Sytuacja polskich finansów publicznych stała się dramatyczna. Ostatnie dni potwierdziły oczekiwane od miesięcy przez większość ekonomistów faktyczne przyznanie się rządu do nadchodzącej katastrofy budżetowej - informuje "Gazeta Polska".
Gdy dochody z podatków okazały się znacznie mniejsze od zaplanowanych, rząd ogłosił rychłą nowelizację budżetu.
Tegoroczny deficyt ma zostać zwiększony o kolejne 16 mld zł (zatem
do poziomu ponad 51 mld), a wydatki obcięte o 8,5 mld zł. Ponadto zapowiedziana nowelizacja ustawy o finansach publicznych zawieszałaby w tym i 2014 r. działanie 50-proc. progu ostrożnościowego (relację długu publicznego do PKB), a także reguły wydatkowej (wydatki mogą rosnąć nie więcej niż wysokość inflacji plus 1 proc.).
–
Kryzys strefy euro okazał się bardziej długotrwały, niż się spodziewaliśmy – próbował tłumaczyć dziennikarzom po posiedzeniu rządu minister
Rostowski. –
Wobec tego na potrzeby ożywienia polskiej gospodarki decydujemy się dzisiaj na bardzo silny impuls stymulacyjny, który poprzez zwiększenie deficytu bieżącego zasili polską gospodarkę o ok. 1 proc. PKB. Kluczową rolę odegrają oszczędności wygospodarowane przez poszczególne resorty, stanowiące ok. 0,5 proc. PKB – dodał.
Rostowski stracił panowanie nad systemem
Co kryje się za tymi liczbami? Pytani przez nas politycy i ekonomiści nie mają złudzeń, że
finanse publiczne znalazły się w dramatycznym stanie. Środowiska pracodawców dodają, że ostatnie działania rządu obliczone są jedynie na bieżące łatanie dziury budżetowej, a finanse publiczne wciąż czekają na gruntowną reformę.
Suchej nitki na rządzie nie zostawia poseł Zbigniew Kuźmiuk (PiS): –
Mówiąc o jakiejś „stymulacji” budżetowej, Rostowski kłamie w żywe oczy. Tnie wydatki na 8,5 mld zł. A przecież powiększenie deficytu oznacza, że te wydatki zaplanowane finansuje nie z dochodów podatkowych, tylko ze zwiększonego deficytu. O jakiej więc stymulacji mowa?
Zdaniem Kuźmiuka sytuacja polskich finansów staje się coraz bardziej dramatyczna. –
Ujawniono nam chyba tylko czubek góry lodowej. W rzeczywistości wszystko wygląda jeszcze gorzej. Brakuje łącznie 30 mld zł. W czerwcu NBP wpłacił bowiem do budżetu 5,3 mld zł z zysku za ub.r. A to nie było planowane. Gdyby więc tego zysku nie było, należałoby mówić o 30-miliardowej dziurze budżetowej.
Poseł przypomniał także, że
wszystkie dochody podatkowe na cały br. miały wynieść ok. 270 mld zł. –
Jeśli więc po upływie pół roku minister finansów myli się o 30 mld zł, tj. o 11 proc., to znaczy, że w ogóle nie panuje nad systemem podatkowym. Ponadto, jeśli mamy spowolnienie gospodarcze, a wpływy z podatku VAT są po I połowie br. niższe o blisko 10 proc. niż w tym samym okresie ub.r., to oznacza, że został zniszczony system VAT – ocenia Kuźmiuk.
Więcej w "Gazecie Polskiej"
Źródło: Gazeta Polska
Maciej Pawlak