Państwo w rozsypce » więcej w Gazecie Polskiej! CZYTAJ TERAZ »

Wielki migracyjny szwindel - polityczno-medialny. Wołodźko: Z cynizmu uczynili polityczną cnotę

Dawno, dawno temu Sex Pistols wydali album „The Great Rock’n’Roll Swindle” („Wielkie rockandrollowe oszustwo”). Na naszych oczach rozegrał się jeszcze większy szwindel, dotyczący niemal kompletnej medialno-politycznej zmiany interpretacji wydarzeń przy granicy polsko-białoruskiej. Jest to jedna z największych lekcji mainstreamowego cynizmu w dziejach III RP - pisze Krzysztof Wołodźko w "Gazecie Polskiej".

Wielki migracyjny szwindel
Wielki migracyjny szwindel
Torstenspecht, CC BY-SA 4.0 <https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0> - Wikimedia Commons

W drugiej połowie kwietnia Grupa Granica, działająca przy granicy polsko-białoruskiej, w histerycznym tonie ogłosiła na platformie X:

„Polski rząd skazuje niewinnych ludzi na cierpienie, a Straż Graniczna cały czas bije uchodźców i migrantów. Zobaczcie, jak dziś wygląda sytuacja na pograniczu!”.

Dzień wcześniej GG uderzała równie mocno: „Dowiedzieliśmy się, że do dziś rząd Donalda Tuska wykonał ponad 1770 wywózek. W tym czasie o pomoc i wsparcie poprosiło nas ponad 838 osób. 25 osób zaginęło, a 5 osób zmarło. Wiemy też, że na granicy urodziło się jedno dziecko. Za ten koszmar odpowiedzialność ponoszą: #KontynuacjaPolitykiPiS, #koalicjawywózkowa”. W swoich postach aktywiści, czy może poprawniej – aktywiszcza, oznaczyły TVN24, TVP INFO, Polsat News, Onet, Wirtualną Polskę, TOK FM i RMF FM. 

Liberałów migranci już nie wzruszają

Stała się jednak dość dziwna rzecz: promigracyjny przekaz nie został podjęty. Żadnego publicystycznego patosu, pomstowania na nieczułą władzę, całej prawdy całą dobę o złym traktowaniu imigrantów na polsko-białoruskiej granicy. Wzmianki na ten temat są coraz bardziej stonowane i coraz częściej dotyczą zapewnień, że władza jeszcze lepiej zabezpieczy newralgiczne obszary. Blaknące widmo małej Eileen, nieistniejącej dziewczynki w czerwonej kurteczce, na nikim już dziś nie robi wrażenia. Poseł Franek Sterczewski nie gania się ze Strażą Graniczną, Michał Szczerba i Dariusz Joński nie dowożą zupy dla uchodźców. 

Zgorzkniała Agnieszka Holland nie ma co liczyć na wzruszenie Donalda Tuska nad jej apelami o humanitaryzm. Jedyną ofiarą zmiany władzy jest chyba tylko była już rzeczniczka SG, porucznik Anna Michalska, potraktowana jak kozioł ofiarny przez cynicznych trzynastogrudniowców. Ta dzielna kobieta zniosła niejedną obelgę ze strony lewackiego medialno-politycznego układu. I miejmy nadzieję, że w przyszłości polskie państwo wynagrodzi jej te krzywdy. Państwo prawe i sprawiedliwe.

Wielki przygraniczny szwindel to jedna z najbardziej zakłamanych melodii III RP. W znacznej mierze ponosi za niego odpowiedzialność lewicowo-liberalne środowiskowo medialne, które w bardzo trudnym, coraz bardziej kryzysowym momencie opisywało rosyjsko-białoruską operację „Śluza” po myśli Moskwy i Mińska. Każdy przytomny człowiek zdawał sobie sprawę, że prouchodźcza, tylko z pozoru humanitarna demagogia medialnego mainstreamu służyła interesom rozpędzającej się kampanii przedwyborczej Donalda Tuska. Chodziło o rozgrzanie emocji społecznych, przyprawienie PiS-owi gęby nieludzkich, nieczułych, skrajnych szowinistów. 

Marks, „Wyborcza” i świeża krew z Afryki

Liberałowie i lewica, co lepiej dziś widać, w gruncie rzeczy powtórzyli strategię podobnych sobie sił z południa Europy. W nieco innej skali i w nieco innym kontekście, ale w gruncie rzeczy chodziło o coś podobnego – przekonanie opinii publicznej, że każdy, kto przestrzega przed brzemiennymi skutkami narastających migracyjnych fal z Afryki i Azji, jest antyhumanitarnym neofaszystą, skrajnym prawicowym populistą. Zarówno na południu Europy, jak i w naszej części kontynentu ta strategia okazała się ostatecznie bardzo ułomna. Coraz częściej odrzucana przez narody Europy, zaniepokojone skalą zjawiska, także w Polsce okazała się dyskusyjna. I wtedy bardzo szybko Donald Tusk i grający na jego sukces przerzucili się na zupełnie inną opowieść – o złym PiS-ie, który „ściąga do Polski migrantów i nie pilnuje granic”.

