„Polska zawsze będzie krajem peryferyjnym. W naszym interesie jest rezygnacja ze snów o podmiotowości. Tylko wówczas w spokoju będziemy mogli korzystać z dobrodziejstw naszego peryferyjnego położenia. Jesteśmy wewnętrzną gospodarką Niemiec, wywijanie szabelką to samobójstwo”. Te mocne słowa wygłosił Bartłomiej Sienkiewicz na organizowanym przez krakowski Klub Jagielloński spotkaniu. Bynajmniej nie teraz, a w 2018 roku, w czasach, gdy Platforma Obywatelska ledwo co obroniła swoją pozycję najsilniejszej partii po stronie opozycji, niemającą jednak przesadnych widoków na władzę.
Czemu ta wypowiedź powraca teraz? Czy stoją za nim jakieś środowiskowe niuanse, rozczarowanie osób, które kiedyś widziały w Sienkiewiczu dawnego konserwatystę, państwowca i partnera do rozmowy, a dziś z przerażeniem patrzą, jak pieczę nad kulturą i pamięcią oddaje lewicowym fanatykom, dekonstruktorom historii spod znaku Jakuba Szeli – to tak naprawdę nie jest istotne. Ważniejsze, jak bardzo ta przypomniana wypowiedź oddaje sens niemal całej dzisiejszej polityki już nie samego Sienkiewicza (choć jego również – przypomnijmy tylko oddanie działki niemieckiej w TVP bezpośrednio dziennikarzom tamtejszych mediów publicznych), lecz całego rządu. Reszta ówczesnego wywodu Sienkiewicza sprowadza się do zakwestionowania dawnej wspólnoty narodowej poprzez pogodzenie się z silnym zróżnicowaniem społecznym i uznaniem, że ostatnim spoiwem tego nowoczesnego (post)społeczeństwa powinny być instytucje. Jak widać, nawet tego programu dziś minister nie realizuje, co zarzucają mu właśnie dawni znajomi z Klubu Jagiellońskiego, wróćmy jednak do przedstawionej przez niego wizji Polski, stanowiącej wraz z pozostałymi państwami naszej części Europy coś w rodzaju gospodarstwa pomocniczego wielkich Niemiec.
Sienkiewicz podczas tej dyskusji nagadał takich bzdur, że prowadzącego skręcało i nie mógł usiedzieć.
— Sawa (@sawa_calinski) April 19, 2024
Sienkiewicz uważa, że nie należy nawet próbować się rozwijać, bo nie jest to możliwe. Pozycja Polski jako peryferium została zapisana na kartach świata i nie należy tego… https://t.co/DxkVpoWoBE pic.twitter.com/kssE62rRf9
Zostawmy na boku to, co i tak jest oczywiste, czyli obraźliwe dla Polaków, malowane uprzedzeniami i kompleksami wyobrażenie sobie nas jako wiecznych pomocników, których ambicją może być jedynie sumienna służba. Ostatnie lata brutalnie rozprawiły się z tą wizją i to z obu stron. Polska pokazała, że może być krajem ambitnym, aspirującym do roli jeśli nie lokalnego mocarstwa, to na pewno lidera, nadającego ton polityce regionu, a zarazem rozwijającego się w szybkim tempie gospodarczo wbrew licznym przeciwnościom. Niemcy odwrotnie, ulegając szaleństwu zielonych ideologii, a zarazem uzależniając się od nieprzewidywalnej Rosji, zafundowały sobie kilka powiązanych ze sobą kryzysów – gospodarczych, energetycznych i społecznych.
Dość tylko wspomnieć, ze cyfryzacja usług publicznych na naszym poziomie jest dla Niemiec czymś od lat nieosiągalnym. I o to, gdy wreszcie udaje nam się wybijać z trudem na tę samodzielność, przychodzą ludzie zaślepieni swoją wizją, nie tylko szkodliwą dla Polski, lecz niemającą już żadnego pokrycia w faktach, i zaczynają ją realizować, zwijając inwestycje, dusząc CPK, rezygnując nawet z ważnych elementów obrony kraju w sytuacji zagrożenia wojną.
Sienkiewicz, a jak widać wraz z nim cała ekipa Tuska, przespał tę gwałtowną zmianę. W efekcie jesteśmy znów spychani do roli giermka sąsiada, który sam w międzyczasie okazał się być kolosem na glinianych nogach. Wizja politycznie i kulturowo nie do obrony, w międzyczasie straciła resztki jakiegokolwiek uzasadnienia ekonomicznego. Pora się obudzić z tych snów o cudzej wielkości.