Poproszono mnie, żebym napisał z okazji Zaduszek krótkie wspomnienie o Pawle Paliwodzie. Znałem Go niedługo. Losy tak dziwnie się potoczyły, że zostałem jego szefem, choć właściwie przez cały okres naszej znajomości to ja się od niego uczyłem.
Pamiętam, że gdy wpadał do redakcji, zawsze chodziliśmy na balkon i rozmawialiśmy. Bardzo brakuje mi tych spotkań. Takie wspominki zawsze są wyrazem hołdu dla tego, który odszedł. A że Paweł Paliwoda był nie tylko świetnym felietonistą, ale i wspaniałym gawędziarzem, dlatego zamiast zwykłego wspomnienia, chciałbym przytoczyć jedną z naszych ostatnich rozmów. Dotyczyła ona śmierci i tego, w jaki sposób zaczyna to zjawisko opisywać współczesna kultura szeroko pojętego Zachodu. Więc wpisuje się w klimat tych dni.
Nastaje era Judasza
Paweł Paliwoda sądził, że europejska cywilizacja powoli odrywa się od swoich korzeni, wchodząc ponownie w mroki barbarzyństwa. Jednym z elementów tej degeneracji jest zmiana podejścia do śmierci.
Podczas naszej dyskusji w redakcji Paweł Paliwoda wskazał, że Europa powoli zapomina o jednym z najważniejszych odkryć wiary opartej na Piśmie Świętym - świadomości, że śmierć nie jest końcem, że jest także sposobem, w jaki można reprodukować wartości. Że w śmierci może tkwić także nadzieja na zmartwychwstanie. W ten sposób śmierć nigdy nie jest ostatecznym końcem. Zawsze tkwi w niej nadzieja na nowe życie. Śmierć zmusza do refleksji, wyrywa człowieka ku temu, co może przetrwać nawet biologiczny koniec - do tego, co święte i niezmienne. Gdy człowiek zapomni o tym, gdy zacznie traktować śmierć jako kres, zostanie zamknięty tylko w tym, co tu i teraz. A takiego człowieka łatwiej kontrolować. Ponieważ traci on z oczu widok tego, co przerasta państwo, władzę i politykę.
Paweł Paliwoda uwielbiał arcydzieło Michała Anioła, „Pietę” z Bazyliki św. Piotra. Uosabiała ona dla niego prawdę, która była jednym ze źródeł cywilizacji europejskiej. Matka opłakuje swojego syna. Cierpi. Ale nawet w tym przerażającym smutku, w świadomości okrucieństwa śmierci, tkwi zalążek wieczności. Nadzieja na zmartwychwstanie. A dziś? Zostało to zastąpione dyniami z Halloween. Ginie tak powaga śmierci, jak i nadzieja z nią związana.
Pamiętam puentę naszej dyskusji. Idąc tropem felietonisty Jana Walca, uznaliśmy, że gdyby dziś tworzono pietę, w jej centrum byłby faktycznie Judasz. Nie tylko dlatego, że dzisiejsza cywilizacja zapomniała co to zdrada. Także dlatego, że Judasz nie zmartwychwstał. Jego ciało zgniło i zostało pożarte przez robaki.
Paweł poprawia Andersena
Ale nie tylko kiczowate dynie na Halloween są elementem banalizowania śmierci. Innym jest też przesadne idealizowanie tych, którzy odeszli. Tworzenie z nich cukierkowych postaci.
Paweł Paliwoda chciał, by godność i szacunek, związane z tragedią śmierci, oddawane były tym, którzy naprawdę odeszli. Nie zgadzał się na kłamstwo. Napisał kiedyś wspaniały felieton - prawdziwą historię dziewczynki z zapałkami. W opowieści Paliwody była nią brudna, zagubiona i chora młodociana prostytutka. A jednocześnie i dla niej dostępna była świętość. I dla niej w śmierci tkwiła nadzieja. Tak Paliwoda kończył swoją opowieść: „I w jednym tylko Andersen w swojej opowieści zdał z wydarzeń relację wierną. To miłość, którą dziewczyna darzyła jedyną bliską jej osobę - babcię. W momencie, gdy śmierć zakładała jej sznur na szyję, dziewczyna zobaczyła dokładnie to, co także zobaczył i napisał Andersen: »Babunia nigdy przedtem nie była taka piękna i taka wielka; chwyciła dziewczynkę w ramiona i poleciały w blasku i w radości wysoko, wysoko; a tam już nie było ani chłodu, ani głodu, ani strachu - bowiem były u Boga«”. To chyba piękna wskazówka dotycząca tego, jak powinniśmy rozumieć czas Wszystkich Świętych i Zaduszek. I wspomnijmy przy okazji też Pawła Paliwodę, człowieka, który odszedł od nas uczciwy, a nie jako karierowicz i knur z dobrego towarzystwa.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Dawid Wildstein