Czy branżowe media podjęły temat nagłej zmiany strategii znacznej części środków przekazu? Czy organizacje dziennikarskie przygotowały analizy na ten temat? Czy KRRiT opracowała raport na ten temat? Pytania pozostawiam otwarte. Problem pewnie w tym, że wszyscy tak bardzo przyzwyczailiśmy się do cynizmu medialnego mainstreamu, że opinia publiczna przeszła nad tym do porządku dziennego. Szczególnie że i ona jest mocno podzielona – zwolennicy i zwolenniczki koalicji 13 grudnia mają szczęście, że dwójmyślenie nie boli. Oni w mgnieniu oka zaakceptowali fakt, że ministerstwo prawdy rządu Donalda Tuska ogłosiło, iż nie toczy już wojny ze Wschódazją, lecz z Eurazją. I w mgnieniu oka przyjmą do wiadomości – gdyby zaszła taka potrzeba – że znów trzeba rozpaczać nad małą Eileen w czerwonej kurteczce.

A przy okazji – w cieniu październikowych wyborów parlamentarnych nie wybrzmiała jedna ze smaczniejszych wtop „Gazety Wyborczej”. 14 października, już w czas ciszy wyborczej, na portalu Wyborcza.pl ukazał się duży wywiad zatytułowany: „Albo wpuścimy świeżą krew z Afryki, albo Europa będzie wielkim muzeum dla bogatych Chińczyków”. Była to rozmowa z Ilją Leonardem Pfeijfferem, holenderskim pisarzem, „znawcą migracji”, myślicielem chętnie powołującym się na Karola Marksa. Pfeijffer głosił, że „40 tys. uchodźców z Afryki to jest dokładnie to, czego potrzebuje takie miasto jak Wenecja. Musieliby przecież gdzieś pracować, potrzebowaliby butów, ubrań, możliwości zrobienia zakupów. Wtedy miasto miałoby znowu normalną strukturę gospodarczą. Potem potrzebowaliby szkół, księgarń, sklepów papierniczych – wszystkich tych rzeczy, które z takich miast zniknęły, bo nie są potrzebne turystom”. Pfeijffer perorował:

„Do zmiany podejścia do migrantów – uważam – nie potrzeba rewolucji. Starczy myślenie o własnym interesie, bycie pragmatycznym. Większość Europejczyków jeszcze do tego nie doszła, ale dojdzie prędzej czy później. Natomiast rewolucji, owszem, potrzeba, ale do czegoś innego. Tym wielkim problemem stojącym za zagrożeniami dzisiejszego świata jest niedziałający kapitalizm, którego nie da się już utrzymać. Żeby to naprawić, potrzeba radykalnej zmiany, to o tym przecież pisał Marks”.

Wielka lekcja medialnej hipokryzji

Tego było dość nawet czytelnikom „Gazety Wyborczej”. Tekst wywołał furię w komentarzach na portalu. Przede wszystkim podkreślano, że „nie można tak się odkrywać” dzień przed wyborami do Sejmu i Senatu. W efekcie artykuł po kilku godzinach zniknął ze strony Wyborcza.pl. Najpierw po prostu go zdjęto z portalu, ale później został skasowany – nie dało się go znaleźć pod linkiem. Najprawdopodobniej miał to być manifest proimigracyjnej otwartości, uskrzydlający w czas ciszy wyborczej fanów „Zielonej granicy”. Ale okazał się świadectwem przesilenia – został skasowany, a 17 listopada na łamach organu prasowego Adama Michnika et consortes ukazał się tekst jak zmiana wajchy – słynny artykuł Małgorzaty Tomczak: „Po dwóch latach pisania o migracji i kryzysie na granicy nie mam wątpliwości, że wytwarzamy fałszywą wiedzę”.

Dziś pod tekstami „Wyborczej” o imigrantach i sytuacji na polsko-białoruskiej granicy roi się od antyimigranckiego hejtu. Nikt tego nie moderuje, więc każdy, kto ma dostęp do całości tekstów na Wyborcza.pl, może przeżyć szok poznawczy. Jeśli naiwnie wierzył, że nasi Europejczycy są naprawdę tak lewo-europejscy, jak lubią przedstawiać się światu i samym sobie. Przykład? Tekst na portalu Wyborcza.pl: „Machińska: Niestabilny świat powoduje presję migracyjną. Polska nie jest przygotowana” (14 IV 2024, stan: 19 IV 2024). Pod artykułem, którego główne tezy są umiarkowanie proimigracyjne, znajdziemy uwagi stałych komentatorów: nikanor: „Dwa dni temu afrykańscy imigranci w Szwecji zastrzelili chłopakowi ojca. Bo mu nie pasowało, że go zaczepiają z narkotykami. Ale by all means, pani Machińska – dawajcie tu więcej imigrantów!”; babciazbielan: „dziadekzbielan: Pani Machińska bredzi w stylu »świat bez granic«, tak lewacka głupota. Granice trzeba chronić, wjazd do Europy powinien być zaszczytem dla tych nachodźców, a nie prawem”; MKKQ: „Wiarygodność aktywistów głoszących hasła, że każdy ma prawo wejść i zostać oraz że należy rozebrać płot na granicy byłaby większa, gdyby nie mieli zamków w swoich drzwiach w domach ani alarmów a ewentualnych intruzów witali w domach z uśmiechami, nie wypraszali, bo przecież nie wolno stosować pushbacków. To jak, pani Machińska, grupo Granica? Te zasady stosujecie też w domach na własny użytek, czy tak sobie pieprzycie jak to lewica potrafi najlepiej?” (pisownia oryginalna).

Jak to się ma do niedawnego hejtu wyborców Tuska o faszystowskim PiS? Ano tak jak mówiłem: dwójmyślenie ich wcale nie boli. A z cynizmu uczynili polityczną cnotę.  

 



Źródło: Gazeta Polska

 

Krzysztof Wołodźko