Chodzę nocą po Majdanie. Miasteczko namiotowe wręcz rośnie w oczach. Skala protestów na tym placu zaczyna przypominać wydarzenia z czasów pomarańczowej rewolucji. Miasteczko jest zamieszkane przez tych, co trwają na majdańskim posterunku przez całą noc, mimo zimna i niewygody. Są ich tysiące - relacjonuje z Kijowa Dawid Wildstein.
Miasteczko rozrasta się w miarę symetrycznie za główną sceną, wzdłuż osi łączącej dwa punkty – wielką kolumnę na środku Majdanu i pomnik Archanioła Michała. Można stwierdzić, że ma dwa punkty centralne – ławy z ciepłymi ubraniami, rozdawanymi potrzebującym demonstrantom, oraz prowizoryczną kaplicę, w której z kilku kartonów wystaje piękny krzyż.
Jednym z ciekawszych i bardziej malowniczych elementów miasteczka namiotowego na Majdanie jest
obecność grup masywnych mężczyzn w mundurach wojskowych. To w większości byli żołnierze, ukraińscy weterani wojny w Afganistanie.
Nie bardzo chcą opowiadać o swoim pobycie w Azji. Jeden z nich nosi pasztuńską czapkę -
„ściągnąłem oczywiście z żywego, żeby było jasne”. Inny, opowiadając o sobie, stwierdza uroczo bezpośrednio:
„tak, byłem w Afganistanie. Gdzie konkretnie – nigdzie. A tam, gdzie byłem, to nikt nie może wiedzieć”. Jego twarz przecina w poprzek blizna. W swoich opowieściach wciąż powracają do wątku bitych przez Berkut ukraińskich dzieci. Pytam się jednego z weteranów, Walentina, czy poradzą sobie z Janukowyczem.
„Wiesz, nikt nie chce wojny, ale jak oni zmienią zdanie, to będą ją mieli. I zapewniam cię, że nie uciekniemy”. Wśród grupy weteranów góruje były pułkownik piechoty morskiej w czapce swojej formacji, z czerwoną gwiazda i młotem. Niechętnie daje sobie robić zdjęcia i powarkuje pod nosem. Kolejne paradoksy ukraińskiego Majdanu –
byli sowieccy żołnierze, z symbolami komunistycznymi na mundurach, broniący demokracji i chcący Unii Europejskiej.
Ale warto, poza ich malowniczością, zwrócić uwagę jeszcze na jeden element. Tak spora grupa byłych wojskowych pozwala lepiej zrozumieć reakcję byłych szefów Berkutu, którzy potępili aktualne działania tej służby, „uderzające w naród ukraiński”. Wiele wskazuje na to, że nie jest to tylko „spontaniczna potrzeba serca” (nie ujmując niczego szczerości ich emocji) tych ludzi. Na pewno część byłych wojskowych jest wynajmowana do obrony Majdanu.
Jeden z nich, Zenowij (który każe mówić do siebie Zenek), okazuje się fanem Polski i naszej kultury. Rozpływa się nad „Alternatywami” i „Misiem”. To zresztą zaskakujące, jak często z rozmów na Majdanie wynika, że Ukraińcy wychowali się na naszych kultowych filmach. Zenowij mówi, że podziwia nas za to, iż potrafimy szanować naszą narodową tożsamość. Gdy opowiadam mu o obecnej sytuacji w Polsce, śmieje się i mówi -
„spójrz na to, jak nas podzieliła władza”.
Zenowij nie ufa politykom, w tym przywódcom opozycji. Przyjechał tu dla siebie. Uważa, że Swoboda dzieli kraj na Zachód i Wschód. Zaufałby Kliczce, gdyby wiedział, skąd ten się wziął w polityce – ale to nie jest dla niego pewne. O Jaceniuku nie myśli w ogóle. Gdy mowa o drażliwych kwestiach historycznych polsko-ukraińskich, stwierdza, że teraz nie chce o nich rozmawiać, bo „czas iść do przodu”. To zresztą stały motyw dyskusji z uczestnikami protestów o naszej wspólnej, tak często krwawej historii –
poza skrajnymi nacjonalistami po prostu odmawiają dyskusji o przeszłości i np. ludobójstwie UPA.
Taka ambiwalencja wobec przywódców opozycji, jak ta prezentowana przez Zenowija, jest właściwie powszechna na Majdanie – oczywiście wśród tych, którzy nie noszą partyjnych emblematów.
Podobnie reaguje większość pytanych przeze mnie młodych. Dwóch Bohdanów, 20-latków stojących przy przewróconej beczce z żarzącym się węglem, mówi jasno -
„to także są ludzie związani z oligarchią. Są lepsi od Janukowycza, ale to nadal oligarchia”. W podobnym tonie wypowiada się także 20-latek Jura. W dyskusjach z młodzieżą powraca również wątek ewentualnej walki.
„Nie będziemy uciekać” - powtarza Bohdan, niczym weteran z Afganistanu.
Ten brak zaufania do przywódców opozycji nie powinien dziwić, zważywszy na samą dynamikę i genealogię protestów na Majdanie. W końcu można powiedzieć, że to opozycja się do nich dołączyła, a nie je sprowokowała. Przez długi czas były one apartyjne.
Dziś też znaczna część protestujących uważa całość sfery politycznej za skorumpowaną i oczekuje nowości politycznej.
Mimo że moi dyskutanci nie mają wcale różowej wizji Unii Europejskiej, to właściwie wszyscy pokładają wielkie nadzieje w związku z odbywającym się w Kijowie szczytem OBWE. Cechuje ich ogromna wiara w to, że Zachód ich nie opuści. I w tym aspekcie protestujący na Majdanie naprawdę przypominają tych, co tworzyli pierwszą Solidarność.
Tymczasem pod sceną przez całą noc ludzie śpiewają i tańczą. Ciekawe rzeczy dzieją się też w Kijowie i w reszcie Ukrainy. W stolicy samochody demonstrantów zablokowały w nocy główną siedzibę Berkutu. W wiosce Wasylkiew mieszkańcy, wychodząc tłumem na szosę przebiegającą przez środek tej miejscowości, uniemożliwili przejazd kolumnie wozów ukraińskich służb porządkowych zdążającej do Kijowa.
Władze ukraińskie reagują na fakt obecności cudzoziemców na Majdanie. Gruzińscy studenci są wyrzucani z kijowskiego uniwersytetu, a przed polską ambasadą miała miejsce manifestacja
tituszek (młodych, zamaskowanych dresiarzy – zwolenników Janukowycza).
Dziś o godz. 10 i 11 czasu ukraińskiego ogłoszona zostanie formalnie „bezprawność” okupacji budynków administracyjnych w Kijowie. O godz. 10 gabinetu ministrów, a o 11 - ratusza. Te różne godziny mają zapewne uniemożliwić opozycji koncentrację sił w jednym miejscu.
Ta decyzja da możliwość legalnego użycia siły przez władzę, a także wyciągnięcia konsekwencji prawnych wobec organizatorów i uczestników.
Wydaje się jednak wątpliwe, by w ciągu najbliższych dwóch dni doszło do rozwiązania siłowego, skoro w Kijowie właśnie trwa szczyt OBWE.
Źródło: niezalezna.pl
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Dawid Wildstein