Donald Tusk idzie w zaparte i twierdzi, że 13 września prognozy nie były alarmujące, mimo że tę narrację obaliła zarówno UE, jak i komunikaty z polskich i czeskich instytucji meteorologicznych. Eksperci oceniają też, że skala tragedii mogłaby być mniejsza, gdyby wcześniej podjęto odpowiednie działania. – Po pierwszych niepokojących prognozach powinna zapaść decyzja o większych zrzutach wody ze zbiorników znajdujących się w Kotlinie Kłodzkiej – mówi „GPC” inż. Wojciech Skowyrski, hydrotechnik i jeden z projektantów zbiornika w Raciborzu. To nie koniec kompromitujących władzę kwestii, gdyż policja poinformowała, że zatrzymała osobę, która... napisała na facebookowej grupie o braku pomocy ze strony państwa i szabrownikach grasujących na zalanych terenach. Teraz grozi jej do pięciu lat więzienia. – Absurdalna sprawa – ocenia prof. Genowefa Grabowska, ekspertka w zakresie prawa.
Komisja Europejska od 10 września rozsyłała do krajów członkowskich z naszego regionu alerty o rosnącym zagrożeniu powodziowym. Dwa dni później polski Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej wydał komunikat, w którym jasno wskazał, że należy się spodziewać „bardzo szybkich i niebezpiecznych wzrostów stanów wody”, szczególnie w obszarach dorzecza górnej i środkowej Odry. „Istnieje zagrożenie pojawienia się powodzi błyskawicznych” – czytamy dalej. To jednak nie wszystko, bo 13 września nawet Czeski Instytut Hydrologiczno-Meteorologiczny alarmował, że polskie Głuchołazy oraz znajdujące się nieopodal miejscowości muszą być przygotowane na falę powodziową wyższą od tej, która dotarła w 1997 r.
Mimo tych wszystkich sygnałów Donald Tusk w tym samym dniu, w którym dostaliśmy ostrzeżenia od naszych południowych sąsiadów, obwieścił, że „prognozy nie są przesadnie alarmujące” i „nie ma powodów do paniki”. Co więcej, szef koalicji 13 grudnia nie ma zamiaru wycofywać się ze swojej narracji, co potwierdził ostatnim wywiadem dla neo-TVP.
– Tak, prognozy wówczas nie były przesadnie alarmujące. To, co było dla mnie kluczowe, to pierwsze posiedzenie sztabu. Chciałbym przypomnieć, że to był piątek 13 września o godz. 8 rano, tu, we Wrocławiu, jeszcze nie było nigdzie wysokiej wody. Nie było mowy o powodzi w Polsce – powiedział Donald Tusk w rozmowie z neo-TVP. Dziennikarka prowadząca wywiad nie dopytała jednak o ostrzeżenia, które płynęły do nas zarówno z polskich i europejskich instytucji, jak i państw sąsiednich. Nie zabrakło również ataku ze strony szefa rządu na opozycję, a konkretnie Prawo i Sprawiedliwość, które od początku tygodnia domaga się od marszałka Sejmu Szymona Hołowni, aby ten zwołał specjalne posiedzenie Sejmu w celu przyspieszenia prac nad rozwiązaniami prawnymi mającymi pomóc ofiarom powodzi.
– Ci wszyscy, którzy z PiS dzisiaj krzyczą, że „Tusk zauważył powódź”, powinni milczeć, bo oni mają powody do wstydu. Ale nie gadajmy o nich – mówił Tusk w neo-TVP. Warto przypomnieć, że to głównie politycy obecnej koalicji rządzącej w latach poprzednich protestowali przeciwko budowie zbiorników retencyjnych w regionach dorzecza Odry. W tej grupie były m.in. Urszula Zielińska (Zieloni) i Monika Wielichowska (KO).
– Donald Tusk od kilku dni skupia się wyłącznie na zabiegach PR-owych, które pozwolą odsunąć od niego odpowiedzialność za rozmiar katastrofy i rozmyją ją na osoby podległe premierowi. To są metody białoruskie lub rosyjskie. Szef PO próbuje wykreować swój wizerunek na gospodarza, który chciał jak najlepiej. Winę za ewentualne niepowodzenie zawsze ponosi ktoś inny, a Donald Tusk wówczas się „wścieka” na tę osobę i ją dyscyplinuje. To jest nic innego jak operacja minimalizowania szkód wizerunkowych – powiedział nam prof. Mieczysław Ryba, odnosząc się do słów premiera z wywiadu dla siłą przejętych mediów publicznych.
Z wielu miejsc dotkniętych katastrofą docierają do nas informacje o problemach z zarządzaniem kryzysem. W niektórych regionach mieszkańcy sami organizują i koordynują akcje umacniania wałów i przekazywania pomocy. W internecie pojawia się sporo postów, w których autorzy zarzucają zarówno lokalnym władzom, jak i tym centralnym bezradność i niekompetencję. Jednak komendant główny policji insp. Marek Boroń poinformował, że są pierwsze sukcesy w ściganiu... komentatorów internetowych.
– Jeden z takich przykładów: na profilu Kłodzko ukazała się taka informacja, że, w Lądku, Stroniu mieli grasować szabrownicy. To informacja nieprawdziwa. Tę osobę już zatrzymaliśmy i wspólnie z prokuraturą będziemy ją w dniu jutrzejszym rozliczać. Będzie to art. 172 Kodeksu karnego, czyli utrudnianie akcji ratowniczej
Czyn ten zagrożony jest karą pozbawienia wolności od trzech miesięcy do pięciu lat. Mimo że post został usunięty – nie wiadomo, czy przez autora, czy służby – „Codziennej” udało się ustalić jego treść.
„Po Lądku, Stroniu i okolicznych wsiach chodzą uzbrojeni szabrownicy, ludzie boją się wyjść z psami na dwór, brakuje policji, wojska, ciężkiego sprzętu i przede wszystkim pomocy od państwa”
Komentarza w tej sprawie udzieliła „Codziennej” prof. Genowefa Grabowska, ekspert w zakresie prawa.
– Absurdalna sprawa. Człowiek ma być pociągnięty do odpowiedzialności za to, że alarmuje o sytuacji zagrożenia? Przypominam, że w 1997 r. bandy szubrawców potrafiły tak ogołocić mieszkania, że nawet klamki z drzwi demontowano. To są relacje ludzi, którzy przeżyli tamtą tragedię. Przyznam szczerze, że nie wyobrażam sobie, że w prokuraturze ten zarzut wobec zatrzymanego człowieka zostanie utrzymany. To byłby niewyobrażalny skandal. Podejrzewam też, że policja sama z siebie nie wymyśliła tak przewrotnej akcji. Być może pojawił się odgórny nakaz cenzurowania wszelkich niewygodnych informacji