinie Sikorski reaguje bardzo nerwowo.

O haniebnej roli Sikorskiego w sprawie Smoleńska piszemy na bieżąco. O tym, jak MSZ przygotowywało tę wizytę. Jak w dniu katastrofy Sikorski poinformował Jarosława Kaczyńskiego, że jej przyczyną był błąd pilota. O haniebnych wypowiedziach, takich jak ta z lutego 2011 r., gdy stwierdził w TVN: „Polscy piloci ewidentnie popełnili błąd, bo nie powinni byli lądować we mgle i żebyśmy nie wiem ile zaprzeczali, to nadal będzie to prawdą”. Słowa te, pozostające w niezgodzie z faktami (polscy eksperci już w grudniu 2010 r. ustalili, że załoga tupolewa nie lądowała), z lubością cytowała potem „Komsomolskaja Prawda”.

Lista polityków kojarzonych w III RP z obozem niepodległościowym, których skusiła perspektywa dostatniego życia za cenę przejścia na drugą stronę, jest niestety długa. Nie ma jednak wśród nich ani jednego, który zmieniłby poglądy tak drastycznie, niemal w każdej sprawie, o 180 st., jak Sikorski.

Dla wszystkich – zapewne oprócz samego Sikorskiego – było jasne, że to pójście „po bandzie” spowoduje, iż jego kariera w pewnym momencie się wywróci. Dawna nadzieja antykomunistów schodzi ze sceny jako uosobienie siermiężnego postkomunizmu, najpaskudniejszego karierowiczostwa i zdrady, za którą wszyscy będziemy musieli zapłacić słone rachunki. A przyjdzie czas, że jej tajemnica wypłynie na wierzch, jak poufne rozmowy toczone w Amber Room.

 



Źródło: Gazeta Polska

 

Piotr Lisiewicz