Dlaczego rząd nie próbował wpłynąć na zmianę terminu rozpoczęcia szczytu klimatycznego w Warszawie? Wszystko wskazuje na to, że mimo realnego zagrożenia wynikającego ze zbieżności dat szczytu klimatycznego z obchodami Święta Niepodległości 11 listopada polski rząd nie podjął żadnych działań ws. zmiany terminu - wynika z ustaleń "Gazety Polskiej Codziennie".
Nie widzę nadmiernego niebezpieczeństwa związanego ze startem konferencji klimatycznej 11 listopada – powiedział wczoraj minister środowiska Marcin Korolec. Dodał, że
wybór daty nastąpił w 2008 r. i był decyzją ONZ-etu. Rzeczywiście, ustalenia sprzed pięciu lat wskazują dzień 11 listopada jako datę rozpoczęcia szczytu klimatycznego. Nie jest natomiast prawdą, że resort, zgłaszając w grudniu 2012 r. Warszawę jako gospodarza, nie mógł wnioskować o zmianę daty.
Ustalenia były bowiem zmieniane w wypadku konferencji w Kopenhadze (2009 r.) i Katarze (2012 r.).
– Strona polska ze względu na to, że 11 listopada jest w Polsce świętem narodowym, mogła uzyskać przesunięcie terminu rozpoczęcia szczytu na 12 listopada. Jeżeli rząd, zgłaszając Warszawę w listopadzie 2012 r., nie znał daty rozpoczęcia, mógł jeszcze w czerwcu 2013 r. podnieść tę sprawę podczas obrad Sekretariatu Konwencji Klimatycznej w Bonn – mówi klimatolog dr Marek Chabior, ekspert NSZZ „Solidarność” ds. analizy społeczno-gospodarczych skutków wdrożenia unijnego pakietu klimatyczno-energetycznego.
– Wszystko zależy od dobrej woli rządu. Jeżeli nic nie zrobi, żeby przesunąć datę szczytu, będzie to oznaczało, że liczy na zamieszki – komentuje poseł PiS‑u Ryszard Czarnecki.
Innego zdania jest natomiast Małgorzata Kidawa-Błońska z PO. –
To okazja do tego, by ludzie przyjeżdżający w tym czasie do Polski dowiedzieli się więcej o naszej historii – mówi.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Dorota Łomicka