Alkotubkowa putinada – wszystkie wojny szeryfa Donalda » więcej w Gazecie Polskiej! CZYTAJ TERAZ »

Co czytał Donald Tusk? "Demokracja walcząca to ostateczny wyraz tolerancji" - pisał profesor prawa

Donald Tusk działania pozaprawne swojej administracji ubrał wczoraj w słowa o "demokracji walczącej'. Samo pojęcie pochodzi z terminologii dotyczącej opozycji antynazistowskiej. Obszernie opisywał je pięć lat temu prof. Tomasz Koncewicz na stronach "Archiwum Osiatyńskiego". Trudno nie odnieść wrażenia, że Tusk ten tekst czytał ze szczególną uwagą.

Premier Donald Tusk kontrasygnował postanowienie prezydenta Andrzeja Dudy
Premier Donald Tusk kontrasygnował postanowienie prezydenta Andrzeja Dudy
Fot. Tomasz Jędrzejowski - Gazeta Polska

- Jeśli chcemy przywrócić ład konstytucyjny oraz fundamenty liberalnej demokracji, musimy działać w kategoriach demokracji walczącej. Oznacza to, że prawdopodobnie nie raz popełnimy błędy lub podejmiemy działania, które według niektórych autorytetów prawnych mogą być nie do końca zgodne z literą prawa, ale nic nie zwalnia nas z obowiązku działania - te słowa padły wczoraj w Senacie z ust szefa rządu, Donalda Tuska.

Brzmi to jednoznacznie jak usprawiedliwienie łamania prawa i wszystkich zasad państwa prawa w celu utrzymania zdobytej częściowo władzy. Już kilka miesięcy temu Donald Tusk mówił o stosowaniu "prawa, tak jak my je rozumiemy". Dziś ubrał to w określenie "demokracji walczącej".

Warto zwrócić uwagę, że w polskim kontekście politycznym, o "demokracji walczącej" pisał w styczniu 2019 r. - czyli jeszcze w czasach pierwszej kadencji rząd Zjednoczonej Prawicy - profesor prawa, Tomasz T. Koncewicz. Na stronach "Archiwum Osiatyńskiego" zamieścił obszerny tekst pt. "Demokracja walcząca w obronie konstytucji".

Termin z czasów walki z hitleryzmem

We wstępie prof. Koncewicz wskazuje, że termin "demokracja walcząca" pochodzi z roku 1937 r., a jego autorem jest Karl Loewenstein - "uchodźca z nazistowskich Niemiec".

"Myśl Loewensteina odcisnęła piętno nie tylko na konstytucyjnym systemie powojennych Niemiec, gdzie „demokracja walcząca” stanowi jeden z fundamentów konstytucjonalizmu, ale także na wyborach innych państw powojennej Europy. Pomne tragicznej historii, państwa uznały za wskazane działać prewencyjnie i antycypacyjnie – bronić swoich systemów demokratycznych przed zamachami i atakami od wewnątrz, zamiast czekać aż system zostanie rozmontowany przez siły mu wrogie w oparciu o mechanizmy demokratyczne"

- napisał prawnik.

Czy Tusk wprowadzający "demokrację walczącą" widzi wątki wspólne z tym, co działo się w latach 30. i 40. w Niemczech? 

- Muszę powiedzieć, trochę jako historyk interesujący się historią polityczną Europy, że zakres rozliczeń i odpowiedzialności, także powoli odpowiedzialności karnej ludzi, którzy nadużyli władzy przeciwko ludziom, jest największy od kilkudziesięciu lat, biorąc pod uwagę całą Europę. Tylko rozliczenia powojenne Niemiec, mówię Norymberga i jej konsekwencje i Jugosławia po wojnie. One są oczywiście nieporównywalne - powiedział kilka dni temu Tusk, podczas spotkania z wybranymi środowiskami prawniczymi.

"Ostateczny wyraz tolerancji"

Prof. Koncewicz w swoim wywodzie przekonuje, że "demokracja walcząca" jest solą demokracji, a nie czymś obok niej. Nazywa ja nawet "perłą w koronie systemu demokratycznego i ostatecznym wyrazem tolerancji".

Dalej, w rozdziale poświęconym międzynarodowemu aspektowi "demokracji walczącej", czytamy, akceptacji dla "działań obronnych państwa".

- Mając na uwadze brutalizację życia politycznego w Polsce, istotne jest, że argumenty z koncepcji „demokracji walczącej” mogą odgrywać rolę także w kontekście stricte politycznym. Np.: gdy dochodzi do zakazu rejestracji partii, nakazu jej rozwiązania, zakazu startu w wyborach osób głoszących określone poglądy, czy przewodniczenia przez nie na wiecach etc.

- wskazał prof. Koncewicz.

Polacy nie zrozumieli

Autor artykułu przekonuje, że w Polsce "nie rozumieliśmy", czym jest "prawdziwa demokracja". A czym jest prawdziwa demokracja?

"Prawdziwa demokracja nie jest tylko demokracją rządów większości spełniającą się co kilka lat w symbolicznym akcie głosowania" - jak pisze Koncewicz - a dopełniać ma ją właśnie "demokracja walcząca", zapewniająca "przestrzenie materialnym fundamentom demokracji".

"Propagowanie zmian musi mieć jednak charakter legalny i demokratyczny, i powinno wystrzegać się języka antagonistycznego. Musi respektować fundamentalne zasady demokratyczne. Kierując się tymi wskazówkami możemy ocenić, którzy aktorzy polskiej sceny politycznej mieszczą się w granicach akceptowalnej krytyki państwa i jego organów oraz zasługują na korzystanie z przywilejów, jakie daje im system demokratyczny" - pisze autor, po czym dodaje:

"Demokracja nie może być bezbronna, a Konstytucja nie może stać się „paktem samobójczym”".

W dalszej części wywodu prof. Koncewicz wskazuje - bez zaskoczenia - że "PiS zawsze był klasycznym przekładem nielojalnej opozycji". Przekonuje, że można było zapobiec dojściu Prawa i Sprawiedliwości do władzy, a organy III RP "mogły bronić demokracji na wiele sposobów" - tu wymienia m.in. "delegalizacje anty-demokratycznych partii", odmawiania marszów lub zgromadzeń, w domyśle i dosłownie - Marszu Niepodległości.

"Państwo nie może czekać z interwencją obronną do momentu, w którym partia polityczna obejmie władzę i zacznie wprowadzać nowe porządki niezgodne z obowiązującą Konstytucją. Gdy zagrożenie dla demokracji jest w sposób wystarczający udokumentowane i realne, trzeba działać „tu i teraz”. Pomiędzy słowami nienawiści i brutalnej kontestacji rzeczywistości a konkretnymi działaniami przebiega bardzo cienka linia. Państwa demokratycznego nie stać jednak na testowanie jej przebiegu, ponieważ może się okazać, że otrzeźwienie i działania obronne przyjdą zbyt późno. To jest lekcja z historii, którą w Polsce zlekceważyliśmy"

- czytamy w tekście Tomasza Koncewicza.

 



Źródło: archiwumosiatynskiego.pl, niezalezna.pl

 

#bezprawie Tuska #prof. Tomasz Koncewicz

dm