Rewolucja seksualna w podstawówkach » więcej w Gazecie Polskiej! CZYTAJ TERAZ »

Rzeź w Nalibokach – 8 maja 1943 roku

Historiografia sowiecka i białoruska od zawsze lansowała tezę, że za konflikt między Armią Krajową a partyzantką sowiecką odpowiedzialna była strona polska, która na Nowogródczyźnie działała z

Historiografia sowiecka i białoruska od zawsze lansowała tezę, że za konflikt między Armią Krajową a partyzantką sowiecką odpowiedzialna była strona polska, która na Nowogródczyźnie działała zgodnie z „teorią dwóch wrogów”, wymyśloną przez dowództwo AK na tamtejszym terenie. Niestety  „teoria dwóch wrogów” nie była niczyim wymysłem, ale wyjątkowo brutalną rzeczywistością, z którą musieli zmagać się nie tylko żołnierze AK, lecz także polscy mieszkańcy kresowych wiosek.

W Nowogródzkiem

W pierwszym okresie okupacji niemieckiej na Nowogródczyźnie nie było zorganizowanej partyzantki sowieckiej. Dopiero w lecie i jesienią 1941 roku pojawiły się jej zaczątki, w większości złożone z żołnierzy rozbitej przez Niemców Armii Czerwonej. Grupy te, przez swoje bandyckie zachowania, nie miały wsparcia miejscowej ludności, przez co bazowały głównie w rejonach leśnych, a ich niewielki skład powodował, że bardziej myślano o przetrwaniu niż działalności bojowej. Wiosną 1942 r., na skutek działań władz niemieckich, powstały pierwsze oddziały partyzantki sowieckiej, które rozpoczęły działalność zbrojną w kilku powiatach. Początkowo skład osobowy tych grup nie przekraczał kilkuset osób, jednak już w drugiej połowie 1942 r. liczba ich wzrosła do ok. 2600 ludzi. W latach 1942-1943 oddziały te zostały zasilone również przez znaczną liczbę Żydów, chroniących się przed zagładą w lasach Nowogródczyzny.

Wartość bojowa oddziałów sowieckich w początkowym okresie była niewielka. Zdarzało się, że bolszewicy uciekali nawet przed niewielkimi oddziałami policji, a większość operacji zbrojnych przeprowadzono przeciwko formacjom pomocniczym i partyzantce AK. Sowieci dążyli do podporządkowania sobie, lub wręcz zlikwidowania, nielicznych jeszcze polskich oddziałów partyzanckich, a akcje przeciwko Polakom były często połączone z represjami w stosunku do ludności cywilnej, na którą przede wszystkim spadł ciężar aprowizacji coraz większych i brutalniejszych oddziałów czerwonej partyzantki. Początkowo źródłem zaopatrzenia były nie tylko gospodarstwa chłopskie, ale i majątki ziemskie, które jednak dość szybko wyniszczono, co spowodowało, że wyżywieniem oddziałów sowieckich został obciążony wyłącznie miejscowy rolnik. Bardzo często w żywność i odzież Sowieci zaopatrywali się w drodze rabunku, a takim „operacjom gospodarczym” nierzadko towarzyszyły pijaństwo, gwałty i zabójstwa.

W kwietniu 1943 roku w Niecieczy spalono dwór i gospodarstwo Domańskich, mordując przy tym żołnierza AK Aleksandrę Wodziczko „Olę”, a kilka dni później w tej samej wsi sowieci spalili żywcem panią Tarasiewicz „Helenę” z dziećmi. W Dzitrykach zabito Franciszka Czarnela „Gajowego” i Jana Krzywca z dziećmi. W nocy z 30 kwietnia w Worończy w szczególnie bestialski sposób zamordowano czteroosobową rodzinę ziemiańską Czarnowskich, w tym ciężarną Jadwigę Czarnowską, a ich zwłoki spalono we dworze. W maju z rąk bolszewików zginęli AK-owcy: Jan Danejko z folwarku Korosno i bracia Haraburdowie z chutoru Trosiejki. Na pytania miejscowych ludzi, dlaczego to robią, Sowieci odpowiadali: „Mamy rozkaz niszczyć polskich „pamieszczyków”.

