Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Niech Rosja nas przeprosi - mówi Anna Fotyga w rozmowie z "GPC"

To rząd powinien 11 listopada zapewnić ochronę rosyjskiej ambasady w Warszawie.

Tomasz Hamrat/Gazeta Polska
Tomasz Hamrat/Gazeta Polska
To rząd powinien 11 listopada zapewnić ochronę rosyjskiej ambasady w Warszawie. Skoro zaś polskie władze przeprosiły za ten incydent, teraz należy domagać się symetrycznej reakcji po stronie Federacji Rosyjskiej w związku z atakiem na polską ambasadę w Moskwie – mówi Anna Fotyga w rozmowie z "Gazetą Polską Codziennie".

Podczas Marszu Niepodległości spłonęła budka strażnika przed ambasadą rosyjską. Jak oceniać ten incydent, który jest dziś przedmiotem medialnej debaty?
Trzeba wyraźnie stwierdzić – niedobrze, że doszło do wspomnianego przez panów incydentu. Zwrócę jednak uwagę, że to na władzy ciąży obowiązek ochrony placówek innych państw. Wynika to zresztą z tzw. konwencji wiedeńskiej, którą w swoich działaniach dyplomatycznych wobec Rosji tak chętnie rząd się podpiera. Było oczywiste, że w sytuacji, gdy tego typu marsz przechodzi obok jakiegokolwiek budynku czy miejsca, które wzbudza wśród jego uczestników emocje, powinno ono być silnie chronione przez państwowe służby porządkowe. Dotyczy to zwłaszcza placówek dyplomatycznych innych państw. Żadne uzgodnienia z organizatorami marszu nie zwalniają władzy publicznej z tego zobowiązania o charakterze międzynarodowym. Wiemy, że władze Federacji Rosyjskiej potrafią takie wydarzenia wykorzystywać na arenie międzynarodowej. I teraz robią to z dużą szkodą dla wizerunku Polski. Od dłuższego czasu istniało przecież wiele przesłanek pozwalających sądzić, że przed ambasadą Federacji Rosyjskiej może dojść do spięć. Jak widać jednak, ochrona tej placówki była niewystarczająca. A za to odpowiada nasza władza.

Może jednak władza chciała tego incydentu? Może taka sytuacja jest jej na rękę – znów można straszyć faszyzmem i przepraszać Rosjan…
Dość uważnie słuchałam oświadczeń rządowych w sprawie 11 listopada, zwłaszcza tych wypowiadanych przez ministra Sienkiewicza. Pamiętam, że byłam zdumiona faktem, iż ogłoszono, że marsz nie będzie miał silnego zabezpieczenia policyjnego, ponieważ jego zabezpieczenie biorą na siebie organizatorzy. Uznałam to za co najmniej lekkomyślność i brak profesjonalizmu. Ale można by snuć rozliczne inne przypuszczenia.

Czyli co powinniśmy teraz zrobić?
Przede wszystkim przeprowadzić drobiazgowe śledztwo w sprawie tego incydentu. Mogliśmy mieć do czynienia z prowokacją. Wiadomo przecież, że Polska nie jest dobrze chroniona kontrwywiadowczo. Nikt też nie chce wskazywać winnych wśród rządu – np. mówić o odpowiedzialności ministra Bartłomieja Sienkiewicza – mimo że wydaje się ona dość prawdopodobna.

A czy wina nie leży też po stronie organizatorów Marszu Niepodległości? Przecież to oni ustalali trasę marszu.
Organizatorzy marszu wykazali się co najmniej dużą naiwnością. Uczestniczę od bardzo dawna w marszach organizowanych przez Prawo i Sprawiedliwość, przez kluby „Gazety Polskiej”, środowiska angażujące się w obronę telewizji Trwam i wiem, jak olbrzymi jest to wysiłek organizacyjny. Zawsze wymaga to współpracy z policją. W ten sposób, a także przy pełnej kontroli nad zgromadzeniem można wykluczyć wystąpienie jakichś poważniejszych aktów agresji podczas marszu. Oczywiście zachowanie policji nie może być agresywne. Jednak obecność jej sił jest niezbędna. Jeśli się nie mylę, organizatorzy Marszu Niepodległości świadomie z tej obecności zrezygnowali.

Jak Pani ocenia reakcję ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego na incydent przed ambasadą rosyjską?
Minister Sikorski niezwłocznie przyznał, że Polska naruszyła postanowienia konwencji wiedeńskiej, co nie było konieczne przy składaniu wyrazów ubolewania. Zapomniał jednak dodać, w jaki sposób to naruszenie się odbyło. Otóż, to przede wszystkim rząd powinien zapewnić odpowiednią ochronę rosyjskiej placówki dyplomatycznej w trakcie wydarzeń, jakie rozgrywały się podczas 11 listopada w Warszawie.

Reakcja polskich władz była więc przesadna?
W relacjach międzynarodowych o pewne sprawy nie należy się wykłócać. Jak już stało się coś takiego, jak spalenie budki strażnika przed ambasadą obcego państwa i race na jej terenie, wyraziłabym po prostu ubolewanie. I to powinno zamknąć katalog tego typu działań dyplomatycznych. Rząd Federacji Rosyjskiej, który podobno wreszcie ma w ośrodkach władzy w Polsce przyjaznych partnerów, powinien te wyrazy ubolewania przyjąć, nie eskalując napięcia. Dzieje się jednak inaczej.
Przyznam, że bardzo zaniepokoiła mnie jeszcze jedna kwestia. Otóż oficjalni przedstawiciele Federacji Rosyjskiej (Michaił Margielow, przewodniczący komisji spraw zagranicznych Rady Federacji), podobnie jak Donald Tusk, Bartłomiej Sienkiewicz i polscy dziennikarze tzw. głównego nurtu, przypisywali Jarosławowi Kaczyńskiemu pośredni lub bezpośredni udział w inspirowaniu tych wydarzeń. To zadziwiająca zbieżność poglądów. I absurdalna, wziąwszy pod uwagę, że w tym czasie premier Jarosław Kaczyński w spokoju i poważnie manifestował w Krakowie. Przypominam, że kilka dni wcześniej ministrowi Sienkiewiczowi decyzja Prawa i Sprawiedliwości o przeniesieniu obchodów do Krakowa nie przypadła do gustu. Dlaczego? Jakie zamysły rządu utrudniała?

A jak władze polskie powinny zareagować na wczorajszy atak na polską ambasadę w Moskwie?
Skoro polskie władze przeprosiły za incydent w Warszawie, teraz należy domagać się podobnej reakcji po stronie Federacji Rosyjskiej.

Ale czy obecna polska ekipa rządząca, szczególnie szef MSZ, jest w stanie prowadzić podmiotową politykę czy dyplomację w stosunku do strony rosyjskiej? Niewiele na to wskazuje.
Cóż, taka już uroda ministra Sikorskiego. Jednak symetria we wzajemnych stosunkach musi być bezwzględnie zachowana – musimy się domagać przeprosin ze strony rosyjskich władz.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

 

Jakub Pilarek,Dawid Wildstein