Andrzej Trubiłowicz prawie całe życie pływał na statkach rybackich i kutrach. Kiedy w ZUS-ie złożył wniosek o wcześniejszą emeryturę, dowiedział się, że jej nie dostanie, bo… nie był rybakiem. Nie odpuścił. Teraz o swoje walczy w sądach. Na środkowym Wybrzeżu w podobnej sytuacji znajduje się ok. 200 osób.
Wcześniejsza emerytura dla Andrzeja Trubiłowicza, podobnie jak dla wielu jego kolegów, to być albo nie być.
– Zaraz nie będę miał z czego żyć – mówi. Nie żali się, nie narzeka, bo ciężka praca na morzu zrobiła z niego twardego człowieka. – Chodzi mi o to, aby nie robiono ze mnie wariata – dodaje.
Trubiłowicz łowi ryby już od 1977 r., kiedy skończył szkołę. Początkowo pracował w firmach państwowych: m.in. w Barce w Kołobrzegu i Szkunerze we Władysławowie. Był zatrudniony jako rybak, motorzysta i mechanik. Potem pływał na zagranicznych statkach. Wrócił do kraju i założył własną firmę. Zaczynał na jednym kutrze. W najlepszym okresie w jego przedsiębiorstwie pływały trzy jednostki.
Pan Andrzej dzień w dzień pracował na kutrach. A że był szyprem i szefem całej firmy, to po wyładowaniu ryb musiał załatwiać wszystkie sprawy papierkowe. – Ludzie szli do domów, a ja miałem jeszcze dużo roboty – wspomina. Po 16 latach został zmuszony do zamknięcia firmy. Przestało się opłacać. Powód: zagraniczna konkurencja i unijne limity. Ale Trubiłowicz nie siedział z założonymi rękami. Rozpoczął działalność usługową: wędkarstwo morskie. Zabierał wędkarzy na kuter i wypływał z nimi na połowy.
– Niestety i z tego nie dało się wyżyć – przyznaje. Musiał wrócić na statki rybackie.
Po swoich 55. urodzinach policzył lata spędzone na rybołówstwie. Okazało się, że już dawno przekroczył 10 lat pracy w szczególnie trudnych warunkach, które uprawniały go do ubiegania się o wcześniejszą emeryturę.
Złożył papiery w kołobrzeskim ZUS-ie. Osłupiał, gdy dostał odmowną odpowiedź. Zdaniem urzędników wcześniejsza emerytura mu się nie należy, bo nie przepracował 10 lat jako rybak.
W ocenie ZUS u mechanik, motorzysta czy szyper na statku rybackim to nie rybak! – Mało tego, ZUS nie bierze pod uwagę lat, które spędziłem, łowiąc ryby na własnych kutrach – relacjonuje pan Andrzej.
Nie pomagały wyjaśnienia, że na małych jednostkach, a na takich głównie pracował pan Andrzej, wszyscy zajmują się łowieniem ryb. Pracownicy ZUS u byli nieubłagani. W jednym z pism tłumaczyli swoje stanowisko tym, że „
zatrudniony […] na stanowiskach motorzysty i kierownika maszyn nie mógł jednocześnie stale i w pełnym wymiarze czasu pracy wykonywać pracy rybaka morskiego”.
Zdesperowany Trubiłowicz skierował sprawę do Sądu Pracy w Kołobrzegu, a następnie w Koszalinie. Niestety sądy podzieliły stanowisko ZUS u.
Sprawą Trubiłowicza oraz innych rybaków będących w podobnej sytuacji zajął się kołobrzeski poseł PiS u Czesław Hoc. – ZUS i sądy pracy powołują się jedynie na wykładnię Urzędu Morskiego w Słupsku, z której wynika, że stanowisko mechanika i motorzysty kutrowego nie może być utożsamiane ze stanowiskiem rybaka – wyjaśnia Hoc. Zwraca uwagę, że zdrowy rozsądek wskazuje, iż na kutrze, na którym pracuje od trzech do pięciu osób, jeden rybak nie byłby w stanie samodzielnie dokonać połowu ryb. –
W myśl rozumienia ZUS u i sądu pracy na statku rybackim powinni być tylko i wyłącznie rybacy, bez szypra i motorzysty – podkreśla poseł. W interpelacji skierowanej do ministra pracy Hoc wylicza liczne przepisy międzynarodowe i krajowe, które podważają stanowisko ZUS u.
Trubiłowicz ma nadzieję, że te argumenty prawne weźmie pod uwagę Sąd Pracy w Szczecinie, do którego złożył apelację. Czeka także na działania Rzecznika Praw Obywatelskich, do którego skierował sprawę.
Tekst ukazał się we wtorkowej "Gazecie Polskiej Codziennie"
Źródło: niezalezna.pl,Gazeta Polska Codziennie
Wojciech Kamiński