Gazeta Polska: Metoda na reset. O odpowiedzialności w sprawie Odry Czytaj więcej!

Jarosław Kaczyński o Polsce po Euro 2012

„Postawa „Polacy, nic się nie stało” jest dla Donalda Tuska bardzo komfortowa. To stara litania Platformy Obywatelskiej. „Nic się nie stało”, chociaż tracimy prawa pracownicze.

„Postawa „Polacy, nic się nie stało” jest dla Donalda Tuska bardzo komfortowa. To stara litania Platformy Obywatelskiej. „Nic się nie stało”, chociaż tracimy prawa pracownicze. "Nic się nie stało", chociaż tracimy prawa w służbie zdrowia. "Nic się nie stało", chociaż tracimy prawa w sferze oświaty, nauki i kultury. W sprawie Smoleńska także "nic się nie stało"; Rosjanie czy Niemcy chodzą nam po głowie i też "nic się nie stało." Ta postawa jest bardzo groźna i jednocześnie niezwykle praktyczna, pożyteczna z punktu widzenia obecnego systemu.” Z prezesem Prawa i Sprawiedliwości Jarosławem Kaczyńskim rozmawia Samuel Pereira i Grzegorz Wierzchołowski. Część pierwsza wywiadu dla portalu Niezalezna.pl.

Na Euro 2012 obserwowaliśmy wysyp biało-czerwonych flag, tysiące koszulek i czapeczek w barwach narodowych. Jedni nazywają to zjawisko "fajnym" patriotyzmem, inni "piknikowym". Czy możemy mówić o pozytywnym trendzie? Przecież jeszcze niedawno (np. 11 listopada) osobom z biało-czerwonymi flagami przypisywano głównie cechy negatywne?
Lepszy stadionowy czy piknikowy patriotyzm niż żaden. W tym sensie to był dobry okres, ale niestety nie sądzę, by była to trwała zmiana. Budowanie postawy patriotycznej to zadanie nieporównanie dłuższe i bardziej skomplikowane niż organizacja zawodów sportowych. Choć są one pewnym elementem budowania patriotyzmu, narodowej dumy i tożsamości.

W jakim stopniu Euro 2012 i wytworzona wokół mistrzostw atmosfera jest zasłoną dla realnej sytuacji w Polsce?
XX, a po części XIX w., dały społeczeństwu pewne instytucje i normy cywilizacyjne: status pracownika, emeryta, opieka medyczna, komunikacja publiczna, infrastruktura, sieć szkół, poczta czy instytucje kulturalne. To wszystko dziś w Polsce jest w głębokim kryzysie, zapaści. Status pracownika ma połowa pracujących, emerytury mają być na poziomie 400 zł, służba zdrowia jest w tragicznej sytuacji, a ustawa refundacyjna złamała tabu i nakłada na chorych nowy podatek, na zasadzie że lek za 4 zł kosztuje 140. Widzę to na przykładzie mojej mamy, która - gdyby miała żyć z samej emerytury - po prostu nie byłaby w stanie.
Ten stan wynika z całkowitego kryzysu obecnego systemu, który z jednej strony jest postkomunistyczny, z drugiej - opiera się na kilku tezach suflowanych nam na początku lat 90.: wolny rynek wszystko sam ureguluje, państwo jest szkodliwe, kapitał nie ma ojczyzny, polityka gospodarcza jest niepotrzebna. Do tego dochodzi chociażby niechęć do proinwestycyjnego systemu podatkowego. Wszystkie te tezy życie zweryfikowało negatywnie.

Jakie rozwiązanie wobec tego Pan proponuje?
Ten system trzeba zbudować od początku. Jeśli chcemy utrzymać te zdobycze cywilizacyjne, to czeka nas poważna praca budowania systemu na nowo. To jest wymiar wyzwania, przed którym stoimy.

W kampanii z 2007 r. PiS kładł nacisk na walkę z korupcją i układem przestępczo-politycznym, dziś mówi Pan o budowaniu całego systemu na nowo. Te straty po 5 latach rządów PO są tak ogromne?
Rządy PO miały dać Polkom lepsze życie. Rzeczywiście, w pierwszych latach konsumpcja szybko rosła, dziś wiadomo, że na kredyt. Teraz przyszedł czas rozliczenia i rozpoczęło się zwijanie już nie państwa, a cywilizacji – cywilizacyjnego dorobku XX wieku w Polsce. Mówiłem już o tym wyżej. Szeroko rozumiane życie publiczne podlega głębokiej dewastacji. Bilans tych rządów jest naprawdę fatalny, głęboko szkodliwy zarówno na „tu i teraz” jak i na przyszłość. My chcieliśmy państwo unowocześniać, wyzwalać z patologicznych relacji, dawać równe szanse. Dziś też tak byśmy działali bo istota rzeczy pozostała bez zmian: według funkcjonujących schematów nie da się zbudować rzeczywistości "powszechnie występującej pomyślności". Za naszych rządów Polska osiągnęła poziom określany jako wczesny dobrobyt. Musimy tę pracę dokończyć

