„Zniewolony. 12 years a slave” Steve’a McQueena to film nominowany aż w dziewięciu kategoriach do Oscara. I niestety wiele wskazuje na to, że głównie ze względu na bolesny temat niewolnictwa, a nie kunszt filmowy - pisze "Gazeta Polska Codziennie".
Początek XIX w. Z Waszyngtonu porwany zostaje czarnoskóry, wykształcony mężczyzna. Przerzucony na południe kraju zostaje niewolnikiem. By przetrwać, musi ukrywać, kim jest, nie może przyznać się nawet do umiejętności pisania, bo za to grozi śmierć
. „Murzyn jest od pracowania, a nie od pisania” – mówi jakby już odruchowo do swojego „właściciela” nasz bohater po wielu latach tułaczki i pracy dla sadystycznych plantatorów. Okrucieństwo niewolniczego systemu objawia się również tym, że setki batów skutecznie zniechęciły czarnoskórych do jakiejkolwiek solidarności. Nie ma mowy o tym, by chronić bitą dziewczynę, bo ceną może być śmierć. Są tacy, którzy otumanieni bólem marzą już tylko o niej… Ten sadyzm pokazany jest w filmie w sposób chwytający za serce. Ale to, przykro pisać, nie jest przecież tak trudno osiągnąć. To wszystko już było
. Film nie tylko jest za długi i pełen metafor, które w pewnym momencie stają się nie do zniesienia. Nieudanym zabiegiem, obniżającym loty całego dzieła, jest umiejscowienie pod koniec opowieści postaci, która nagle, ni stąd, ni zowąd, zaczyna sypać złotymi myślami. I prezentować w pigułce te wszystkie refleksje o Bogu, Sądzie Ostatecznym i niesprawiedliwości, które powinny pojawiać się w głowie w trakcie seansu i które przede wszystkim powinny być naturalnie wplecione w fabułę. Reżyser najwyraźniej nie potrafił tych najważniejszych wartości pokazać. Musiał po prostu umieścić aktora, który nagle stanie na planie zdjęciowym i je wyrecytuje.
Trudno to ocenić inaczej jak kompromitację twórców tego pomysłu.
Więcej w "Gazecie Polskiej Codziennie".
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Sylwia Krasnodębska