Niedawno lider PO obruszał się, gdy nazwano go premierem polskiej biedy. Wczoraj z kuriozalnego wywiadu dla serwisu Natemat dowiedzieliśmy się, że z biedą miał coś wspólnego, lecz inaczej, niż myślą Polacy.
„Wiem, jak smakuje bieda. W przeciwieństwie do wielu polityków, którzy dziś rządzą czy brylują na salonach, mnie nikt nie musi uczyć, co znaczy surowe życie człowieka, który nie ma co do garnka włożyć” – mówi polityk, który według wyliczeń mediów w ciągu pięciu lat pracy w UE zarobił ponad 8 mln zł. Wspomina też swoje straszne doświadczenia z czasów, gdy musiał mieszkać w Sosnowcu i Kędzierzynie-Koźlu. Nie to jednak przebiło się do mediów. Furorę zrobiła zapowiedź obniżenia cen paliw. Donald Tusk zapowiedział, że gdyby przyszło mu rządzić, to benzyna byłaby po 5 zł 19 gr. Nie wiem, czy jest w Polsce jeszcze osoba, która wierzy w takie obietnice, ale chciałbym ją poznać. Najważniejszym jednak wątkiem była demonstracja antyrosyjskości. To ostatnio mania „króla Europy”, który wszem wobec przekonuje, że przestrzegał przed Putinem. Parafrazując Margaret Thatcher, z antyrosyjskością jest tak jak z byciem damą – jeśli musisz mówić ludziom, że nią jesteś, to znaczy, że nią nie jesteś.