Litania PO: „Polacy, nic się nie stało”

Euro 2012 dla Polski się skończyło, ale ciągle słyszymy „Polacy, nic się nie stało!”
To hasło jest niesłychanie ważne, bo najlepiej oddaje nie tylko nastawienie sportowe. Ta postawa „Polacy, nic się nie stało” jest dla Donalda Tuska bardzo komfortowa. To stara litania Platformy Obywatelskiej. „Nic się nie stało”, chociaż tracimy prawa pracownicze. "Nic się nie stało", chociaż tracimy prawa w służbie zdrowia. "Nic się nie stało", chociaż tracimy prawa w sferze oświaty, nauki i kultury. W sprawie Smoleńska także "nic się nie stało"; Rosjanie czy Niemcy chodzą nam po głowie i też "nic się nie stało." Ta postawa jest bardzo groźna i jednocześnie niezwykle praktyczna, pożyteczna z punktu widzenia obecnego systemu.

Jak ocenia Pan relacje rządu z Rosją w czasie mistrzostw? Był to cały łańcuch wydarzeń - od słów Joanny Muchy, ostrzegającej Rosjan przed uczestnikami miesięcznicy smoleńskiej, do telefonu Wladimira Putina, któremu Donald Tusk musiał wytłumaczyć się z „chuligańskich” wybryków Polaków.
To kolejny trening w serwilizmie. Rosjanie po prostu wykorzystali tę okazję, by nas po raz kolejny „przeczołgać” i to w sytuacji gdy jesteśmy szczególnie obserwowani przez opinie międzynarodową. Czy to uzależnienie, czy głupota - nie wiem. Chciałbym tylko zauważyć, że taka służalcza postawa - także wobec Zachodu - przed niczym nie chroni: wystarczy spojrzeć, jak przedstawiła Polskę i Polaków telewizja BBC.

Mimo bardzo ugodowej polityki rządu Platformy Obywatelskiej, coraz częściej pojawiają się akcje dyskredytujące Polskę. Widzimy to intensywnie przy okazji Euro 2012. Skąd to się bierze?
Takie państwo w tym miejscu Europy bardzo przeszkadza, bo komplikuje relacje rosyjsko-niemieckie. Polska przy wszystkich zmianach, wciąż jest krajem katolickim przywiązanym do tradycji i unitarnym, co się bardzo nie podoba. To są przyczyny ataków różnych środowisk zewnętrznych.

Hasło „Polacy, nic się nie stało” w polskiej polityce wciąż spotyka się ze sporym społecznym odzewem. Choć protestów jest coraz więcej, a swój sprzeciw manifestują kolejne grupy społeczne, to wielu ludzi wciąż pozostaje w domu. Skąd to się bierze?
Wynika to w dużej mierze z zadowolenia dobrami drugiej kategorii. Pozwoliło ono dużej części społeczeństwa odczuwać pewną namiastkę satysfakcji z życia. Stosunkowo łatwo dziś kupić samochód, telewizor, telefony i różnego rodzaju gadżety, a mieszkania, choć go się nie ma, można wynająć. Łatwy jest dostęp do tzw. rozrywki indywidualnej. Kiedyś, żeby uczestniczyć w wydarzeniu rozrywkowym, trzeba było wchodzić w kontakt ze społecznością, a dziś wystarcza internet i telewizja, owszem, coraz marniejsza, ale ciągle oglądana.

Jak ocenia Pan wpływ internetu na politykę?
Internet z jednej strony daje możliwości, których nie było, chociażby krytykowania rządzących, z drugiej ta krytyka ma charakter rozproszony i nie powoduje reakcji społecznej. Polityczna krytyka w Polsce działa między 19 a 20 w serwisach informacyjnych („Wiadomości”, „Fakty” i „Wydarzenia”) oraz na telewizyjnych paskach informacyjnych. Niestety dziś z internetu, jako narzędzia do pozyskiwania informacji o polityce czynnie korzysta ok. 20 proc. Polaków. Dlatego skuteczna propaganda internetowa, która np. w USA wyniosła do prezydentury Baracka Obamę, w Polsce jest wciąż niemożliwa.

