– Największe kontrowersje mógł budzić stylizowany na Marksa, Engelsa i Lenina szablon przedstawiający Miedwiediewa, a także Putina, który ma domalowane wąsiki jak Hitler. Domyślam się, że białoruskie władze nie były w pełni świadome, co znajduje się na ekspozycji – mówi Gabriel Kayzer, współautor mińskiej wystawy „Street art” i dziennikarz „Gazety Polskiej Codziennie”.
- Nie jesteśmy twórcami wystawy w pełnym tego słowa znaczeniu. Po prostu prezentujemy zdjęte z warszawskich i tbiliskich murów najciekawsze szablony, które odbiliśmy na specjalnie przygotowanych przez nas ścianach z czerpanego papieru, imitujących elewacje budynków i ulicznych murów. Na odległość połączyliśmy siły i zaczęliśmy łowy – Gabriel w Warszawie, ja w Tbilisi – powiedział „Codziennej” współautor wystawy, topograf Wiktor Krzysztoporski. I dodał, że szablon jest integralną dziedziną swobodnej, ulicznej twórczości i jest idealną formą dla każdego człowieka, który ma ochotę przekazać coś światu.
Na ulicach Mińska każdy szablon jako przejaw wolności słowa jest szybko zamalowywany przez służby porządkowe. Tym bardziej dziwi zgoda białoruskich władz na tę wystawę.
– Do ostatniej chwili nie byłem pewny, czy muzeum nie wycofa zgody na wystawę. W końcu widnieją na niej szablony niezgodne z polityczną i historyczną wizją białoruskiego reżimu. Niektóre warszawskie szablony wystawiane w białoruskim muzeum przedstawiają postać powstańca warszawskiego z bronią w ręku, podobiznę Eugeniusza Lokajskiego, kotwicę Polski Walczącej, wizerunek zamordowanego przez komunistów ks. Jerzego Popiełuszki czy twarz Lecha Wałęsy. Największe kontrowersje mógł jednak budzić stylizowany na Marksa, Engelsa i Lenina tbiliski szablon przedstawiający Miedwiediewa z opaską na oku, w której wygląda jak pirat, oraz widniejąca obok twarz Putina, który ma domalowane wąsiki jak Hitler – mówi nam Gabriel Kayzer.
– Szablony te znajdują się na warszawskich i tbiliskich ulicach. Teraz zaś znalazły się w państwowym muzeum na Białorusi, w co nadal jest mi trudno uwierzyć. To ewenement. Domyślam się, że białoruskie władze nie były w pełni świadome, co znajduje się na ekspozycji. Najważniejsze jednak, że ekspozycja nie została ocenzurowana. Naszym celem było bowiem wskazanie, jak kultura, historia i polityka odbijają swoje piętno na ulicach prawdziwie wolnych miast. Wydaje mi się, że to nam się udało – mówi „Codziennej” prawnik, politolog i dziennikarz Gabriel Kayzer.
Twórcy nie wzięli żadnego honorarium za ekspozycję. Patronat nad wystawą objął Instytut Polski w Mińsku. „Street art” prezentowany będzie w Mińsku do 7 marca.
TUTAJ - galeria zdjęć z wystawy
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Sylwia Krasnodębska