Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Europa wobec instytucji referendum. Dla Szwajcarów to chleb powszedni, dla Niemców wręcz przeciwnie

W tradycjach republikańskich referendum jest ważnym narzędziem, po które władza nie boi się sięgać i uznaje wolę narodu. Jednak są państwa, w których w ogóle nie korzysta się z tego narzędzia. Uważa się, że jedyną okolicznością, kiedy obywatele mają możliwość wpływania na losy państwa, są wybory samorządowe, parlamentarne czy prezydenckie – mówi prof. Genowefa Grabowska, ekspertka w zakresie prawa unijnego i międzynarodowego. Rozmawia Jan Przemyłski.

Akademia Demokracji - Referendum
Akademia Demokracji - Referendum
mat. pras. - AdobeStock

Jak ważnym narzędziem demokracji w Europie jest obecnie referendum?

„Vox populi, vox Dei”, co tłumacząc z języka łacińskiego na polski oznacza: „głos ludu, głosem Boga”. Ta maksyma doskonale obrazuje, jak przez wieki ceniony był instrument demokracji, jakim jest referendum. Tłumacząc najkrócej, jest to najwyższa forma demokracji bezpośredniej. Natomiast w Europie podejście do niej jest różne i wynika z tradycji państwowych. W tradycjach republikańskich referendum jest ważnym narzędziem, po które władza nie boi się sięgać i uznaje wolę narodu. Jednak są państwa, w których w ogóle nie korzysta się z tego narzędzia. Uważa się, że jedyną okolicznością, kiedy obywatele mają możliwość wpływania na losy państwa, są wybory samorządowe, parlamentarne czy prezydenckie. Władza wybrana w tym głosowaniu ma mandat do podejmowania wszelkich decyzji w trakcie trwania swojej kadencji i niepotrzebne jest organizowanie ogólnokrajowego plebiscytu w jakiejkolwiek sprawie.

Którzy członkowie Unii Europejskiej nie przewidują w swoim prawodawstwie takiego instrumentu jak referendum?

Daleko nie musimy szukać, bo w niemieckim porządku prawnym w ogóle nie występuje takie narzędzie jak referendum. Niemcy nie pytają swoich obywateli o zdanie w kluczowych kwestiach. Władza uważa, że skoro została wybrana przez społeczeństwo, to ma prawo decydować w każdej sprawie, a ewentualne jej rozliczenie nastąpi przy kolejnych wyborach. Z kolei Francja jest przykładem państwa, które ograniczyło możliwość organizowania referendów, ponieważ jedno z takich głosowań, bardzo ważne dla sporej części sił proeuropejskich, poszło nie po myśli ówcześnie rządzących. Chodzi o plebiscyt z 2005 roku, gdy Francuzi powiedzieli „nie” ratyfikacji projektu Konstytucji dla Europy. Po tym wydarzeniu wprowadzono do prawa francuskiego zmiany, które poskutkowały tym, że do ratyfikowania umowy międzynarodowej już nie potrzeba zgody narodu w referendum. Zlikwidowano tę drogę. Jednak żeby nie było tak pesymistycznie, to powiedzmy jeszcze o Szwajcarii, gdzie referendum jest chlebem powszednim. Zarówno na szczeblu regionalnym, czyli w kantonach, jak i centralnym to narzędzie demokracji bezpośredniej jest wykorzystywane bardzo często. Średnio cztery razy w roku Szwajcarzy biorą udział w różnych referendach. 

Czy referenda w Szwajcarii wyglądają podobnie jak w Polsce? Obywatele idą do punktu głosowań, wypełniają arkusze i wrzucają do urn?

Nie. Tam wygląda to zupełnie inaczej. Szwajcarzy są świetnie zorganizowani w kwestii referendum. Obywatele nie muszą udawać się do komisji wyborczych, tylko dostają pakiety referendalne do domu. Do tego załączona jest pełna informacja o przedmiocie głosowania oraz skutkach, a nawet o konsekwencjach finansowych. Biorący udział w plebiscycie są uświadamiani o wadze podejmowanej decyzji. Po zapoznaniu się z całą tą materią wypełniają arkusze i odsyłają do odpowiednich organów administracyjnych. Co więcej, w Szwajcarii nie ma progu frekwencyjnego, ważność referendum nie jest więc uzależniona od liczby obywateli biorących w nim udział. Szwajcarzy wychodzą z założenia, że referendum daje możliwość decydowania o swoim państwie, że jest to prawo obywatela. Jeśli ktoś nie chce, to nie głosuje, ale w takim razie pozostawia decyzję innym.

