Tłummy kupców z Marywilskiej protestowały przed warszawskim ratuszem. Chcą obniżenia przez spółkę Marywilska 44 czynszu najmu boksów handlowych. Ratusz zaproponował spotkanie 1 marca. Protestujący nie spodziewają się jednak, że rozwiąże ono trwający problem.
Przed ratuszem na placu Bankowym protestował tłum kupców. Wszyscy mieli ze sobą pomarańczowe bandanki - kolor stowarzyszenia, które założyli - a także biało-czerwone flagi. Na dużych, również pomarańczowych banerach, napisane były m.in. hasła: "Precz z wyzyskiem", "Precz z oszustwem", "Marywilska jest nasza", a na plakatach: "Tak dla pracy" i "Walczymy o naszą godność".
"Jesteśmy tu po to, bo domagamy się od miasta jakieś interwencji w naszej sprawie"
Zaznaczyła, że przez trzy tygodnie nikt się z nimi nie kontaktował. "Dopiero po ogłoszeniu drugiego - dzisiejszego - strajku otrzymaliśmy zaproszenie na spotkanie 1 marca" - dodała.
"Obawiamy się, że to spotkanie nie rozwiąże naszych problemów, natomiast my już byśmy chcieli konkretów. Dlatego zapytaliśmy się pisemnie i mailowo, czego miałoby dotyczyć to spotkanie. Czy ratusz spotkał się z zarządem spółki Marywilska 44 i czy spotkanie 1 marca będzie spotkaniem trójstronnym"
Wyjaśniła, że kupcy walczą o obniżkę czynszu, który jest nieadekwatny do cen rynkowych. "Za boksy 30-metrowe w zależności od lokalizacji płacimy od 5 do 9 tys. zł. To olbrzymie koszty przy małej ilości klientów" - przekazała.
Podkreśliła, że protest nie ma związku z preferencjami politycznymi. "Nieważne, kto byłby prezydentem Warszawy i tak byśmy tu przyszli protestować" - dodała.
Wyjaśniła, że kupcy handlujący na Marywilskiej najpierw zostali przeniesieni ze stadionu Narodowego, potem spod Pałacu Kultury, a później z hali KDT.
"Teraz jesteśmy trochę na obrzeżach Warszawy, ale zawsze byliśmy jej częścią" - podkreśliła.