19-letni Piotr Majchrzak to jedna z najmłodszych ofiar stanu wojennego. Sprawcy zbrodni nigdy nie zostali ukarani. W 1992 r. ekspertyzę korzystną dla zomowców wydała prof. Barbara Świątek. Jak odkryła dr Agnieszka Łuczak z poznańskiego IPN, „ekspertyza” była nieważna – wbrew kłamliwej adnotacji w aktach nie było na niej podpisu drugiego biegłego. Brakowało też pieczątki szefa zakładu medycyny sądowej - ujawnia „Gazeta Polska”.
– Nie miałam i nie mam absolutnie zaufania do pani Świątek. To, co napisała, sprawiło ból nam, jego bliskim. Wiem, że mojego Piotrusia zabili zomowcy. Upewniło mnie w tym tuszowanie tej zbrodni od pierwszych godzin po jej dokonaniu – mówi „Gazecie Polskiej” Teresa Majchrzak, matka ofiary stanu wojennego.
Dwa nieszczęśliwe przypadki
„Gazeta Polska” przypomina, iż
o Barbarze Świątek głośno było przy okazji śledztwa smoleńskiego, a także po tym, jak w 2011 r. podpisała się ona pod orzeczeniem w sprawie śmierci innej ofiary komunizmu – Stanisława Pyjasa. Podobnie jak w przypadku Piotra Majchrzaka, potwierdziło ono ustalenia… komunistycznego śledztwa
. „Obrażenia stwierdzone u Stanisława Pyjasa powstały w wyniku upadku z wysokości, do którego doszło w miejscu znalezienia zwłok”; ekspertyza
„nie wskazuje na inne okoliczności obrażeń ciała i mechanizmu zgonu Stanisława Pyjasa” – Świątek podpisała się pod tą opinią, różniącą się radykalnie od ustaleń m.in. ekspertów z zakładów medycyny sądowej w Katowicach i Lublinie.
W 1991 r. Prokuratura Wojewódzka w Poznaniu podjęła ponownie śledztwo w sprawie śmierci Piotra Majchrzaka. W 1992 r. przeprowadzenie ekspertyzy w tej sprawie powierzono specjalistom z Zakładu Medycyny Sądowej z Wrocławia.
Świątek, wyłącznie na podstawie dawnej dokumentacji z Poznania, uznała, że śmierć spowodowało ostrze parasola.
Opinię oficjalnie miał sporządzić Zespół Opiniujący w składzie: dr hab. Barbara Świątek i doc. dr hab. Jerzy Wroński. Jednak, jak zauważyła dr Agnieszka Łuczak z poznańskiego IPN,
na dokumencie znajdował się wyłącznie podpis Świątek.
W opinii w aktach sprawy sporządzono dość kuriozalny dopisek, iż „Na oryginalnym rękopisie, który będzie przechowywany w Zakładzie Medycyny Sądowej AM we Wrocławiu, znajduje się podpis doc. dr. hab. Jerzego Wrońskiego”.
Historyk z poznańskiego IPN postanowiła zweryfikować tę informację.
– Po sprawdzeniu w Zakładzie Medycy Sądowej Akademii Medycznej we Wrocławiu okazało się, że na oryginale dokumentu również brak wymaganego podpisu drugiego biegłego – mówi „Gazecie Polskiej” dr Agnieszka Łuczak. Profesor Wroński, neurochirurg, zmarł w 2011 r.
Jak stwierdza
, oznacza to, że opinia ta jest nieważna, gdyż nie jest podpisana przez zespół biegłych (a taka była decyzja prokuratury), do czego obliguje przepis art. 177 par. 1 ówczesnego Kodeksu postępowania karnego. – Pod opinią brakuje również podpisu kierownika Zakładu, do czego również zobowiązywał ówczesny kpk. Opinia ta zatem nie powinna być wykorzystana przez prokuratora jako materiał dowodowy – stwierdza Łuczak. O swym odkryciu pisze w artykule „Sprawa śmierci Piotra Majchrzaka. Fałszerstwa, fakty i kontrowersje” w majowym numerze pisma IPN Pamięć.pl.
Świstek uznany za dowód
Opinię Świątek podważył biegły z Poznania, który przeprowadził w 1982 r. badania z autopsji, twierdząc, że
dokonano nadinterpretacji sporządzonej przez niego dokumentacji. Trzecią ekspertyzę wydali biegli z Gdańska, którzy za bezpośrednią przyczynę obrażeń mózgu uznali „bezwładny upadek do tyłu na twarde podłoże” na skutek ciosu zadanego np. parasolem lub pałką milicyjną.
O dziwo, w postanowieniu o umorzeniu śledztwa w sprawie pobicia Piotra Majchrzaka niebezpiecznym narzędziem z 1992 r. prokurator Danuta Profaska
uznała za ważną opinię Świątek wbrew przepisom kpk. W umorzeniu napisała:
„Powołano zespół biegłych w osobach dr hab. Barbary Świątek i doc. Dr. hab. Jerzego Wrońskiego z ZMS we Wrocławiu”.
Podczas śledztwa nie przesłuchano w ogóle osób, które w nowej sytuacji politycznej (po zmianach 1989 r.) mogłyby zmienić złożone wcześniej w 1982 r. (i zapewne wymuszone) zeznania. Nie wezwano na przesłuchanie osób, które były najbliżej pobicia – Mariana O., Lidii S. oraz Ewy Sz. – kasjerki z restauracji WZ uczestniczącej w wizji lokalnej w śledztwie w latach 80. Mimo przesłuchania okolicznych mieszkańców, nie wezwano do złożenia zeznań lokatorów kamienicy naprzeciwko restauracji WZ, do których dotarły w 2001 r. dziennikarki Maria Blimel i Wanda Wasilewska.
Lokatorzy ci przyznali, że widzieli pobicie przez ZOMO.
Jednocześnie mimo opinii, które dopuszczały parasol jako narzędzie zbrodni, prokurator ani nie przesłuchała, ani nie sformułowała nawet podejrzeń wobec Mariana O. (mężczyzny z parasolką) – uznając, że materiał dowodowy jest niewystarczający. Ustalenie, którzy funkcjonariusze ZOMO i WSW brali udział w zdarzeniu, okazało się wówczas niemożliwe, gdyż dokumentacja służbowa została zniszczona. Śledztwo umorzono w 1992 r., stwierdzając, że nie da się wskazać sprawcy przestępstwa.
Więcej w najnowszym numerze tygodnika „Gazeta Polska”
Źródło: Gazeta Polska
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Piotr Lisiewicz