Z pomocą mieszkańcom zalanych terenów na południu Polski ruszyły Wojska Obrony Terytorialnej. W działania zaangażowanych jest kilkuset żołnierzy – pomagają w ewakuacjach, umacniają wały, współpracują ze służbami ratowniczymi. Są – zgodnie ze swoim mottem – zawsze gotowi i zawsze blisko, by nieść wsparcie lokalnej społeczności.
Dla wielu z nich rozpoczęty tydzień będzie inny niż zwykle – nie pójdą do pracy czy szkoły. Pozostaną na miejscu, by nadal walczyć z żywiołem. Zaangażowanie terytorialsów pokazuje, jak ważnym i słusznym krokiem było powołanie tego rodzaju armii. Żołnierze w oliwkowych beretach wielokrotnie potwierdzili, że są w stanie sprostać postawionym przed nimi wyzwaniom. Pandemia, ochrona wschodniej granicy, pomoc Ukraińcom po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji. Teraz największa od lat powódź, a na przestrzeni lat niwelowanie skutków pomniejszych klęsk żywiołowych. Przypominam o tym, bo w obecnym obozie władzy są osoby, które w przeszłości krytykowały sens powstania WOT i na wszelkie sposoby próbowały zdyskredytować ten rodzaj armii. Ciekawe, co teraz mają do powiedzenia, widząc, jak żołnierze zostawiają swoje rodziny, by z narażeniem zdrowia i życia nieść pomoc poszkodowanym w powodzi.