Komisja Millera opublikowała będący uzupełnieniem wcześniejszego raportu protokół, który - według zapowiedzi - miał zawierać „szczegółowe opisy działań polskich ekspertów” ws. katastrofy smoleńskiej. Niestety - ani w protokole, ani w jego załącznikach żadnego opisu działań „polskich ekspertów” nie umieszczono.
Dzisiejsza depesza PAP brzmi:
„Cały protokół ma 71 stron, razem z załącznikami liczy ponad 1000 stron. Jak już wcześniej mówili członkowie komisji, jest on całkowicie spójny z raportem. Zawiera natomiast szczegółowe opisy działań polskich ekspertów, m.in. przeprowadzonych eksperymentów”.
Przejrzeliśmy całość opublikowanego materiału. Ani w protokole, ani w jego załącznikach nie ma żadnego „szczegółowego opisu” działań ekspertów, nie ma też żadnych opisów przeprowadzonych eksperymentów.
Skoki na spadochronie
W zaprezentowanym w lipcu 2011 r. raporcie Millera mogliśmy przeczytać, że na wraku „nie stwierdzono śladów detonacji materiałów wybuchowych”. Lakoniczność tego stwierdzenia pozwalała przypuszczać, że w zapowiadanym protokole znajdą się informacje, kto, kiedy i w jaki sposób przeprowadził badania pirotechniczne. Należało też sądzić, że eksperci podadzą nazwy środków wybuchowych, których obecność wykluczono. Protokół nie odnosi się jednak do tej kwestii nawet słowem (!).
Dokument nie zawiera także opisu działań polskich ekspertów na miejscu katastrofy. Na łamach „Gazety Polskiej” pytaliśmy, dlaczego członkowie komisji Millera nie zaprezentowali w raporcie własnych zdjęć drzewostanu wokół terenu katastrofy, skoro byli tam rzekomo przez 11 dni. Zadawaliśmy też pytanie, jak obliczono, że samolot mógł stracić fragment skrzydła po uderzeniu w brzozę, a potem obrócić się o 180 st. Pytaliśmy również o wyliczenia dotyczące przeciążenia w chwili katastrofy, które miało według Rosjan i komisji Millera wynosić aż 100 G (stukrotność wartości przyciągania ziemskiego), oraz o analizę rozrzutu części samolotu i ekspertyzę dotyczącą ich zniekształceń (wiele elementów zostało rozerwanych, a nie zgniecionych).
Wszystkie te pytania pozostały bez odpowiedzi; protokół nie odnosi się do nich w żaden sposób.
W dokumencie zawarto za to tak niezwykle ważne informacje jak... liczba skoków spadochronowych wykonanych przez kpt. Protasiuka i nawigatora czy liczba treningów poszczególnych członków załogi z wykorzystaniem kamizelki i łódki ratunkowej.
Miller czytał tekst w „GP”?
Jeszcze kilkanaście dni przed publikacją protokołu na pytanie dziennikarzy "Gazety Polskiej", dlaczego komisja Millera nie opublikowała pełnej wersji stenogramów rozmów z kokpitu Tu-154, MSWiA odpowiedziało:
"Stenogramy zapisów CVR publikowane są jedynie w zakresie niezbędnym do udokumentowania przebiegu zdarzenia lotniczego". Dzień po tym, jak w "Gazecie Polskiej" ukazał się tekst atakujący komisję Millera za utajnienie stenogramów, Ministerstwo zmieniło zdanie i zapowiedziało publikację całości rozmów z kokpitu.
Pełne stenogramy rozmów w kabinie pilotów i rozmów ze smoleńskiej wieży (sporządzone przez Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Komendy Głównej Policji) znalazły się w załączniku nr 8 do protokołu.
Nie ma w nich rewelacji, choć eksperci odczytali wiele komend, które potwierdzają wcześniejsze ustalenia, że piloci nie lądowali, lecz próbowali odejść "na drugi krąg". Stenogramy wykluczyły też naciski ze strony pasażerów samolotu.
Zaskakujący zwrot MSWiA w sprawie stenogramów może cieszyć. Jest szansa, że ich dokładna analiza pomoże wyjaśnić wiele dziwnych niejasności związanych z treścią raportu Millera i zweryfikować raczej wątpliwą dokładność synchronizacji zapisów rejestratora rozmów z zapisami tzw. polskiej czarnej skrzynki (ATM-QAR).
Przyznali się do kradzieży
Protokół komisji Millera, a raczej jego integralna część zatytułowana „Informacja dotycząca wykorzystanych materiałów”, potwierdza wcześniejsze doniesienia „Gazety Polskiej”, że eksperci wykorzystali w raporcie ukradzione zdjęcia. W „Informacji” czytamy m.in.:
"W przygotowaniu Raportu Końcowego, Protokołu oraz Załączników wykorzystano, między innymi, następujące materiały: (...) zdjęcie samolotu Tu-154M nr 101 w konfiguracji do lądowania wykonane przez Pana Roberta Lyons zamieszczone w galerii internetowej www.airlines.net, (...) materiały pochodzące ze strony Pana Siergieja Amielina; zdjęcie kabiny załogi samolotu Tu-154M nr 102 zamieszczone w internetowej galerii zdjęć www.airlines.net".
Komisja stwierdziła więc wprost - co jest wydarzeniem bez precedensu - że po pierwsze: ukradła cudze zdjęcia (poszkodowany autor jednej z fotografii otrzymał już zresztą odszkodowanie), a po drugie: że oparła swoją teorię „pancernej brzozy” na zdjęciach rosyjskiego dziennikarza Siergieja Amielina, który - przypomnijmy - uważa, że „nie ma podstaw, by zarzucać MAK stronniczość”.
Co ciekawe - eksperci Millera przyznali, że skopiowali fotografie Amielina z jego strony internetowej, a nie z karty pamięci aparatu. To całkowita amatorszczyzna, gdyż zdjęcia pozyskane w ten sposób są dużo niższej jakości, nie mówiąc o tym, że mogły zostać wcześniej odpowiednio „poprawione” i zmontowane.
Źródło:
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Grzegorz Wierzchołowski,Leszek Misiak