Skąd taka potęga telewizji?
Wielu Polaków uważa, że jeśli w telewizorze jest spokój, to znaczy, że w kraju jest spokój. Innymi słowy: spokojnie jest wtedy, gdy nie ma sporu między władzą a mediami. Na czym polegał "brak spokoju" za naszych rządów? 2006 r. to były najspokojniejsze dwanaście miesięcy po 1989 r. Nic się nie działo, prawie żadnych strajków, a mimo to, dla ludzi był to bardzo niespokojny rok. Tak bowiem przedstawiano rzeczywistość w telewizji. Ból wynikający z dysonansu poznawczego, że inaczej jest w mediach, inaczej w rzeczywistości, dla wielu ludzi jest nie do zniesienia.

Co z telewizją publiczną, która jest nie tylko coraz mniej publiczna, ale też bankrutuje. Jest jeszcze sens o nią walczyć?
Po zdobyciu władzy będziemy musieli zreformować TVP i wprowadzić stałe rozwiązanie: władza ma jeden program, a opozycja drugi. Donald Tusk ma w sercu głęboką niechęć do telewizji publicznej. Wzywał do niepłacenia abonamentu, co jest, nawiasem mówiąc, przestępstwem. Konsekwencje tych apeli ponosimy wszyscy.

O sondowaniu Putina

Jaki państwem mogłaby być Polska?

Państwem wysoko rozwiniętym i co za tym idzie silnym. W Europie liczy się też asertywność i obrona swoich interesów. Kogo łapią drapieżniki? Zawsze te słabsze jednostki, które nie potrafią uciec albo się obronić. Żeby zmienić obecną sytuację, trzeba zacząć od wewnątrz i zmienić nasz status, z klienckiego na podmiotowy. W relacjach zewnętrznych musimy poważnie zabiegać o naszą pozycję. I zacząć od relacji z naszymi sąsiadami. Węgry, cztery razy mniejsze od Polski, mówią: nie będziemy kolonią. My też, z pozycji władzy, musimy powiedzieć jasno: jesteśmy samodzielnym państwem, z samodzielną polityką, z własnymi interesami i celami, które będziemy realizować. Taki sygnał do społeczeństwa, ale też tzw. kancelarii dyplomatycznych świata jest niezbędny.

Co dalej?
To pierwszy krok. Następnym jest polityka zagraniczna dostosowana do okoliczności. Niektóre elementy polityki mojego śp. brata trzeba kontynuować, inne, jak np. Ukraina, na razie odłożyć, gdyż sytuacja jest niesprzyjająca. Na południu jest dziś łatwiej i tam powinniśmy szukać sojuszników.

Na ile polityka zagraniczna to coś stałego, a na ile zależy od okoliczności, geopolityki?
Politykę ofensywną musimy prowadzić cały czas i budować nie tylko status, jako coś trwałego, ale i pozycję, która się zmienia. Jak zaczynaliśmy nasze rządy, sondowaliśmy z Leszkiem możliwość pogłębienia relacji z Rosją, tak jak wymaga sztuka dyplomacji: tajnie. Niestety szybko zorientowaliśmy się , że oni nie uznają naszego statusu i z Rosją absolutnie nic nie da się zrobić. Powiedzieliśmy sobie: w tym pokoleniu bliższa współpraca z Moskwą nie jest możliwa, w związku z tym będziemy utrzymywać z Rosją poprawne stosunki, unikając zaostrzenia ale też o nic nie zabiegając.

Jak wyglądało to sondowanie?
Podjęliśmy próbę bezpośredniego spotkania z Putinem. Otrzymaliśmy odpowiedź: tak, ale tylko na 10 minut i po niemiecku albo rosyjsku. To było bardzo charakterystyczne. Zdaliśmy sobie sprawę, że Rosjanie podbijają stawkę, żeby zobaczyć, ile możemy ustąpić. Dla nich niestety wyciągnięcie ręki okazuje się okazją do licytowania partnera w dół. To jest niezwykle ciężki partner.

Czy były inne tego typu działania pańskiego rządu?
Sondowaliśmy również możliwość zmiany relacji z Białorusią. Rozmowy - całkowicie poufne - prowadził wówczas śp. Władysław Stasiak. Tutaj też zorientowaliśmy się szybko, że Łukaszenka nie jest gotowy prowadzić polityki umiarkowanej, nawet w ograniczonym zakresie.