Do największej tragedii na Nowogródczyźnie doszło jednak w Nalibokach, pow. Stołpce, gdzie nad ranem 8 maja 1943 roku partyzanci sowieccy z oddziałów stacjonujących w Puszczy Nalibockiej zamordowali 128 mieszkańców tej miejscowości. Jeden z dowódców nalibockiej „samoobrony” Eugeniusz Klimowicz wspominał, że w kwietniu 1943 roku doszło do spotkania przedstawicieli tej samoobrony z Sowietami proponującymi wcielenie jej członków do własnych oddziałów partyzanckich. Polacy zdecydowanie odmówili, dlatego też masakrę w Nalibokach można traktować jako działanie wyraźnie skierowane na rozbicie miejscowych struktur AK. Jak podawał w swoich pamiętnikach por. Adolf Pilch „Góra”, dowódca Zgrupowania Stołpecko-Nalibockiego AK, jednym z powodów pacyfikacji mógł być również fakt, że „za pierwszego sowieta” mieszkańcy Naliboków silnie sprzeciwiali się kolektywizacji, co mieli zapamiętać enkawudziści i politrucy, którzy w 1943 roku zajmowali już eksponowane stanowiska w partyzantce sowieckiej. Atak przeprowadziły Brygady im.: Stalina, Suworowa, Dzierżyńskiego i „Bolszewik”. Według relacji niektórych ocalałych mieszkańców Naliboków (złożonych w śledztwie IPN), w sowieckim oddziale dużą część stanowili Żydzi, w tym członkowie oddziału Tewje Bielskiego, jednak świadkowie nie wskazali na jakich przesłankach opierają swoje twierdzenia.

Sąsiedzi

Do pogrążonych we śnie Naliboków wdarło się około ok. 150 sowieckich partyzantów. Wacław Nowicki, który 8 maja 1943 roku miał 18 lat, do dziś pamięta tamtą tragedię. O świcie Nowiccy, którzy mieszkali na obrzeżach miasteczka, zobaczyli przez okno pierwsze płomienie i usłyszeli gęstą kanonadę... - Była 4.30, może 5 w nocy. Obudził mnie potężny huk. Długa seria z karabinu maszynowego poszła po chałupie. Kule przebiły na wylot belki i przeleciały nad naszymi łóżkami. Pocisk utkwił w ścianie, kilka centymetrów nad moją głową. Usłyszałem wrzaski. Zabarykadowaliśmy się w domu, ale napastnicy pobiegli dalej, w stronę centrum Naliboków. To nas uratowało -.

Inni ocaleli mieszkańcy Naliboków również nie mogą wymazać tego koszmaru z pamięci. 15-letni wówczas Bolesław Chmara wspominał:
- Wywołali mojego starszego o trzy lata brata na ganek. Wyszedł. Wśród nich była kobieta. Podniosła karabin i trafiła go prosto w pierś. To była rozrywająca kula dum-dum. Wyrwało mu całe ramię. Ona wzruszyła ramionami, odwróciła się na pięcie i poszli dalej. Zrabowali, co się dało, a chałupę puścili z dymem.
- Szli przed siebie, wpadali do chałup. Każdego, kogo napotkali na swojej drodze, zabijali z zimną krwią. Dla nikogo nie było litości -  opowiadał inny świadek wydarzeń Wacław Chilicki.

W Nalibokach zamordowano głównie mężczyzn i nastolatków, ale także 10-letnie dziecko i kilka kobiet, z których jedna zginęła, broniąc trzech synów. W kilku przypadkach zabito po 7-8 członków jednej rodziny. Wielu ludzi zamordowano w łóżkach, pozostałych wyprowadzano na podwórza i rozstrzeliwano po kilkunastu, w zbiorowych egzekucjach. Od pocisków zapalających zajęło się kilka chałup, spłonęły także wieża kościelna, poczta i remiza. Zrabowano dużą ilość żywności, koni  i bydła.

- To, co zobaczyliśmy, gdy odeszli partyzanci, przechodziło ludzkie pojęcie. Wypalone budynki. Stosy trupów. Głównie rany postrzałowe, porozbijane głowy, wytrzeszczone w przerażeniu, martwe oczy. Wśród zabitych dojrzałem szkolnego kolegę. Dla młodego chłopaka, jakim wówczas byłem, to był prawdziwy szok. Nie zapomnę tego widoku do końca życia. […] To Żydzi, którzy przed wojną mieszkali wśród nas, brylowali wśród napastników. Doskonale wiedzieli, kto, gdzie mieszka, kto jest kim  - wspominał Wacław Nowicki.

Mieszkańców Naliboków, którym udało się przeżyć sowiecką pacyfikację, wkrótce dotknęła kolejna tragedia. 6 sierpnia 1943 roku do miasteczka wkroczyły niemieckie oddziały prowadzące w Puszczy Nalibockiej operację przeciwpartyzancką pod kryptonimem „Hermann”. Ludność została wymordowana lub wywieziona na roboty do Rzeszy, a wszystkie ocalałe po pierwszej pacyfikacji zabudowania spalono i zrównano z ziemią.

Grzegorz Makus
historyk, twórca strony internetowej „Żołnierze Wyklęci – Zapomniani Bohaterowie”



 



Źródło: