Obawiając się, że lista skrajnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego (RN) Marine Le Pen wygra we Francji majowe wybory do Parlamentu Europejskiego, prezydent tego kraju Emmanuel Macron zapowiedział, że gotów jest zrobić wszystko, by do tego nie dopuścić.
To zaangażowanie Macron ujawnił na czwartkowym nieformalnym szczycie UE w rumuńskim Sybinie, co dla jednych oznacza, że złamał starą zasadę niewypowiadania się na tematy krajowe poza granicami Francji, a dla innych, że swą walkę ze skrajną prawicą przenosi na teren UE, pragnąc w ten sposób pokazać się jako przywódca Europy.
Choć według sondaży na listę prezydenckiej socjalliberalnej, proeuropejskiej i centrowej partii LREM głosować zamierza mniej więcej tyle samo wyborców co na skrajnie prawicowe RN, to badania opinii publicznej wykazują zdecydowanie lepszą dynamikę kampanii stronnictwa Marine Le Pen.
"Niezręczności, błędy w komunikacji, słabnące sondaże... Kampania Nathalie Loiseau nie może oderwać się od ziemi"
– podsumowywało radio France Info potknięcia byłej minister ds. europejskich, postawionej na czele listy i kampanii LREM do europarlamentu, którą nazwano "Renesans".
Prowadzony przez byłego maoistę dziennik "Mediapart" odkrył, że Loiseau jako studentka kandydowała z listy skrajnie prawicowego związku studenckiego. Choć kandydatka przyznała, że "był to błąd młodości", politycy - jak Yannick Jadot, nr 1 na liście EELV (Europa Ekologii-Zieloni) - którzy nie wahają się wchodzić w sojusze z komunistami, twierdzą, że "zaangażowanie na skrajnej prawicy nie może być lekceważone".
Te polemiki wyczerpują kandydatkę LREM, która staje się mało wiarygodna – twierdzili uczestnicy debaty we France Info. W tej sytuacji na ratunek ruszyli jej najpierw premier Edouard Philippe, a przy okazji szczytu UE w Sybinie również prezydent Macron.
Walkę z formacją Le Pen ustawił prezydent na płaszczyźnie europejskiej jako przywódca tych, którzy - jak to ujął - "wciąż pragną budować Europę". Określił się jako "patriota francuski i europejski", a patriotyzm przeciwstawił nacjonalizmowi. "Nacjonalizm to wojna" – zaznaczył Macron, przypisując do zdanie byłemu prezydentowi Francji Francois Mitterrandowi, choć jego autorem jest socjalista sprzed I wojny światowej Jean Jaures.
Przyznając, że "gmach europejski" należy wznosić inaczej, francuski prezydent wezwał Europejczyków, by "szybciej i z większą siłą" wzięli się za "przebudowę Unii". Tej przebudowie wyznaczył trzy priorytety: klimat, ochronę granic i rewizję układu z Schengen. Na niedawnej konferencji prasowej Macron ujawnił zamiar zmniejszenia liczby członków strefy Schengen poprzez wykluczenie z niej państw, które nie zgadzają się na narzucenie im kwot imigrantów, a więc również Polski.
Szef francuskiego państwa szczególny nacisk położył jednak na sprawy klimatu, twierdząc, że "Europa ma tu do spełnienia zasadniczą rolę". Francuscy komentatorzy tłumaczą to chęcią odebrania wyborców listom ekologicznym. Po ukłonach w stronę prawicy Macron szuka obecnie głosów na lewicy – komentowali uczestnicy debaty w telewizji BFM.
W tę "wyborczą konwersję" nie wierzy opozycja – zauważa dziennik "Le Monde", przytaczając słowa Yannicka Jadota, według którego prezydent "jest niepoważny". "Ma się wrażenie, że LREM prowadzi politykę jak marketing" – powiedział cytowany w "Le Monde" Francois-Xavier Bellamy, nr 1 listy centroprawicowej partii Republikanie.
Liczni obserwatorzy przyznają, że angażując się w kampanię, Macron wykracza poza rolę prezydenta, wcielając się w przywódcę stronnictwa politycznego.
Natomiast dla przywódczyni RN prezydent zamienia wybory do PE "w referendum za nim lub przeciw niemu". Le Pen powiedziała, że akceptuje wyzwanie, ale prezydent powinien pokazać "klasę, uczciwość i godność generała (Charles'a) de Gaulle’a i odejść, jeśli rzeczywiście przegra te wybory europejskie".