Chciałbym wrócić do tematu Niemiec i Francji, gdyż część politycznych elit europejskich przekonuje, że te kraje należą do grupy tzw. starych demokracji. Jak zatem wytłumaczyć, że w jednym kraju w ogóle nie występuje narzędzie referendum, a w drugim jest ono ograniczane?

Otóż tak jak wspomniałam, Francja bardzo sparzyła się na referendum w roku 2005. Jest to jedno z grupy państw, które zakładało wspólnoty europejskie, starało się być motorem wszelkich zmian w Unii Europejskiej. Jednak gdy doszło do zatwierdzenia Konstytucji dla Europy w drodze referendum, Francuzi odrzucili ten dokument, co więcej – dali zaraźliwy przykład Holendrom, którzy tydzień później postąpili podobnie. Wynik referendum zszokował elity polityczne Francji, które uznały, że to „wstyd dla kraju założyciela Wspólnoty”  i aby nie dopuścić do powtórki w przyszłości, uznano, że lepiej ograniczyć to narzędzie demokracji. Natomiast argumentu, że „Francja jest starą demokracją”, często używano m.in. w dyskusjach o reformie naszego wymiaru sprawiedliwości. Gdy autorzy reformy tłumaczyli, że część proponowanych rozwiązań jest zapożyczona z systemów zagranicznych, w tym z Francji, w odpowiedzi pojawiały się głosy, że Francja może mieć takie rozwiązania, bo jest starą demokracją, a Polska jest demokracją młodą i na pewne rzeczy nie powinna sobie pozwalać. To było nie tylko krzywdzące i nieeleganckie wobec naszego państwa, lecz także zaprzeczało traktatowej zasadzie równego traktowania państw wewnątrz UE. Elity europejskie, które takie tezy głosiły, chciały w ten sposób wykazać swą wyższość, ale jednocześnie przechodziły obojętnie wobec faktu, że w Polsce przez wiele dekad panował siłą nam narzucony ustrój komunistyczny.  Udało nam się z niego wyswobodzić, szukamy najlepszej drogi do budowy sprawiedliwego państwa demokratycznego, więc nie można nas spychać do grona członków drugiej kategorii w Unii Europejskiej. Przecież w UE nie ma członkostwa pierwszej i drugiej kategorii!

Kilkukrotnie w przeszłości pojawiała się idea zorganizowania ogólnoeuropejskiego referendum. Tak było m.in. w przypadku dyskusji nad traktatem lizbońskim. Czy takie przedsięwzięcie jest możliwe do zrealizowania?

Do tej pory tylko w państwach członkowskich organizowane były referenda. Natomiast co jakiś czas faktycznie pojawia się pomysł przeprowadzenia ogólnoeuropejskiego plebiscytu w jakiejś sprawie. Trudno jednak powiedzieć, jak to przedsięwzięcie miałoby wyglądać. Przypominam, że wyborów do Parlamentu Europejskiego państwa nie muszą organizować w tym samym terminie, na ogół mają na to tydzień. Same wybierają dogodne dla obywateli daty, na przykład od 10 do 17 maja, i w tym czasie odbywają się głosowania w poszczególnych krajach. Dlaczego tak jest? Przyczyna jest bardzo prosta. Otóż różne są tradycje wyborcze w UE. Nie w każdym państwie do urn idzie się w niedzielę w godzinach od 7 do 22. Termin, przebieg i przygotowanie głosowania zależy od danego kraju. Jeśli faktycznie miałoby dojść do jakiegoś ogólnoeuropejskiego referendum, to wówczas dwadzieścia siedem państw musiałoby się zgrać dokładnie co do jego czasu. W mojej opinii byłoby to bardzo trudne. Nie wyobrażam sobie, aby jednego dnia wszyscy obywatele Unii Europejskiej poszli do urn zagłosować w danej sprawie. Mam nadzieję, że do takich sytuacji nie dojdzie.