Polityka zagraniczna PiS w jednym zdaniu to Polska silna, ale otwarta na nowe rozwiązania na arenie międzynarodowej?
Tylko taka Polska mogłaby przełamywać obecną sytuację. Trzeba zręcznie grać, ale i nie dać się degradować na arenie międzynarodowej. Społeczeństwo trzeba konsolidować, a nie rozbijać. W Polsce musimy się obronić się przed poprawnością polityczną, która u nas przybiera formę galopującej palikotyzacji, odrzucenia zasad i wartości. Musimy również ochronić naszą elementarną suwerenność. W Unii Europejskiej coraz częściej pojawia się pokusa wpływania na obywateli krajów członkowskich bezpośredniego ingerowania w proces demokratyczny. To bardzo niebezpieczne. Mimo powiększających się uprawnień Unii musimy tę podstawę suwerenności obronić.

3 kroki rządu PiS

Mówi Pan o gruntownej przebudowie państwa. Jakie byłyby pierwsze trzy kroki pańskiego rządu?
Najpierw trzeba zdobyć władzę i usprawnić system finansowy. Mamy gotowe ustawy finansowe. To pierwszy proinwestycyjny projekt, który z jednej strony pozwoli szeroko rozwinąć skrzydła polskim przedsiębiorcom a z drugiej radykalnie ogranicza sfery unikające płacenia podatków. Chodzi chociażby o centra handlowe, banki i inne potężne grupy wykręcające się od płacenia podatków w Polsce. System podatkowy to dziś zardzewiała, wręcz omszała maszyna, która skrzypi i się rozsypuje.

Krok drugi?
Cofnięcie przymusu pracy do 67. roku życia jest już dziś punktem naszego programu. Państwo powinno umożliwiać pracę do 67 lat, a nawet dłużej, jednak bez przymusu . Nie da się porównać kobiety pracującej w biurze z kimś pracującym fizycznie. Ponadto rezygnacja z pracy często pozwala kolejnemu pokoleniu na posiadanie dzieci. Dziś wiele par decyduje się na dzieci tylko dlatego, że może nimi zająć się będąca na emeryturze babcia czy dziadek.

Trzeci krok rządu Prawa i Sprawiedliwości?
Zmiana polityki zagranicznej. Bardzo szybki sygnał, już w expose premiera, do Niemiec i Rosji, że skończyła się polityka kliencka Donalda Tuska. Konkretne przesłanie, że nie oczekujemy nagród Karola Wielkiego czy Walthera Rathenau, ale poważnych stosunków. To tylko trzy pierwsze sprawy, bo schody zaczynają się później. Trzeba całkowicie zreformować państwo, niemal wszystkie dziedziny życia.

Front młodych

W zeszłym roku były spotkania dla młodych, program, odmłodzenie list wyborczych. Czy te działania będą kontynuowane?
Będziemy szukać takiej formuły, by młodzi kandydaci mieli większe szanse. Nie chodzi mi o sztuczne mechanizmy, ale o odpowiednią taktykę wyborczą i podjęcie starań, by młodych było więcej. Nasza kampania kierowana do młodych wyborców, promowanie programu PiS przez młodych ludzi było sukcesem - dlatego zresztą tak ją atakowano. Niestety wydaje się, że nie dość intensywnie była popularyzowana na poziomie okręgów wyborczych. W Prawie i Sprawiedliwość jest miejsce zarówno dla doświadczenia ludzi silnych wiekiem jak i dla zapału, pewnej świeżości spojrzenia na rzeczywistość jaką w szeregi partii wnoszą młodzi ludzie.

Kolejne sondaże wskazują na wygraną PiS w przedziale 18-24 lata.
Jeśli brać pod uwagę pułap od 16 lat, to nasza przewaga jest jeszcze większa. To jest dla nas bardzo dobra informacja, bo oni będą głosować w 2015 roku. Potrzebujemy stworzenia frontu młodych w PiS. Nie na zasadzie rebelii, ale zdecydowanego wejścia na scenę polityczną. Pierwszym warunkiem jest ich wejście do parlamentu i na pewno będzie to jeden z elementów naszego przesłania w kampanii wyborczej.

Kiedy Prawo i Sprawiedliwość przedstawi swój program wyborczy?
Prawdopodobnie w przyszłym roku. Ja chciałem zrobić to w tym roku, większość Komitetu Politycznego uważała inaczej. Okazuje się, ze wbrew tym bajkom o Jarosławie Kaczyńskim - dyktatorze w partii, to ja przegrałem i w wyniku demokratycznej decyzji program zostanie przedstawiony w 2013 roku. Tyle nowego się dzieje, że potrzeba nie poprawek do już istniejącego, ale całkowicie nowego programu PiS.

 



Źródło:

 

Grzegorz Wierzchołowski
Wczytuję ocenę...