Ostatnie dni to prawdziwy polityczny stand-up w wykonaniu Marszałka Sejmu. Hołownia dwoi się i troi, byle tylko zaistnieć w przestrzeni publicznej. Czy usiłuje osiągnąć to prezentując jakieś sensowne inicjatywy? Nic z tego. Mamy za to do czynienia z festiwalem żartów – coraz głupszych i agresywniejszych. Niestety, wszystko wskazuje na to, że będzie tylko gorzej, zaś Hołownia powoli przeobraża się w nowego Niesiołowskiego lub Palikota na usługach PO - pisze Dawid Wildstein w "Gazecie Polskiej".
Czy ktoś jeszcze pamięta początki władzy koalicji 13 grudnia? Przecież miało być tak pięknie. Hołownia w kolejnych artykułach „GW”, Onetu czy programach TVN-u okazywał się „giga chadem”, prawdziwym „sigmą” (dla niewtajemniczonych: to młodzieżowe określenia opisujące kogoś wyluzowanego, charyzmatycznego, dominującego w towarzyskiej grupie). Obrady Sejmu, w których brał udział, miały „przywrócić polski parlamentaryzm młodym”.
Rzecz jasna, opisana powyżej „nowa jakość” Hołowni od początku była hucpą, kreowaną przez media na pasku PO, o czym zresztą świadczy sam infantylny, nieudolnie młodzieżowy język tej propagandy. Niemniej wydawało się, że teatrzyk ten nie tylko odpowiada przywódcy Trzeciej Drogi, ale dodatkowo przynosi tak jemu, jak i koalicji rządzącej konkretne benefity. Tymczasem nie minął nawet rok i okazuje się, że z tamtego Hołowni nie zostało nic.
Co mamy zamiast tego? Coraz agresywniejszego populistę, komedianta, zamieniającego swoją funkcję w państwie, jedną z ważniejszych w wymiarze symbolicznym, w kiepskiej jakości stand-up. Ostatnie tygodnie w dobitny sposób to potwierdziły. Przypomnijmy tylko kilka „wyczynów” Hołowni z tego okresu. Zaczęło się od kuriozalnej odpowiedzi na pytanie dziennikarza Republiki o antypowodziową infrastrukturę, na które Marszałek Sejmu wręcz odwarknął: „A co pan zrobił, żeby powstały zbiorniki retencyjne?”. Zauważmy, jak niebywale prymitywna była to odzywka, pozbawiona jakiejkolwiek błyskotliwości. Bardziej przypominała ona typową dla uczniów podstawówki (a może i przedszkola) ripostę „No chyba ty” i miała podobną skuteczność, niezależnie od tego, jak usiłowały tę sytuację przedstawić media przychylne Hołowni. Co jak co, ale nawet wyborcy PO wiedzą, że nie jest rolą dziennikarzy budowa zbiorników retencyjnych. Potem mieliśmy słowa o tym, że w Trybunale Konstytucyjnym zasiadają ludzie „przebrani za sędziów”, wypowiedź skierowaną do posłanki PiS, że „nie ciągnął z nią patelni po bruku”, zaczepne deklaracje względem Mateusza Morawieckiego, że „on się go nie lęka” oraz żenującą pyskówkę z dziennikarzem Republiki, Michałem Jelonkiem, w której zamiast odpowiadać na pytania, usiłował infantylnie kpić z tak poważnej sytuacji, jaką jest niewpuszczanie jednej z największych polskich stacji informacyjnych na konferencje sztabu kryzysowego Tuska.
Widać więc wyraźnie, że Hołownia zdecydował się w ostatnim czasie na dużo agresywniejszą i populistyczną postawę niż dotychczas. Z czego wynika ta zmiana? Na pewno nie można tu pominąć elementu emocjonalnego. Niezależnie od tego, jakiego „twardziela” usiłuje grać Hołownia, ton jego głosu, mimika czy dobór słów bywają wręcz histeryczne. Tego typu emocje są zrozumiałe w sytuacji takiej jak powódź, gdy spektakl polityczny wymyka się władzy spod kontroli, zaś rzeczywistość dochodzi do głosu. Ważniejsze wydaje się jednak co innego. Zachowanie Marszałka Sejmu to wynik tego, w jaki sposób rozegrał go Tusk. Jest rozpaczliwą próbą zaistnienia w sferze publicznej i medialnej. Hołownia bowiem wie, że w tym momencie nie istnieje w teatrzyku Tuska. Że został sprowadzony – nie tylko on zresztą, cała jego formacja – w tak krytycznej sytuacji, z jaką mamy dziś do czynienia, do roli biernych obserwatorów, polityków trzeciego rządu. Politycznie jest to dla niego sytuacja bardzo niebezpieczna. Jednocześnie Hołownia ma świadomość, że próba wejścia w przestrzeń medialną na „poważnie”, przy tak ostentacyjnie narzuconym mu przez koalicjanta (a de facto pana) braku sprawczości, jest z góry skazana na porażkę. Zostaje mu więc tylko cyrk, i to taki, jaki lubią media wierne PO – maksymalnie krzykliwy i agresywny, który pobudzi fanatyków z Silnych Razem. Dlatego Hołownia – przypomnijmy, Marszałek Sejmu – w czasie tak gigantycznej tragedii, jaką jest aktualna powódź – zdecydował się zamienić w politycznego trolla, którego obecność w mediach warunkowana jest jego chamskimi odzywkami wobec polityków demokratycznej opozycji oraz atakowaniem dziennikarzy nie dość przychylnych PO.