W 2003 roku odbyło się referendum w sprawie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Warunki uczestnictwa we wspólnocie, które wówczas uzgodniliśmy, diametralnie różnią się od tego, co teraz proponują orędownicy zmian traktatowych. Czy w tej sytuacji w Polsce powinno się odbyć kolejne referendum, którym zapytano by obywateli o zgodę na przekazanie do Brukseli kompetencji w tak wielu kluczowych dziedzinach?

To jest argument za organizacją takiego głosowania, bo Polska wchodziła do Unii Europejskiej na zupełnie innych zasadach niż te, które nam się teraz proponuje. Polacy mieli możliwość wypowiedzenia się w referendum akcesyjnym, ale już traktat lizboński był ratyfikowany na drodze parlamentarnej, bez ogólnokrajowego plebiscytu. Uznano wtedy, że nie są to aż tak drastyczne zmiany, aby angażować w proces decyzyjny cały naród. Natomiast te zmiany, które są teraz proponowane, sięgają bardzo głęboko. Chodzi o całkowite przemeblowanie Unii. Jeśli ostateczny dokument dotyczący zmian traktatowych będzie zbliżony do obecnej wersji, bo pamiętajmy, że na wielu jeszcze etapach do tych propozycji mogą zostać wprowadzone poprawki, to naród absolutnie powinien mieć możliwość wypowiedzenia się w sprawie. Byłoby bardzo źle, gdyby ponad głowami obywateli zgodzono się na Polskę, która w niewielu istotnych kwestiach mogłaby decydować sama o sobie, a w większości – musiałaby wykonywać polecenia płynące z Brukseli. 

Czy uważa Pani, że tego typu referenda mogłyby się odbyć także w innych państwach członkowskich Unii Europejskiej?

Decyzja należałaby do przedstawicieli innych państw. Trudno wypowiadać się w ich imieniu. Na pewno ciekawa byłaby sytuacja, w której zarządzono by jednak ogólnoeuropejskie referendum. Wówczas także takie państwa jak wcześniej wspomniane Niemcy czy Francja musiałyby zorganizować głosowanie, mimo swojego stosunku do instytucji referendum.

Chciałbym jeszcze zapytać o referendum w sprawie przyjęcia w Polsce waluty euro. Pojawiają się różne głosy, że w tej kwestii powinno zostać zorganizowane ogólnokrajowe głosowanie. Czy to jest w ogóle możliwe, czy jednak sprawa została przesądzona w momencie wyrażenia zgody na przystąpienie do Unii Europejskiej?

Wchodząc do Unii Europejskiej, już zgodziliśmy się na przyjęcie euro, nie określając czasu jego wprowadzenia. Podkreślaliśmy, że zmienimy walutę wtedy, gdy będziemy na to gotowi. Wyłącznie od polskiego rządu zależy, kiedy te procedury zostaną uruchomione. Jednak tutaj nie ma możliwości zmiany decyzji poprzez referendum. Możemy co najwyżej odłożyć likwidację polskiego złotego na rzecz euro. Natomiast warto powiedzieć, jak to wygląda w innych państwach, bo na przykład Dania i Szwecja wchodząc do Unii zapowiedziały, że one nie zmienią swojej waluty. Dania dołączyła do Wspólnoty w 1973 roku, a Szwecja – do UE w roku 1995 i mimo upływu czasu kraje te nie zmieniły swojego zdania co do likwidacji swojej waluty i zastąpienia jej euro. Natomiast zmiany traktatów, które są teraz przedmiotem dyskusji w UE, przewidują wprowadzenie euro na terenie całej Unii. W związku z tym Bruksela musiałaby przekonać te kraje do zmiany stanowiska lub wykreślić te poprawki. Przypomnę też, że do tej pory największe korzyści z wprowadzenia euro odniosły Niemcy i Holandia. Całej reszcie ten ruch zaszkodził.


Partner „Gazeta Polska Codziennie”
W ramach projektu Fundacji Niezależne Media 
Akademia Demokracji – Referendum

 



Źródło: Nowe Państwo

 

#Nowe Państwo #AkademiaDemokracjiReferendum

Jan Przemyłski