Warto zauważyć, że jest w naszym regionie jedno państwo, w którym żyje polityk pod wieloma względami przypominający Hołownię. Mowa tu o Bułgarii i przywódcy partii ITN (Jest Taki Lud), którym jest Sławi Trifonow. To bułgarski piosenkarz i prezenter telewizyjny, który założył, w teorii, antyestablishmentowe, proeuropejskie i centrowe ugrupowanie (czy nie brzmi to już znajomo?). To partia, której wpływ na sferę polityczną jest z zasady destrukcyjny, ciążąca w stronę skorumpowanych, wręcz mafijnych, a jednocześnie zblatowanych z brukselskimi eurokratami środowisk dominujących dziś w Bułgarii. Wynika to z jej „showmańskiego” charakteru, ściśle związanego ze skrajnym populizmem. Ideologicznie obrotowa, z zasady trzyma się ona jednak establishmentu, kierując swoje zainteresowanie tam, gdzie może bezpiecznie konsumować frukta związane ze swoim politycznym zaangażowaniem. Ten aktorski populizm i bezideowość powodują, że nie będzie ona nigdy realnym partnerem dla reformatorskiej, wręcz sanacyjnej partii gotowej wejść na wojenną ścieżkę z grupami interesów, które oplotły tamto państwo. To zresztą ITN jest odpowiedzialny za upadek jedynego realnie reformatorskiego i proamerykańskiego rządu Petkowa w tym roku. Mając oczywiście świadomość elementarnych różnic między ekosystemami politycznymi Bułgarii i Polski, widać też wyraźne podobieństwa między naszym Marszałkiem Sejmu a szefem ITN, a także ich ugrupowaniami. Można więc śmiało założyć, że, intencjonalnie bądź nie, Hołownia będzie próbował przetrwać w polskiej polityce na podobnej zasadzie co Trifonow w bułgarskiej. Tworząc bezideową formację, odróżniającą się od pozostałej sceny politycznej za pomocą błazenady i destrukcji polityki na rzecz słabej jakości kabaretu, udającą opcję antysystemową, by zdobyć w ten sposób te kilka procent głosów, które pomogą PO utrzymać władzę.
Patrząc wstecz, ewolucja Hołowni jest czymś niewyobrażalnym i powinna przejść do podręczników historii III RP. Cokolwiek by bowiem myśleć o aktualnym Marszałku Sejmu, ten człowiek miał złoty róg. Osiągnięty wynik wyborczy oraz apanaże, jakie dostał w momencie rozdzielenia stanowisk przez rządzącą koalicję, umożliwiały mu bycie poważnym graczem w polskiej polityce. Wystarczyłoby, żeby on i jego formacja, nie rezygnując w żaden sposób z antypisowskiej retoryki, zdobyli się na gram realnej asertywności względem Tuska, w naprawdę istotnych dla niego kwestiach. Zamiast tego wybrali rolę lokajów, którymi uśmiechnięty premier wyciera podłogę jak chce, bardzo często wystawiając ludzi Trzeciej Drogi na strzał, robiąc ich odpowiedzialnymi za patologie władzy PO. Teraz jest już dla Hołowni i jego formacji za późno. Stracili oni, z powodu swojej bezideowości, amorficzności (w tej materii Trzecia Droga jest właściwie klonem PO), a także zwyczajnej małości i tchórzliwości swoich przywódców, szansę na realną sprawczość w polityce. Dodając do tego fakt, że Trzecia Droga zrezygnowała ze stworzenia własnych kanałów komunikacji z potencjalnym elektoratem, bazując w tej kwestii na mediach ślepo wiernych PO, Hołownia znalazł się w potrzasku Tuska, z którego już nie wyjdzie. Jedynym sposobem jego politycznego istnienia będzie opisana powyżej rola coraz bardziej groteskowego błazna, który, żeby utrzymać zainteresowanie swoją osobą i iluzję sprawczości, będzie coraz bardziej wrzaskliwy, agresywniejszy i głupawy. To o tyle ponure, że już teraz ciężko wyobrazić sobie coś gorszego niż to, co prezentuje Hołownia. Jeśli jednak coś nam pokazała uśmiechnięta Polska i jej akolici, to właśnie to, że nie ma dla nich rzeczy niemożliwych.
Komentarze w polskich mediach po wywiadzie z Donaldem Trumpemhttps://t.co/KkWdDsly6f
— Tomasz Sakiewicz (@TomaszSakiewicz) October 8, 2024